Strony bloga:

poniedziałek, 28 listopada 2011

Piadina - włoska tortilla

Na tym zdjęciu widać dokładnie, jak grube są placki.
    Parę dni temu robiłam włoskie, płaskie chlebki (w zasadzie placki) zwane piadina. Przepis znalazłam na jednym z blogów, zapisałam, po czym nie mogłam już tego bloga odnaleźć. A obiecałam autorce, ze dam znać, czy mi się udały.

    Jak dla mnie, te placki bardzo przypominają tortille, są jednak nieco grubsze, przez co jest w nich więcej smaku. A smakowały nam bardzo! Dzieci stwierdziły, że są nawet lepsze niż "tortillasy", które wcześniej robiłam.

    Zazwyczaj kiedy gotuję coś nowego, staram się wyszukać w internecie, jak najwięcej informacji na temat danej potrawy. Tym razem rownież przewertowałam wiele przepisów i dokopałam się do różnych, ciekawych informacji. Dowiedziałam się między innymi, że piadiny można podawać z wędzoną i gotowaną szynką, serem, wszelkimi wędlinami i warzywami. Można też zjeść sobie ten placek z dżemem lub nutellą.

    Ja wykorzystałam warzywa (ogórek, pomidor, papryka, cukinia, salta) i swój sprawdzony farsz kurczakowy do tortilli

    Przy okazji, poszukując informacji o piadinach, natknęłam się na filmik na youtube. Dziewczyna pokazuje w nim, jak zrobić prawdziwa piadinę.
Tak naprawdę, to nie wiadomo, co ona wlaściwie robi.
Zawija farsz w zwykłą, kupioną w sklepie, tortillę, nazywając ją piadiną.
Ale  mówi też, że koleżanka, która ją nauczyła robić to cudo, dodawała do farszu (sic!) ogórki korniszone (nie korniszony, ale korniszone ogórki :D).

    Włos mi się zjeżył, chociaż żaden ze mnie Miodek ;) bo od czasów kaszy mannej, nic mnie tak nie zmiażdżyło :D (edit po przeczytaniu komentarzy: używamy kaszy manny, a nie mannej - jakby ktoś miał wątpliwości). Aż mam ochotę powiedzieć: ludzie, litości...

Podsumowując, żeby była jasność: ogórki kwaszone, konserwowe, małosolne - tak, tak, tak.
Ale nie korniszone. 
Nie ma czegoś takiego! Owszem, są korniszony, ale ogórków korniszonych (jak dotąd ;)) nie ma.
Ogórki się konserwuje, kisi (kwasi) ale nie korniszoni (i nie małosolni) :))))

Ps. Wybaczcie, po prostu musiałam to napisać, bo... "czasami człowiek musi, inaczej sie udusi" ;)



Ale wracając do rzeczy: piadina wjeżdża na stół :)

Spójrzcie na zdjęcie. U góry wyraźnie widać, że placek jest dość gruby i rozwarstwia się w miejscach, gdzie były bąble.


Składniki:
na 4-6 placków
pól kilo maki (u mnie typ 450)
160 ml dobrze cieplej wody (zdecydowanie 300 ml)
75 g smalcu (może być oliwa, jednak ze smalcem są, wg. mnie, lepsze)
10 g soli
pół łyżeczki proszku do pieczenia

Do podania: dowolne warzywa, a u mnie także żółty ser i różowy sos


Sposób wykonania:
Wszystkie składniki wymieszać i wyrobić gładkie ciasto. W przepisie zaznaczono, żeby wyrabiać aż 10 min. Ja po ręcznym połączeniu składników, dalej wyrabiałam mikserem, ok. 5 min a następnie polałam ręce oliwą i jeszcze trochę zagniotłam ręcznie. Ciasto wyszło cudne, bardzo elastyczne i łatwe do formowania. Pamiętajcie, ze to nie ma być twarde ciasto, takie jak na makaron. Powinno być miękkie i elastyczne.
Następnie ciasto należy przykryć  ściereczką i odstawić na co najmniej pół godziny. Lepiej nie pomijać tego etapu, bo kiedy ciasto odpocznie, lepiej się rozwałkowuje, a co ważniejsze, lepiej się smaży (na patelni powstaje dużo bąbelków).

