poniedziałek, 28 marca 2011

Bułeczki ruisleipa



Ruisleipa, to takie buleczki-chlebki z finskim rodowodem ;) Dla mnie bardziej chlebki, bo smakuja, jak najlepszy, zytni chleb, na dodatek z bonusem. A ten bonus, to pyszna, chrupiaca skorka z kazdej strony. Do tego mieciukie wnetrze - po prostu marzenie :)
Robilam je juz dwa razy, bo moja rodzina zgodnie orzekla, ze sa rewelacyjne.

Kiedy pieklam je po raz pierwszy, postanowilam  ambitnie, ze zagniote ciasto metoda Bartineta, polecana przez Tatter.
Nadal smiac mi sie chce, kiedy sobie o tym pomysle :D
To była prawdziwa, piekarnicza "rzeź" :D Ciasto latało po całej kuchni, mialam je pod stopami i generalnie cala bylam w kropki :D
Oj nie polecalabym tej metody, do zagniatania razowego chleba :D Polecam raczej dobry, stary mikser...

Na szczescie dalej obylo sie juz bez przygod. Ciasto wyroslo bez problemu i moje chlebko-buleczki wyszly chyba takie, jak trzeba.
Chociaz... zrobilam dziurki nie ta strona paleczki i dolki nie byly imponujace, ale to oczywiscie nie wplynelo (na szczescie) ani na smak, ani na fakture ciasta.

Przepis pozwole sobie zacytowac za Atiną, bo to u niej na blogu znalazlam te niezwykle buleczki :)


Reszta zdjec pozniej, bo teraz juz nie mam czasu, niestety...

Składniki:

300g żytniego zakwasu razowego 150%
300g wody letniej
100g maki żytniej razowej
300g maki żytniej jasnej
300g maki pszennej chlebowej
15g soli
1/2 łyżeczki drożdży instant

Sposób przygotowania:

W misce wymieszać zakwas z woda, dodać mąki, sól i drożdże. Po wymieszaniu, zagnieść raczej luźne ciasto (metoda Bertineta lub przy pomocy miksera) i zostawić do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie ciasto podzielić na 16 części i każdą zawinąć w luźną kulkę. Zostawić przykryte, złączeniem w górę, na 15 minut, po czym raz jeszcze ukształtować kulki, a następnie rozwałkować je na niewielkie placki o grubości 1 cm na powierzchni omączonej grubą razową mąką żytnią.
Następnie na środku każdego placka wbić pałeczkę (taką chińską) i obracając plackiem robić w nim niezbyt dużą dziurkę. Później grubszym końcem pałeczki zrobić w placku wgłębienia. Rzecz w tym aby chlebek w czasie fermentacji się nie napuszył i zanadto nie urósł. Nie możną tez dopuścić aby po upieczeniu wnętrze było puste.
Tak przygotowane placki ułożyć na wysmarowanych olejem blachach i zostawić na 45-60 minut do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
Piec w nagrzanym piekarniku, w temperaturze 230ºC, przez około 35 minut, aż ich wierzchy zrumienią się. Studzić na kratce.

Smacznego :)

czwartek, 24 marca 2011

Fioletowa zupa :)


Nie wiem, ile wspolnego ma ta zupa z Belgia, ale kiedy dzisiaj wpisalam w wyszukiwarke "zupa z czerwonej kapusty", najczesciej w naglowkach pojawiala sie nazwa: belgijska zupa z czerwonej kapusty. Ten przepis znalazlam na kilku blogach, oraz na "cincin" i na "wielkim zarciu". Zaintrygowal mnie, wiec postanowilam sprobowac. Chcialam wykorzystac pol glowki czerwonej kapusty, zalegajacej w lodowce juz od jakiegos czasu. I dobrze sie zlozylo, bo do tego przepisu potrzeba - ni mniej, ni wiecej - ale wlasnie pol kapusty :) Poza tym lubie polaczenie czerwonej kapusty z jablkami i bylam ciekawa, jak to sie zakomponuje w zupie.

