Nie raz snia mi sie lawendowe pola. Nie wiem, na ile wplyw na te sny ma telewizja satelitarna ;) a na ile moje wlasne wspomnienia, ale zawsze w tych snach ide lub biegne przez bezkresne, lawendowe pole i muskajac palcami miekkie kwiatki. Dziwne, ale we snie nie sa szorstkie. Przypominaja soczysta, poska łąkę - tyle ze nie jest kolorowa. To niebiesko-fioletowy ocean kwiatow...
Nie wiem, dokad tak biegne, bo nigdy tego do konca nie wysnilam, ale bardzo lubie te sny. Budze sie po nich niesamowicie wypoczeta i zawsze zaluje, ze zbyt szybko sie obudzilam...
W ub. roku przemierzylismy caly Hvar, z zachodu na wschod, jadac waska, niesamowicie kreta droga, zawieszona nad przepascia. Nie raz zaciskalam powieki, walczac z koszmarnym lekiem wysokosci. Ale zawsze zerkalam przez palce, bo przeciez zal kazdego kadru :)
Nie da sie tego opisac, bo to nie tylko widoki, choc te doslownie zapieraja dech. To powietrze drgajace od upalu, przesycone zapachem rozgrzanej ziemi i naturalnych olejkow eterycznych. Trudna do wyobrazenia moc orkiestry cykad, w zagajniku przy drodze. Strzeliste cyprysy, wyrastajace, jak gigantyczne swiece, wyzej niz jakiekolwiek inne drzewa. Srebrnozielone gaje oliwne, soczyste, bladorozowe i amarantowe oleandry, prawie czarna zielen winnic. Kamienie na plazy tak biale i gladkie, ze az musial powstac zakaz wynoszenia ich z plazy... Woda tak lazurowa, szmaragdowa, blekitna, ze kazde spojrzenie, to gotowa pocztowka...
A przeciez jeszcze miod lawendowy i cudownie zielona, gesta oliwa, kupione po drodze, w malenkim gospodarstwie. Nasz samochod wyladowany bagazami, a w kazdej szczelinie peki lawendy i rozmarynu :) Moje zachwycone okrzyki i postoje "na zdjecie", doslownie co pare minut.
D. smial sie ze mnie, ze nie zdazymy na prom, jesli bede wszedzie zrywac lawende, eksplorowac kazdy oliwny gaik i cykac fotki, jak rodowity Japonczyk :D
Na Hvarze zostawilam kawalek serca i zawsze bede tesknic. Bo chociaz "bylam w Rio, bylam w Bajo", to tylko tam pomyslalam: naprawde moglabym tu zamieszkac.
A wracajac na ziemie... Ten przepis, to impuls, szybka pilka, decyzja podjeta w jednej chwili. Nawet sie nie zastanawialam, posypujac mieso kwiatkami lawendy - wiedzialam, ze bedzie doskonałe i bylo :)
Składniki:
1duzy udziec indyczy z koscia, bez skory i widocznego tluszczu
swieze ziola: po 1 galazce lawendy, listkow laurowych, tymianku, rozmarynu
kilka posiekanych zabkow czosnku
lyzka oliwy
sol, kolorowy pieprz, słodka, czerwona papryka w proszku (najlepsza wegierska), olej do smazenia
Sposób wykonania:
Mieso posmarowac oliwa i marynowac w ziolach i przyprawach, co najmniej godzine, a najlepiej przez cala noc. Nastepnie wyjac z marynaty, ziola i powstaly sos odlozyc na pozniej.
Dobrze rozgrzac, w glebokiej patelni, nieduza ilosc oleju. Mozliwie szybko zrumienic mieso z kazdej strony (boki rowniez). Wlac ok. pol litra wody i po chwili przelozyc mieso do szybkowaru, dodac marynate wraz z ziolami i czosnkiem, zamknac szczelnie i gotowac ok. pol godziny lub dluzej, w zaleznosci od wielkosci udzca.
Mozna tez mieso po obsmazeniu przelozyc do rekawa do pieczenia i upiec do miekkosci.
Po duszeniu/pieczeniu zostawiamy mieso na ok. 10 min zanim zaczniemy je kroic.
Sos mozna, ale nie trzeba, lekko zagescic.
Polecam te pieczen na cieplo, krojona w grube plastry (jest niesamowicie soczysta), np. na obiad.
Albo na zimno, na kanapki lub chrzanem, musztarda, czy sosem tatarskim.
Przepis dolaczam do akcji Pluskotki Zielnik Kuchenny
niebywałe!
OdpowiedzUsuńpo prostu... zaskoczyłaś mnie tym lawendowym mięsiwem.
zauroczyło mnie ;]
http://www.karmel-itka.blogspot.com
http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
Dziekuje bardzo :) Juz go nie ma, ale jak patrze na zdjecia, to znow bym zjadla ;) jestem dla siebie zagrozeniem :D
OdpowiedzUsuńlawendowo.. niesamowicie.
OdpowiedzUsuńlawendowo.. niesamowicie.
OdpowiedzUsuńMałgoś, a jakie mięcho zamiast tego udźca można jeszcze zamarynować? Każde? Wiesz, ze ja z mięsem na bakier i muszę zadawać głupie pytania ;-)) A co do zielarstwa, to w naszym skansenie organizują zajęcia z tegoż, chciałam się zapisać i co?? Zajęcia tylko dla gimnazjalistów! Phi!
OdpowiedzUsuńMieso i lawenda? Bardzo intrygujace!
OdpowiedzUsuńasieja, dziekuje :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, mysle, ze kazde. Ja kiedys dodalam do wolowiny, jak robilam placki po zbojnicku. Tez bylo fajne. Lawende musisz wyczuc, wiec najpierw dodaj tylko troszeczke i poczekaj, az sie smak i zapach rozwinie. Zawsze mozna dodac wiecej.
Ja na poczatku troche sie balam, ale to naprawde ładny aromat i o dziwo, wogole nie lawendowy :)))
Co do zajec, to tez bym sie chetnie na jakies fajne warsztaty zapisala. Jak cos wyczaisz, to daj znac (byle nie dla gimnazjalistow ;)
Maggie, ciesze sie, ze cie zaintrygowalam :)
Tak, z lawendą trzeba ostrożnie :) na początku wszystko mi mydłem smakowało, teraz uwielbiam jej dodatek.
OdpowiedzUsuńAle o pieczeni z indyczego udźca nie pomyślałam, a akurat jest okazja, żeby spróbować. Dzięki za inspirację.
Bardzo prosze :)
OdpowiedzUsuń