Po "odpoczynku" ciasto podzielić (na 4 części, jeśli chcemy mieć duże placki, lub na 6, wtedy placki będą mniejsze) i uformowac z nich kulki.
Każdą kulkę rozpłaszczyć i rozwałkować na w miarę okrągły placek, o srednicy ok. 25 cm i grubosci ok. 3 mm. Podczas wałkowania obficie podsypywać mąką Pamiętajcie żeby nie wałkować cieniej, ponieważ placki po upieczeniu będą się kruszyć podczas zwijania.
Aby uzyskać idealnie okrągłe placki, można wycinać okręgi z rozwałkowanego ciasta, przy pomocy odpowiednio dużej miski (jak na zdjęciu poniżej).
Po rozwałkowaniu placek kilkakrotnie przerzucić z ręki do ręki, aby pozbyć się nadmiaru mąki i układać na dobrze rozgrzanej, suchej patelni (bardzo dobrze sprawdza się płaska patelnia do naleśników).
Piec na średnim ogniu, aż pojawią się bąble - należy je dociskać łopatką do patelni. Następnie odwrócić i dopiekać z drugiej strony.
Ważne: placki nie powinny się zrumienić w całości, tylko w miejscach, gdzie bąble stykały się z patelnią, powinny mieć brązowe kropki (zdjęcie poniżej).
Trzeba wyczuć czas pieczenia, bo im dłużej bedziecie je piec, tym bardziej będą kruche i łamliwe. Dlatego zdejmujemy je z patelni od razu, kiedy nie są już surowe i nie trzymamy ich tam dłużej, niż to konieczne.
Samo pieczenie trwa bardzo krotko, wiec nie można ich spuszczac z oczu i robić w międzyczasie czegoś innego.
Druga bardzo ważna sprawa: nie dopuścić do tego, żeby placki po upieczeniu wystygły. Powiem wam, jaki jest mój sposób. Rozgrzewam mocno głęboką patelnię z pokrywą, najlepiej o grubym dnie, bo długo utrzymuje ciepło, z odrobiną wody. Później wodę odlewam, a para z pokrywki utrzymuje wewnątrz wilgoć. Dzięki temu placki pozostają elastyczne.

 Placki smarować sosem, układać dowolne składniki i zwijać, jak tortillę.

W wersji z żółtym serem, placek posypujemy tartym serem i rozpuszczamy go pod grillem w piekarniku, albo w mikrofalówce. Kiedy ser zacznie się rozpuszczać, przełożyć placek na talerz, dodać sos i resztę składników, zwinąć i gotowe :)

Uwagi:
Smażenie tych placków, to kwestia wprawy. Z każdym kolejnym będzie lepiej. Ale też każdy placek bedzie inny, każdy będzie się inaczej zachowywał na patelni. Czasami będzie jeden wielki bąbel, jak w chlebku pita, a czasami kilka, kilkanaście mniejszych, jak w chapati
Pieczenie piadiny (tak jak tortilli) po prostu trzeba wyczuć. Trzeba je zrobić kilka razy, żeby złapać rytm, wyczuć ciasto - poczuć sie pewnie.
Na poczatku może, a nawet powinno ;) być dziwnie, zwlaszcza, jesli wczesniej nie robiliście tortilli, pit, czy chapati.

Teraz z tego przepisu robię też tortille. Jedyna różnica polega na tym, że ciasto na tortille wałkuję najcieniej jak to możliwe.
Po wielu mniej i bardziej udanych próbach wiem jedno, żeby się nie kruszyły przy zawijaniu, nie wolno ich zbyt długo trzymać na patelni i trzeba je odkładać w ciepłe i wilgotne miejsce.
To tyle.
Trzymam kciuki!
Smacznego :)


niedziela, 27 listopada 2011

Łosos zapiekany w folii, z porami, brokułami i smietaną



Skladniki:
dla 7 osob

7 filetow z łososia (po ok. 15 dag kazdy)
2 duze pory (bez ciemnozielonych czesci)
1 maly brokul (same rozyczki)
7 lyzek smietany 12%
2 duze zabki czosnku, posiekane w kosteczke
po 1 lyzce oleju i masla
sol, pieprz
27 cienkich plasterkow cytryny (1.5 cytryny)
7 lyzeczek posiekanego koperku (ewentualnie pietruszki lub szczypiorku)


Folia aluminiowa, brązowy papier do pieczenia




Sposób przygotowania:

Dokladnie umyc pory i brokul. Pory przekroić wzdłuż na pol i pokroić w paski, szerokości ok. pol centymetra. Rozyczki  brokula pokroić w plasterki.
Na patelni rozgrzać olej z masłem. Na srednim ogniu odsmazyc brokuł. Posolic i popieprzyć.
Po ok. 5 min dodac posiekane pory i czosnek. Smazyc dalej przez kilka min, az warzywa zmiekna. Nie wolno dopuscic do zrumienienia.
Przygotowac 7 kwadratowych  kawalkow folii aluminiowej. Na każdym polozyc maly kawalek papieru do pieczenia, ktory wzmocni dno „paczuszki”. Na papierze ulozyc po 3 plasterki cytryny, na nich rybe.
Posolic i posypać pieprzem. Na każdym filecie ulozyc po ok. 2 lyzki porowo-brokulowego farszu, a na wierzchu po czubatej lyzce smietany. Ponownie lekko posolić i posypać pieprzem.
Zawinac brzegi folii, tak aby powstaly szczelne paczuszki. Należy jednak  zostawic pusta przestrzen nad ryba, aby para mogla swobodnie krazyc, dzięki czemu ryba będzie soczysta.
Wstawic do piekarnika rozgrzanego do 220oC i piec ok. 30-40 min

Podawac z gotowanymi ziemniakami, z masłem i koperkiem lub z puszystym ryzem basmati.

Smacznego :)


środa, 23 listopada 2011

Pomidorowa z zielonymi sznurówkami :)



Królowa polskich zup, w kolejnej odsłonie :) Tym razem z makaronem mojego pomysłu. Przypomina lane kluski i ma tę zalete, że można w nim przemycić nielubiany przez niektóre dzieci (i nie tylko dzieci...) koperek.


Składniki:
dla 6 osób
Na wywar:
2 - 2.5 l wody
Mięso (1 ćwiartka z kurczaka,  20 dag pręgi wołowej, mała „golonka” lub skrzydełko z indyka)
Warzywa (1 duża marchew, ćwierć korzenia selera, 2 łodygi selera naciowego, 1 średnia cebula, 1 pietruszka; dodatkowo po kilka gałązek naci selera i pietruszki)
3 duże liście laurowe
po 6 kulek ziela angielskiego i pieprzu (rozgniecione w moździerzu)
2 puszki pomidorów krojonych „Pudliszki”
2 czubate  łyżki koncentratu pomidorowego „Pudliszki”
1 czubata łyżeczka cukru

Do przyprawienia zupy:
1 szklanka mleka 2%
2 - 3 czubate łyżki serka mascarpone
1 łyżeczka masła
1 rozgnieciony ząbek czosnku 
1 łyżeczka ziół prowansalskich
1 mała gałązka świeżego rozmarynu
Sól, świeżo zmielony pieprz
Świeża bazylia do dekoracji

Sposób przygotowania:
Do zimnej wody włożyć opłukane i podzielone na mniejsze kawałki mięso. Dodać liście laurowe, pieprz i ziele angielskie. Gotować  ok. godziny, na niedużym ogniu, pod przykryciem.
Drobno pokojone warzywa przyrumienić lekko na suchej patelni,  pod koniec posypując je cukrem i cały czas mieszając. Dorzucić je do wywaru, wraz z połówkami cebuli,  opieczonymi  nad ogniem (kuchenka gazowa) lub na suchej patelni.
Następnie dodać pomidory z puszek i koncentrat pomidorowy. Posolić.
Gotować pod przykryciem, na wolnym ogniu, mniej wiecej 3 - 4 godziny, żeby uzyskac odpowiedni smak. Co jakiś czas uzupełniać wodą odparowany płyn.

Po wyznaczonym czasie zupę przecedzić i dodać, roztarte w dłoniach, zioła prowansalskie, posiekany rozmaryn, oraz mleko - wcześniej wymieszane z serkiem mascarpone i rozgniecionym czosnkiem.  Dobrze wymieszać, zagotować, spróbować - jeśli to konieczne, ponownie doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem (ewentualnie bio-jarzynką) i od razu wyłączyć gaz.