O pochodzeniu przepisu przeczytac mozna na blogu Dwie Chochelki. Jednak w kilku miejscach znalazlam informację, ze przepis pojawil sie tez w jakims dodatku "Przyjaciolki".
Tak, czy siak - dzisiaj w mojej kuchni wesolo bulgocze fioletowa zupa i (na szczescie) pachnie obłędnie :)))
Przepis cytuje z w/w blogu, a w nawiasach dodaje swoje modyfikacje).


Skladniki:

½ główki czerwonej kapusty
2 cebule
25 dag wołowiny bez kości (dla tych, co nie jedzą mięsa może być wywar warzywny)
2 ząbki czosnku
1 jabłko
2 duże ziemniaki
1 łyżeczka cukru
1 mały listek laurowy
sól, pieprz
masło do smażenia

Sposób przygotowania:

Cebulę kroję w plastry, podsmażam na maśle (ja podsmazylam na odrobinie oliwy)

Mięso myję, osuszam, kroję w kostkę i dorzucam do cebuli. Chwilę smażę.

Szatkuję kapustę, drobno siekam czosnek, dodaję do cebuli i mięsa razem z solą, pieprzem, cukrem (u mnie fruktoza) i liściem laurowym. Zalewam pięcioma szklankami wrzącej wody i gotuję około półtorej godziny.

Dodaję obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki oraz jabłka, gotuję jeszcze pół godziny.


Smacznego :)


Moje uwagi:
  • poniewaz uzylam miesa z indyka, moja zupa gotowala sie o wiele krocej, mysle ze ok. 30-40 min; mieso po podsmazeniu na patelni praktycznie bylo juz miekkie.
  • cukier (fruktoze) dodalam o cebuli, poniewaz chcialam, zeby cebulka sie skarmelizowala i wzbogacila smak zupy.
  • ziemniaki gotowalam z kapusta, a jablka dorzucilam 5 min przed koncem gotowania i wylaczylam gaz
  • zupe "potraktowalam" tłuczkiem do ziemniaków, zeby natualnie sie zagescila (czesto tak robie) i dodalam na koniec troche soku z cytryny, co bardzo poprawia kolor zupy

poniedziałek, 21 marca 2011

Czekoladowo mi, czyli czekoladowe naleśnki z czekoladowym sosem :)


Kiepsko u mnie ostatnio z czasem, jednak to nie znaczy, ze wogole nie gotuje. Gotuje, gotuje - zwlszcza podczas weekendow i zwlaszcza teraz, kiedy jeszcze nie jest na tyle cieplo, zebym wolala spedzac czas na swiezym powietrzu. Cieszy mnie wymyslanie zdrowszych wersji tradycyjnych dan i "odchudzanie" roznych przepisow. Wszystko to testuje na rodzinie i smialo moge przyznac, ze nawet nie maja pojecia, ze ich "odchudzam" ;)

Niestety, wiekszosci potraw nie sftografowalam, wiec skutek jest, jaki jest: dawno nic nie publikowalam na blogu...

Dzisiaj jednak robilam nalesniki i udalo mi sie zrobic zdjecia :)  
Razowa make zamaskowalam na tyle udanie dodajac kakao do ciasta, ze zaden z moich chlopakow nawet sie nie zajaknal w temacie: czy te nalesniki sa jakies inne :)
Oni toleruja make z pelnego przemialu tylko w chlebie - w kazdym razie tak im sie wydaje - bo ja dosypuje ja wszedzie, gdzie sie tylko da.
Mysle jednak, ze to sa niewinne oszustwa i posuwam sie do nich tylko dlatego, ze faceci jakos... nie chca sluchac o zdrowym odzywianiu. A kiedy nie wiedza, ze sie zdrowo odzywiaja, to nie maja nic przeciwko ;)

Najwieksza zagwozdke mialam z sosem czekoladowym, bo wydawalo mi sie, ze nijak nie da sie go odchudzic. Moja mama robila go zawsze na ogromnej ilosci masla, czesto jeszcze dodawala slodka, tlusta smietanke.
Przyznam nieskromnie, ze ten wymyslony przeze mnie jest rewelacyjny. Gesty, aksamitny i bardzo, bardzo czekoladowy - pyszny!
No i mozna go jesc bez specjalnych wyrzutow sumienia :)



