niedziela, 4 września 2011

Lawendowa pieczeń. Soczysta, pyszna i, jakby tego było mało, dietetyczna


Nie raz snia mi sie lawendowe pola. Nie wiem, na ile wplyw na te sny ma telewizja satelitarna ;) a na ile moje wlasne wspomnienia, ale zawsze w tych snach ide lub biegne przez bezkresne, lawendowe pole i muskajac palcami miekkie kwiatki. Dziwne, ale we snie nie sa szorstkie. Przypominaja soczysta, poska łąkę - tyle ze nie jest kolorowa. To niebiesko-fioletowy ocean kwiatow...
Nie wiem, dokad tak biegne, bo nigdy tego do konca nie wysnilam, ale bardzo lubie te sny. Budze sie po nich niesamowicie wypoczeta i zawsze zaluje, ze zbyt szybko sie obudzilam...
W ub. roku przemierzylismy caly Hvar, z zachodu na wschod, jadac waska, niesamowicie kreta droga, zawieszona nad przepascia. Nie raz zaciskalam powieki, walczac z koszmarnym lekiem wysokosci. Ale zawsze zerkalam przez palce, bo przeciez zal kazdego kadru :)
Nie da sie tego opisac, bo to nie tylko widoki, choc te doslownie zapieraja dech. To powietrze drgajace od upalu, przesycone zapachem rozgrzanej ziemi i naturalnych olejkow eterycznych. Trudna do wyobrazenia moc orkiestry cykad, w zagajniku przy drodze. Strzeliste cyprysy, wyrastajace, jak gigantyczne swiece, wyzej niz jakiekolwiek inne drzewa. Srebrnozielone gaje oliwne, soczyste, bladorozowe i amarantowe oleandry, prawie czarna zielen winnic. Kamienie na plazy tak biale i gladkie, ze az musial powstac zakaz wynoszenia ich z plazy... Woda tak lazurowa, szmaragdowa, blekitna, ze kazde spojrzenie, to gotowa pocztowka...
A przeciez jeszcze miod lawendowy i cudownie zielona, gesta oliwa, kupione po drodze, w malenkim gospodarstwie. Nasz samochod wyladowany bagazami, a w kazdej szczelinie peki lawendy i rozmarynu :) Moje zachwycone okrzyki i postoje "na zdjecie", doslownie co pare minut.
D. smial sie ze mnie, ze nie zdazymy na prom, jesli bede wszedzie zrywac lawende, eksplorowac kazdy oliwny gaik i cykac fotki, jak rodowity Japonczyk :D
Na Hvarze zostawilam kawalek serca i zawsze bede tesknic. Bo chociaz "bylam w Rio, bylam w Bajo", to tylko tam pomyslalam: naprawde moglabym tu zamieszkac.



A wracajac na ziemie... Ten przepis, to impuls, szybka pilka, decyzja podjeta w jednej chwili. Nawet sie nie zastanawialam, posypujac mieso kwiatkami lawendy - wiedzialam, ze bedzie doskonałe i bylo :)


Składniki:
1duzy udziec indyczy z koscia, bez skory i widocznego tluszczu
swieze ziola: po 1 galazce lawendy, listkow laurowych, tymianku, rozmarynu
kilka posiekanych zabkow czosnku
lyzka oliwy
sol, kolorowy pieprz, słodka, czerwona papryka w proszku (najlepsza wegierska), olej do smazenia

Sposób wykonania:
Mieso posmarowac oliwa i marynowac w ziolach i przyprawach, co najmniej godzine, a najlepiej przez cala noc. Nastepnie wyjac z marynaty, ziola i powstaly sos odlozyc na pozniej.
Dobrze rozgrzac, w glebokiej patelni, nieduza ilosc oleju. Mozliwie szybko zrumienic mieso z kazdej strony (boki rowniez). Wlac ok. pol litra wody i po chwili przelozyc mieso do szybkowaru, dodac marynate wraz z ziolami i czosnkiem, zamknac szczelnie i gotowac ok. pol godziny lub dluzej, w zaleznosci od wielkosci udzca.
Mozna tez mieso po obsmazeniu przelozyc do rekawa do pieczenia i upiec do miekkosci.
Po duszeniu/pieczeniu zostawiamy mieso na ok. 10 min zanim zaczniemy je kroic.
Sos mozna, ale nie trzeba, lekko zagescic.

Polecam te pieczen na cieplo, krojona w grube plastry (jest niesamowicie soczysta), np. na obiad.
Albo na zimno, na kanapki lub chrzanem, musztarda, czy sosem tatarskim.


Przepis dolaczam do akcji Pluskotki Zielnik Kuchenny

Zielnik Kuchenny 2011

9 komentarzy:

  1. niebywałe!
    po prostu... zaskoczyłaś mnie tym lawendowym mięsiwem.
    zauroczyło mnie ;]


    http://www.karmel-itka.blogspot.com
    http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje bardzo :) Juz go nie ma, ale jak patrze na zdjecia, to znow bym zjadla ;) jestem dla siebie zagrozeniem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgoś, a jakie mięcho zamiast tego udźca można jeszcze zamarynować? Każde? Wiesz, ze ja z mięsem na bakier i muszę zadawać głupie pytania ;-)) A co do zielarstwa, to w naszym skansenie organizują zajęcia z tegoż, chciałam się zapisać i co?? Zajęcia tylko dla gimnazjalistów! Phi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieso i lawenda? Bardzo intrygujace!

    OdpowiedzUsuń
  5. asieja, dziekuje :)

    Agnieszka, mysle, ze kazde. Ja kiedys dodalam do wolowiny, jak robilam placki po zbojnicku. Tez bylo fajne. Lawende musisz wyczuc, wiec najpierw dodaj tylko troszeczke i poczekaj, az sie smak i zapach rozwinie. Zawsze mozna dodac wiecej.
    Ja na poczatku troche sie balam, ale to naprawde ładny aromat i o dziwo, wogole nie lawendowy :)))

    Co do zajec, to tez bym sie chetnie na jakies fajne warsztaty zapisala. Jak cos wyczaisz, to daj znac (byle nie dla gimnazjalistow ;)

    Maggie, ciesze sie, ze cie zaintrygowalam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, z lawendą trzeba ostrożnie :) na początku wszystko mi mydłem smakowało, teraz uwielbiam jej dodatek.
    Ale o pieczeni z indyczego udźca nie pomyślałam, a akurat jest okazja, żeby spróbować. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :) Chętnie odwiedzę też twój blog/stronę