Na koniec należy zupę zmiksować, najlepiej ręcznym blenderem, ale można też w malakserze.
Tak przygotowaną zupę dobrze byłoby odstawić, na co najmniej kilka godzin (a najlepiej na noc), żeby smaki się połączyły. Najlepiej smakuje następnego dnia.
zielone sznurówki :)
Zielone sznurówki:
porcja dla 2 -3 osób
1 duże jajko
3 łyżki drobniutko posiekanego koperku
ok. 10 plaskich łyżek mąki
50 ml (5-6 łyżek) wody
50 ml mleka
duża szczypta soli
Sposób przygotowania:
Jajko rozmieszać (mikserem) z wodą, mlekiem, sola i koperkiem. Dodac mąke i ponownie dobrze wymieszac. Powinno być lejące, ale dość gęste.
Zagotować wodę w garnku o dużej średnicy. Posolić.
Ciasto przelać do lejka i prowadząc lejek od ścianki do ścianki garnka, wylewać na wrzątek jak najdłuższe kluski. Woda powinna cały czas wrzeć.
Delikatnie zamieszać, żeby nie poprzerywać klusek. Gotować ok. pół minuty od wypłynięcia, po czym delikatnie wyłowić i odsączyć na durszlaku.
Podawać od razu, z zupa pomidorową.
Moje uwagi:
* miksowanie zupy po przecedzeniu i ugotowaniu może wydawać sie bezcelowe, jednak zauważyłam, że poprawia smak i kolor zupy
* im dłużej gotujemy zupę, tym smak jest lepszy (mieso powinno się wręcz rozgotować)
* przed wylaniem "sznurówkowego" makaronu na wrzątek, warto zrobić próbę. Jeśli ciasto sie nie rozpada, dopiero wtedy wlewamy resztę. Jeśli się rozpada, należy dodać łyzkę mąki, a jeśli jest zbyt twardy, odrobine wody. Wymieszać i ponownie spróbować. 

wtorek, 22 listopada 2011

Oddech świąt na plecach ;)

Domek z piernika, słodki, jak sam miód, i choinki...
...mikołaje i aniołki... i pierniki z powidłami, wielkie jak koła młyńskie :)

       Poczulam dzisiaj po raz pierwszy, ze trzeba by zaczac myslec o swietach... Nie jakos konkretnie, ale chyba mozna juz zaczac planowanie. Zwykle mam taka dluuuga liste do odhaczania, ktora jako tako ogarnia przedswiateczny chaos, ale zazwyczaj to nie wystarcza...
       Co roku obiecuje sobie, ze nic mnie nie zaskoczy i w tym konkretnym roku bede przygotowana, jak nigdy. Zaczne wszystko odpowiednio wczesnie. I wysprzatam mieszkanie na wysoki polysk. Nagotuje pysznosci, napieke ciast i ciasteczek. Zrobie piernikowa chatke i choinki z piernika. I nie bede zmeczona!
Tiaaa... Marzenia scietej glowy ;)
        Dzisiaj na lodowce zawisla lista potraw, ktore planuje zrobic na swieta. Pewnie wiele razy bede  skreslac, zamieniac, dopisywac, ale po to wlasnie jest - zeby mi sie wszystko poukladalo i wykrystalizowalo :) Kilka pozycji jest absolutnie obowiazkowych (szkoda, ze nie wszystkie przepisy mam na blogu, ale moze bedzie okazja, by je tu umiescic):









poniedziałek, 21 listopada 2011

Malutkie klopsiki w pikantnym, chinskim curry


Juz po raz drugi mam mozliwosc, i duza przyjemnosc, testowania produktow marki Blue Dragon.
Poprzednio byly to produkty do sushi, z ktorych zrobilam przepyszne sushi maki.
Tym razem mam mozliwosc przetestowania produktow do przygotowania dan z kuchni chinskiej.

Na pierwszy ogien poszedl sos Chinskie Curry. Zdecydowal przypadek - akurat mialam w lodowce mielone mieso. Postanowilam tez skorzystac z przepisu na klopsiki, z zalaczonej do przesylki ksiazeczki z przepisami.

Klopsiki jadalismy juz - jak mi sie wydaje - we wszelkich mozliwych kombinacjach smakowych.
Jednak po przygotowaniu tego dania okazalo sie, ze takich jeszcze nie jedlismy. Czlowiek uczy sie cale zycie ;) 
Przygotowanie tego dania okazalo sie prostsze, niz zrobienie najprostszych nawet kotletow.
No, ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro przygotowanie sosu ogranicza sie do otwarcia sloika i wylania zawartosci do garnka :)

Jesli chodzi o smak, to wyraznie wyczuwam w tym sosie gotowa mieszanke curry, dostepna w prawie kazdym sklepie, produkowana przez kazda znana mi firme dystrybuujaca przyprawy. 
Mam wrazenie, ze ten konkretny sos curry, nietrudno byloby odtworzyc uzywajac sproszkowanej mieszanki, wystepujacej w sklepach po prostu jako "Curry".