Skladniki:
12 nalesnikow o srednicy 25cm

Ciasto:
ok. 250 ml mleka sojowego
ok. 250-300 ml wody gazowanej
1 duze jajko
maka pszenna, razowa (typ 720)
1/2 szkl maki pszennej typ 550
czubata łyżka kakao "z wiatraczkiem"
szczypta soli

Farsz:
40 dag chudego twarogu (powinien byc miekki i wilgotny)
150g serka homogenizowanego, naturalnego 0% tłuszczu
1 jajko
lyzeczla ekstraktu z wanilii
2 czubate lyzki brazowego cukru
szczypta kurkumy

Sos czekoladowy:
2 czubate lyzki dobrego kakao
duzy, gesty jogurt naturalny bez cukru (Zott)
lyzka brazowego cukru lub melasy
1 lyzeczka ekstraktu z wanilii

1 lyzka posiekanej melisy lub mięty


Sposob przygotowania:

Skladniki ciasta polaczyc i dobrze wymieszac, dodajac tyle maki razowej, zeby ciasto mialo odpowiednia, "nalesnikowa" konsystencje.
Usmazyc (bez tluszczu, na patelni z nieprzywierajaca powloka) cienkie nalesniki.

Twarog przecisnac przez praske lub dobrze rozgniesc z serkiem homogenizowanym. Dodac roztrzepane jajko i reszte skladnikow. Wszystko dobrze wymieszac.

Kakao (i melase lub cukier) rozrobić w jak najmniejszej ilosci goracej wody. Stopniowo, mieszajac, dodawac jogurt. Dodac ekstrakt wanilii i mieszac, az sos zrobi sie gladki i gesty.

Na kazdym nalesniku rozsmarowac czubata lyzke farszu i skladac na pol, i jeszcze raz na pol.
Zapiekac na srednim ogniu, z obu stron.

Podawac polane sosem i posypane mieta lub melisa.


środa, 16 marca 2011

Kolorowy pasztet :)


Jakis czas temu publikowalam przepis na detetyczny pasztet. Pisalam wtedy, ze zawsze robie go wiecej, po to, aby czesc upiec od razu, a czesc zamrozic.

To dlatego, ze przy tym calym obgotowywaniu, smazeniu i mieleniu jest jednak sporo pracy. I dlatego wlasnie warto zrobic od razu podwojna, albo i potrojna porcje, zeby pozniej moc komfortowo wyjmowac gotowe paczuszki z zamrazarki :)
  
Po pierwszym pieczeniu zorientujecie sie, ile masy miesci sie do waszej ulubionej foremki i bedziecie mogli bez problemu podzielić to, co zostanie, na odpowiednie porcje.
Dzieki temu jesli najdzie was ochota na pasztet, albo bedziecie mieli gosci na kolacji, wystarczy go tylko rozmrozic, troche podrasować i upiec. Slowo harcerza, ze cieszy sie ogromnym powodzeniem :)
Takie "mrozenie na pozniej" daje naprawde duze pole do popisu, bo jesli mamy juz pasztet-baze, mozemy do niego domieszac wszystko, co nam podpowie nasza kulinarna fantazja. 

Ja robilam juz pasztety z jajkami i z grzybami (swiezymi i suszonymi), z warzywami (brokuł, groszek, marchewka, papryka) i z innymi rodzajami miesa, czy z wątróbką w srodku, a takze z suszonymi owocami (sliwki, morele, zurawina, a nawet rodzynki).
Poza tym, zeby zmienic smak, mozna przeciez mieso na pasztet przyprawić w inny niz zwykle sposob, dodac inne ziola, suszone lub swieze.
Taki pasztet daje mnostwo mozliwosci i znakomicie zaspokaja glod - w zdrowy sposob.