Czy to wada? Hmmm... nie moge generalizowac. Moge za to pisac o sobie. A ja nie kupilabym tego sosu, ktory kosztuje pewnie kilkanascie zlotych, skoro moge go bez problemu zrobic sama - w 5 minut, za 2 zlote. No ale ja to ja - radze sobie w kuchni :)
Ten sos polecilabym osobom, ktore niepewnie sie czuja w temacie gotowania i nie ufaja w stu procentach swoim zmyslom i wyczuciu, ile czego do czego i co z czym polaczyc, zeby wyszlo dobre.
Sos jest naprawde bardzo smaczny i jesli jestes poczatkujaca kucharka/kucharzem lub zwyczajnie sie spieszysz - goraco polecam.

No i jeszcze mala dygresja na koniec. Curry kojarzy mi sie od zawsze z daniem, ktore jest bardzo ostre, jednak ten sos bardzo ostry nie jest. Dalabym mu 5 punktow w 10-punktowej skali ostrosci ;) Tylko nie wiem, na ile jestem wiarygodna :)
Lubie ostre potrawy, duzo bardziej ostre, niz reszta mojej rodziny.
Jednak moge porownac ten sos z innym, ktorego uzywalam wczesniej (Tajskie Zielone Curry). Wtedy zuzylam na raz tylko polowe sloika, dodalam puszke mleka kokosowego, a nadal miescil sie w kategorii "dla twardzieli" ;)



Składniki:
 dla 5 osob (ok. 30 klopsikow, wielkosci duzego orzecha wloskiego)

1/2 kg mielonej, wieprzowej szynki
2 bulki kajzerki
1 duze jajko
pol nieduzej cebuli
1 zabek czosnku
1 lyzeczka przyprawy 5 smakow
lyzeczka utartego imbiru
sol, pieprz lub chilli
siekana kolendra (lub dymka)
słoik sosu Chinskie Curry (Blue Dragon)
Sposób przygotowania:

Bulki namoczyc w wodzie i dobrze odcisnac. Cebule i czosnek posiekac bardzo drobno. Polaczyc mieso, namoczona bulke, jajko, imbir, troche siekanej kolendry (reszte zostawic do dekoracji), cebule, czosnek i przyprawy. Dobrze wyrobic i, mokrymi dlonmi, formowac malutkie pulpeciki.

W rondlu zagotowac niewielka ilosc wody, tyle tylko, zeby pulpeciki byly zanurzone do polowy, lekko posolic. Wlozyc pulpety i ugotowac, co jakis czas potrzasajac rondlem, zeby je odwrocic (lepiej nie uzywac w tym celu lyzki, bo dopoki sie nie ugotuja, sa bardzo delikatne).
Pod koniec gotowania dodac sos i dusic w nim mieso, na malym gazie,  przez kolejnych kilka minut.
Podawac z ryzem, posypane swieza kolendra lub dymka.

Moje uwagi:
Nie pokazalam tego na zdjeciu, ale pulpety podalam z kleksem gestego jogurtu, ktory zawsze swietnie pasuje do curry.


Smacznego :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Pierwsze urodziny bloga i ciasto czekoladowe z burakami :)


Nie moge uwierzyc, ze to juz rok! 

Dokladnie rok temu postanowilam zrealizowac pomysl, z ktorym nosilam sie od dluzszego czasu.
Nie odkladac na pozniej, tylko od razu "wykonac". A byl to dla mnie nie lada wyczyn, bo lubie odkladac na pozniej. Chociaz...  "lubie", to nie jest najodpowiedniejsze slowo, bo tej cechy wyjatkowo u siebie nie lubie ;)
Permanentnie odkladam  rozne rzeczy na "zaraz, za pare minut, za godzinke, od poniedzialku, od jutra, od przyszlego miesiaca"...
A rok temu, nie wiedziec dlaczego, postapilam wbrew sobie i zalozylam bloga - i to tego samego dnia, w ktorym pomysl dojrzal.
I tak, 14 listopada o godz. 20.04, "poczynilam" swoj pierwszy wpis na nowym blogu :)

Przez ten rok podzielilam sie z Wami 163 przepisami, poznalam wiele ciekawych osob, a z kilkoma, ktore staly sie dla mnie wazne, wciaz utrzymuje kontakt mailowy :)
Duzo tez nauczylam sie od Was, podczas moich blogowych "wycieczek". Poznalam jasna i ciemna strone blogowania. Czasami nie bylam w stanie, nie mialam czasu, sily czy ochoty na dodawanie nowych wpisow, przez co mialam wyrzuty sumienia, ze zaniedbuje swoje "dziecko". A jak kazda matka, chcialam, zeby bylo najlepsze :) Ale w zyciu, jak to w zyciu... raz na wozie, raz pod wozem.
Nauczylam sie dystansu do blogowania, nie robienia niczego na sile. Teraz mysle sobie: rob tyle, ile mozesz i tyle, zeby to nadal bylo frajda, a nie obowiazek :)

Dziekuje Wam, ze jestescie ze mna, ze czytacie, korzystacie z przepisow,  komentujecie, doradzacie, dzielicie sie pomyslami :*

Na urodzinowa impreze wybralam ciasto czekoladowe z buraczkami, ktore jest dietetycznym odpowiednikiem tej bomby kalorycznej, jaka jest tradycyjne czekoladowe ciacho!
Przepis pochodzi z ksiazki "Gotuj i chudnij".

Zapraszam na uczte bez poczucia winy :)






sobota, 12 listopada 2011

Watróbki drobiowe z foie gras i sosem malinowym


Składniki:

1/2 kg watrobek drobiowych
olej do smazenia
sol, grubo zmielony pieprz
opcjonalnie: kilka plasterkow pasztetu z foie gras

Sos malinowy (kliknij)





Sposób przygotowania:

Watróbki dobrze oczyscic z błonek, dokladnie wyplukac i osuszyc na sicie, a pozniej na papierowych recznikach. Na patelni rozgrzac niewielka ilosc oleju i usmazyc wątrobki. Pod koniec smazenia posolic i posypac swiezo zmielonym pieprzem.
Mala patelnie posmarowac olejem i rozgrzac (sredni plomien). Polozyc plastry foie gras i smazyc kilka sekund. Ostroznie odwrocic i podsmazyc z drugiej strony. Trwa to doslownie chwilke - nie nalezy odchodzic od patelni.
Na talerz wlac kilka lyzek sosu, ulozyc na nim kilka watrobek i plasterki podsmazonego foie gras. Ozdobic swiezymi ziolami.

Smacznego :)


niedziela, 6 listopada 2011

Leniwy weekend :)


Jak ja lubie takie dni, kiedy nic nie musze! Kiedy moge wyjsc z kieratu, zostawic wszystko, tak jak jest, zapomniec o wyrzutach sumienia...
Obiecywalam sobie taki dzien od dawna, bo do tej pory zawsze COŚ.
Nawet jesli mialam wolne, to albo odrabialam domowe zaleglosci, albo jechalam do rodzicow i... odrabialam ich zaleglosci ;)
A dzisiaj snuje sie po domu w pizamce i tylko, co jakis czas, dorabiam sobie herbatki, albo kawki... cos tam zrobie, jesli mi sie chce, albo nic nie robie, bo nie mam ochoty.
Ale generalnie spedzam dzien na zasadzie: przewrocilo sie, niech lezy ;)
Oblozona poduszkami i ksiazkami, zalegam na kanapie i rozkoszuje sie cisza w domu. Zagladam na ulubione forum i na FB. Maluje paznokcie na zwariowany kolor, slucham ukochanej muzyki, szkicuje anioły, bo juz czas je robic...
Nawet obiadu nie musze gotowac, bo wczoraj zrobilam wiecej.
Luz totalny...

A po poludniu, kiedy znudzilo mi sie nic-nie-robienie, zabralam sie za pieczenie ciastek.
W takie zimne, jesienne wieczory czesto mnie nachodzi ochota, zeby "zapachnic" dom na waniliowo, cynamonowo i czekoladowo :)
Upiekam hurtowo, owsiane, z zielona herbata i arabskie ciasteczka orzechowe.
Dzieci stwierdzily, ze powinnam otworzyc knajpke z, cyt."jedzeniem zdrowym i niezdrowym" :D
E tam... nic nie musze :)
Wystarczy, ze dla nich gotuje "zdrowo i niezdrowo" :)