Ten ktory upieklam wczoraj, to - jak do tej pory - moj ulubiony. Pikantno-slodko-kwasny, wprost stworzony do tego, zeby towarzyszyc marynowanym grzybkom :)

Przepis na dietetyczny pasztet z roznych rodzajow mies mozecie znalezc tutaj. Ale mozecie tez wykorzystac pasztet drobiowy, ktory publikowalam tutaj.
Przepisu nie bede tu kopiowac. Podam tylko dodatki, które "domieszałam" wczoraj :)



Skladniki:
na mala keksowke, ok. 20x10cm

ok. 80 dag masy miesnej (z przepisu na pasztet drobiowy lub dietetyczny pasztet)
po 1/3 pieczonej papryki, czerwonej, zoltej i zielonej (pokrojonej w paseczki)
czubata lyzka kaparow (lekko posiekanych)
czubata lyzka posiekanych, suszonych pomidorow w oliwie
czubata lyzka suszonych zurawin
10 czarnych oliwek bez pestek

Sposob wykonania:

Wszystko dobrze wymieszac, wlozyc do natluszczonej foremki i wstawic do nagrzanego do 200oC piekarnika. Piec ok. 50 min. Kroic dopiero po wystudzeniu.

wtorek, 15 marca 2011

Lazania sie odchudza ;)

MM faza I, tłuszczowy

Strasznie mi sie ostatnio zachcialo lazanii. Chodzila za mna i chodzila, ale poniewaz taka tradycyjna, to straszna bomba kaloryczna, kobinowalam, jak by tu ja odchudzic. Z pomoca przyszedl mi program "Rewolucja na talerzu". Niestety, przepisu nie zdążyłam zapisac, musialam wiec troche improwizowac :) Na szczescie to improwizowanie chyba wyszlo mojej 'lazance' na dobre. Była pyszna i naprawde niskokaloryczna :)
Niestety takie rzeczy trudno sie fotografuje, bo jak by nie patrzec, to taka... kupka czegostam ;)

A nastepny na blogu pojawi sie kolejny pasztet. Moge juz smialo powiedziec, ze najlepszy, jaki do tej pory zrobilam - no chyba, ze cos mi sie stalo "w" kubki smakowe ;)





Skladniki:
na owalny polmisek zaroodporny ok. 25 x 18 x 8cm

1 baklazan
1 cukinia (mniej wiecej takiej samej wielkosci, co baklazan)
ok. 40 dag mielonej piersi kurczaka
3 male papryki w roznych kolorach

1 lodyga selera naciowego
1 marchewka
1 cebula
2 duze zabki czosnku
1-2 lyzki tartego, zoltego sera light (lub mozarelli light)

2 czubate lyzki koncentratu pomidorowego
sól, pieprz, szczypta fruktozy (lub cukru)
łyżeczka przyprawy suszone pomidory z czosnkiem i bazylia (Kamis) 
po 1 lyzeczce swiezej szalwi i rozmarynu

Sposob wykonania:

Bakłazana pokroic w poprzek, w plastry, troche grubsze niz pol centymetra. Cukinie pokroic wzdłuz, na podobnej grubosci plastry, i przekroic je na pol. Cebule i czosnek posiekac. Marchew obrac i pokroic w malutką kosteczkę, seler naciowy pokroic tak samo.

Baklazana i cukinie zrumienic partiami na teflonowej patelni, posmarowanej olejem * 

Papryki opalic ** obrac ze skorki i pokroić wzdluz, w szerokie (ok. 4 cm) paski.

Marchewke, cebule i seler lekko zrumienic na odrobinie oleju, dodać mięso *** i koncentrat. Smazyc, ciagle mieszajac, przez 2-3 minuty. Dodać przyprawy i szklanke wody. Przykryć i dusic, az prawie caly plyn wyparuje.

Naczynie zaroodporne wysmarowac olejem lub maslem. Ukladac naprzemian warstwy warzyw i sosu z miesem: baklazan, sos, cukinia, sos, papryka, sos, baklazan, sos, ser.

Zapiekac w piekarniku, w temperaturze ok. 200oC przez 30-40 min

Moje rady:
* goraco polecam  rozpylacz oleju, bo dzieki niemu nigdy nie 'chlupnie' sie za duzo tluszczu na patelnie. Ja swoj kupilam w skepie DUKA i sluzy mi juz kilka lat.
** ja opalam  papryki nad palnikiem gazowym, az cala skorka zrobi sieczarna, po czym wkladam do woreczka strunowego, zamykam - zostawiajac mala szczeline, zeby para miala ujscie i wrzucam do mikrofali na 30 sekund. Szczelnie zamykam i tak zostawiam na kilka minut. Pozniej obieram, pocierając papierowym recznikiem. Skorka schodzi bardzo latwo.
*** kiedy dodaje sie mielone mieso na patelnie, zbija sie ono w grudy. Zeby je rozdzielic, uzywam tłuczka do rozgniatania ziemniakow. Swietnie sie sprawdza :)

poniedziałek, 14 marca 2011

...

Siedzę sobie w domu i kaszlę... To ostatnio moje główne zajęcie ;) Ale zawsze, kiedy choruję, dużo gotuję i piekę, bo lubię tak sobie krążyć między kuchnią, a sypialnią.
Taka całkiem obłożnie chora, to jednak nie jestem, więc staram się też chodzić na spacery. Dla zdrowotności :) Trzeba przecież łyknąć trochę świeżego powietrza, a ja jestem zwolenniczką wychodzenia "na świeże" (zwłaszcza, kiedy tak wiosennie za oknem). Kiszenie się w domu, jeszcze nikomu nie pomogło. Oczywiście nie zachęcam do spacerowania z gorączką ;)

W weekend popełniłam kilka fajnych dań i dwa chlebki. Niestety nie wszystko sfotografowałam, bo... mi się nie chciało :)
A'propos... Na jednym z blogów znalazłam link do artykułu, który mnie rozbawił :) Niestety artykuł jest w języku angielskim, ale jeśli ktoś sobie z tym językiem nie radzi, to od czego są te wszystkie translatory i tłumacze :)  Najwyżej będzie jeszcze zabawniej :D
Agata pisze, że to artykuł dla tych, którzy nie wiedzą, jakie to uczucie jeść zimny obiad, bo jeszcze zdjęcia nie zrobiłam ;)
Nic dodać, nic ująć.

A co do mojego pichcenia, to już wkrótce pojawi się na moim blogu dietetyczna, warzywna lazania, a w zasadzie, to lazania-widmo, bo pojawiła się i zniknęła tak szybko, że zastanawiam się, czy wogóle była...?
I jeszcze pasztet z suszonymi pomidorami, pieczoną papryka i oliwkami :) Jutro (chyba) będą fotki.
Pasztet się studzi, ja sie szykuję do pracy...
Dobrze, że moja praca, to ćwiczenia, bo jest szansa, że spalę swoją porcję lazanii... i ten kawałek, co go zeżarłam z własnego najzwyklejszego, nieposkromionego łakomstwa ;)

niedziela, 13 marca 2011

Chleb pełnoziarnisty z okarą


Dzisiaj przepis na pełnoziarnisty chlebek z dodatkiem okary, czyli tego, co pozostaje po zrobieniu mleka sojowego (wyciśnięciu namoczonych, zmielonych nasion soi).
Wspominałam już, że okara daje mnóstwo możliwości, głównie dlatego, że jest świetnym, naturalnym i neutralnym, wypełniaczem. Dodana do potraw nie dominuje smakiem, ani zapachem. Dodana do chleba sprawia, że zdecydowanie zyskuje on na smaku. No i robi sie taki... przyjemnie wilgotny. A ja najbardziej nie lubię suchego, wiórowatego, rozpadajacego się chleba.


Składniki:

400g zakwasu żytniego
1 szklanka mąki żytniej razowej, typ 2000 
1 szklanka okary
1 szklanka mąki razowej, pszennej, typ 2000
1 czubata łyżeczka soli
2 łyżeczki cukru melasowego lub demerara
letnia woda (ilość zależna od wilgotności okary i mąki)
opcjonalnie 1 płaska łyżeczka drożdży instant
nasionka lub płatki (żytnie, owsiane, otręby) do posypania

Sposób wykonania:

Mąkę i okarę wymieszać w dużej misce (jeśli dodajemy drożdże, też należy je teraz dodać). Dodać zakwas. Melasę i sól rozpuścić w wodzie. Dodać do mąki i wymieszać łyżką (ciasto bardzo się klei, jest dość rzadkie i nie da się wyrabiać ręką).
Dalej wyrabiać mikserem, spiralnymi końcówkami, przez 5 min. Po tym czasie odstawić ciasto, przykryte ściereczką, na ok. 1-2 godz. Jeżeli dodawalismy drożdże, ciasto wyrośnie o wiele szybciej.
Po tym czasie ciasto chlebowe należy znów krótko (ok. minut) wyrobić - mikserem, lub łyżką.
Przełożyć do natłuszczonych i wysypanych, np. otrębmi, keksówek. Wierzch ciasta posmarowac oliwą i przykryć naoliwiona folią spożywczą (dzięki temu nie wyschnie).
Odstawić do wyrośnięcia.
Jeśli nie używaliśmy drożdży, chleb bedzie wyrastał kilka godzin (u mnie rósł przez prawie 4 godziny). Użycie drożdży znacznie skraca ten czas.
Kiedy chleb wypełni foremki, należy delikatnie zdjąć folię, posypać wierzch chlebków ulubionymi ziarenkami, pestkami lub płatkami.
Wstawić do gorącego (ok. 230oC) piekarnika i natychmiast spryskać wnętrze pieca wodą (po kilka "psiknięć" na każdą ściankę). Piec chleb 10 min w tej temperaturze. W tym czasie jeszcze dwukrotnie spryskiwac piekarnik. Po 10 min temperaturę obniżyć do ok. 200oC i piec chleb jeszcze ok. 40 min. Po tym czasie sprawdzić (można patyczkiem, tak jak ciasto), czy juz jest gotowy. Jeśli nie, można wyjąć z foremek i w ten sposób dopiec go przez kolejnych kilka minut.  
Pod koniec pieczenia spryskuję powierzchnię chleba wodą, aby uzyskać chrupiącą, rumianą skórkę.
Studzić na kratce. Kroić dopiero po ostudzeniu.

Smacznego :)





piątek, 11 marca 2011

Kolorowe warzywa z chrupiącym, pikantnym serkiem tofu


Kilka dni temu robiłam mleko sojowe i postanowiłam, pierwszy raz w życiu, zrobić tofu. Serek wyszedł mi pyszny, ale zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś to powtórzę, bo sporo przy nim zachodu. Z drugiej strony... taki domowy serek jest o niebo lepszy, niż ten ze sklepu, więc może jednak...?
Z jednej szklanki soi uzyskałam ok. 25 dag serka, pół litra mleka i sporo okary.
Okara, to zmielone ziarno soi, ale już po odciśnięciu mleka. Ją też można, a nawet trzeba wykorzystać, bo to wartościowy produkt i bardzo dobry wypełniacz ;)
Ja robiłam kurczakowe burgery, dorzuciłam ją do zupy warzywnej (świetnie zagęszcza) i dodałam do chleba. Chleb dzięki temu był naprawdę wyjątkowy - taki wilgotny i mięciutki. Niestety nie pomyślałam, żeby zrobić zdjęcia :(

Dzisiaj przyszła pora na serek tofu, który leżał sobie w lodówce i czekał na moją wenę ;)
Zainspirowała mnie sałatka z grillowanym serem halloumi. Postanowiłam zrobić podobną, ale na ciepło i z podsmażonym, na aromatyzowanej oliwie, tofu.


Składniki:
możesz wybrać dowolne warzywa

1 czerwona papryka
1 marchewka
2 małe cukinie
kawałek pora
1 czerwona cebula
duży ząbek czosnku
kilka małych pieczarek
łyżeczka mąki * 
sól, pieprz, oregano
1 łyżeczka oliwy do smażenia

ok. 20 dag twardego serka tofu
1 łyżka oliwy z oliwek, takiej do smażenia
sos sojowy (u mnie, bez cukru)
1 ząbek czosnku
opcjonalnie: kilka plasterków świeżej, czerwonej chilli

Sposób wykonania:
Warzywa umyć, te które trzeba - obrać i pokroić w dowolny sposób. Pieczarki umyć i pokroić w plasterki. Oprószyć mąką i "odsiać" na sitku.
W głębokiej patelni rozgrzać oliwę i wrzucić pieczarki, cebulę i czosnek. Kiedy pieczarki lekko się zrumienią, dorzucic resztę warzyw, doprawić i smażyć, cały czas mieszając, aż warzywa zmiękną. Jednak powinny pozostac chrupiące.

Na patelni teflonowej rozgrzać oliwę i wrzucić pokrojony czosnek i - ewentualnie - chilli. Smażyć przez chwilę, jednak nie dopuścić do zbrązowienia. "Wyłowić" czosnek i chilli z tłuszczu, a na tę aromatyczną oliwę delikatnie włożyć, pokruszony na mniejsze kawałki i skropiony sosem sojowym, serek tofu (tofu kupiony w sklepie mozna pokroić w kostkę).
Podsmażyć go z każdej strony, po czym wyjąć i odsączyć na papierowym ręczniku.

Serek układać na gorących warzywach i posypać świeżymi ziołami. Proponuję kolendrę, ale może też być natka pietruszki.

Smacznego :)


* kiedyś przypadkiem odkryłam, że oprószone mąką pieczarki pięknie się zrumienią i pozostaną białe; teraz już zawsze tak robię :)

czwartek, 10 marca 2011

Kurczak do znudzenia...? A może tym razem z salami i balsamico?


Ciekawa jestem, jak to wygląda u was...?

Jeśli o mnie chodzi, to nie, nie sądzę, żeby kurczak (czy może ogólnie: drób) kiedykolwiek mi się znudził. Drób daje - powiecie, że tak, jak inne mięsa - niesamowite możliwości.
Ale ma nad nimi przewagę: jest lekkostrawny i niskokaloryczny. Przy tym wszystkim bogaty w białko i zachowuje się trochę, jak tofu ;) Nie ma zdecydowanego smaku, więc łatwo mu nadać konkretny smak przy pomocy dodatków.

Odkrywam coraz to nowe smaki i chyba w żadnej dziedzinie nie jestem tak twórcza, jak w wynajdywaniu nowych dań z kurczaka :)
Nazywam takie pomysły "swoimi", ale jeśli ktoś bardzo chce się przyznać do jakiegoś przepisu, to nie będę się strasznie upierać :) Sama wymyśliłam, sama ugotowałam, ale... może już ktoś, gdzieś, wcześniej...? ;) Nie wnikam.
Ostatnio zainspirowała mnie pyszna kiełbasa marki Sokołów, która do złudzenia przypomina smakiem, zapachem, a nawet pleśniową "skorupką" tę kiełbasę/salami, którą przywieźliśmy z Włoch. Tamta była przepyszna, bardzo aromatyczna, bardzo (niestety) droga i zbyt szybko się skończyła. Dlatego kiedy odkryłam ten polski odpowiednik, byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. Naprawdę polecam (a uprzedzając insynuacje: nie mam nic wspólnego - poza tym, że lubię - z marką Sokołów ;)). Może was dziwić fakt, że ja polecam taką kiełbasę, ponieważ jest dość tłusta. Jednak nie to jest najważniejsze. Dla mnie liczy się fakt, że nie da się takiej kiełbasy spaprać. To surowe, powoli suszone mięso, w naturalnej pleśni. Nie ma w niej żadnej, wypełniającej pulpy z nie-wiadomo-czego.


Składniki:
dla 4 osób


duża pierś kurczaka
6-8 połówek suszonych pomidorów w oliwie
ok. 10 dag suszonej, surowej kiełbasy z pleśnią ***
1 duża, czerwona cebula
1 mały pomidor bez skórki i miąższu
3 duże ząbki czosnku
1 łyżeczka powideł śliwkowych
1/2 - 1/3 szklanki octu balsamicznego
szczypta cukru (dla MM - fruktozy)
świeżo zmielony pieprz, ewentualnie sól



Sposób wykonania:

Mięso oczyścić i pokroić na mniejsze kawałki (ja kroję każdą połowę piersi w poprzek, ale w ukośne plastry, tak że powstają 4 płaty mięsa). Posmarować je oliwą pomidorową, popieprzyć i minimalnie posolić. Obsmażyć (krótko) z obu stron na patelni grillowej. Zdjąć z patelni i zawinąć w folie aluminiową - i niech sobie czeka.
Kiełbasę obrać ze skórki i pokroić w plasterki, a następnie w paski lub słupki. Pomidora sparzyć, zdjąć skórkę i pokroić w słupki. Cebulę pokroić w piórka, czosnek posiekać. Suszone pomidory odsączyć z oliwy i drobno posiekać.
Na patelnię wlać odrobinę oliwy, którą zalane były suszone pomidory. Dodać kiełbasę czosnek i cebulę. Smażyć, aż cebula zmięknie. Dodać pomidory - świeże i suszone, oraz powidła. Przez chwilę smażyć wszystko razem, cały czas mieszając.
Dodać ocet, cukier i pieprz (ewentualnie sól) i smażyć mieszając, aż ocet odparuje. Na każdy kawałek mięsa nałożyć farsz i gotowe!

Smacznego :)

***  salami bretońskie, na zdjęciu obok składników.

środa, 9 marca 2011

Frittata, robicie?


Jakiś czas temu był u mnie mały przegląd lodówki, czyli frittata.
Mój młodszy syn - po wciągnięciu swojej porcji, w takim tempie, że chyba nawet nie zdążyłam wrócić z pokoju do kuchni, zapytał:
- mamuś, a wstawisz to na blog?
Ja: 
- nie-e...
Na co on:
- Nie no, MUSISZ!
Ja:
- :)))
(co w wolnym tłumaczeniu znaczy: matka rozpływa się w samozadowoleniu ;)

Nie znam łatwiejszego, bardziej sycącego, kolorowego i jednocześnie pozwalającego na przemycenie (gdyby ktoś musiał ;)) dużej ilości warzyw, dania.
U mnie frittata jest wtedy, kiedy nie bardzo wiem, co zrobić na obiad i kiedy mam dużo "różnych, nikomu nie potrzebnych" rzeczy w lodówce. Bo do tego dania można użyć resztek warzyw (zostało pół cebuli, kawałek cukinii - do frittaty w sam raz) , dwóch czy trzech samotnych pieczarek, z którymi nie wiadomo, co zrobić, resztek wędlin (chociaż chciałabym być dobrze zrozumiana: nie namawiam tu do recyclingu ;) chodzi mi bardziej o samotnego, zasuszonego kabanoska, czy piętkę szyki, która smakowała nam tylko pierwszego dnia, a dzisiaj już nie); możesz dodać pieczone mięso z wczorajszego obiadu, czy resztki mrożonek, które zalegają w zamrażarce (bo masz tam pięć torebek, a w każdej po trzy groszki ;)). I jeszcze zdarza mi się dorzucić przywiędłą sałatę, czy szpinak, które dało by się zreanimować, ale akurat dzisiaj mi się nie chce - niech więc idzie na patelnię.
Myślę, że jak się człowiekowi nie chce długo stać przy garach, albo wogóle nic mu się nie chce - to frittata jest w sam raz.

...wyrwałam dziecku, jak już zaczął jeść, bo mi się kolorystycznie spodobało ;)


Składniki:
dla 4 osób

4 jaja (najlepiej od kurki-grzebki)
ok. 1 szklanki farszu na jedna osobę
dowolny, tarty ser (u mnie było bez sera)
siekana natka lub inne, świeże zioła

Farsz:
np. szynka, kabanos, pieczarki, papryka, cebula, czosnek, szpinak

Sposób wykonania:

Jajka roztrzepać widelcem i popieprzyć (ne solimy, bo farsz będzie wystarczająco słony).
Składniki farszu drobno pokroić i podsmażyć. Ja smażę bez tłuszczu; kiedy wszystko zaczyna się rumienić, dodaję kilka łyżek wody, żeby smak "odkleił się" od patelni i to jest ten moment, kiedy dorzucam szpinak/sałatę/ rukolę.
Pamiętajcie, że farsz nie może "pływać" - wodę trzeba, prawie całkowicie, odparować.

Sposobów smażenia znam kilka, jednak powiem wam, jak robię najczęściej.
Do farszu wlewam roztrzepane jajka i czekam, aż wszystko zacznie się ścinać. Mieszam, jak jajecznicę i zmniejszam płomień na kuchence. Zaczynam podważać brzegi i wlewać płynne jajka pod spód (już nie mieszam!). Kiedy nic się już nie przelewa po powierzchni, przykrywam patelnię pokrywką, zmniejszam płomień do minimum i jeszcze podstawiam pod patelnię specjalną podkładkę, zapobiegającą przypalaniu. 
Zostawiam to do momentu, aż wierzch się zetnie, a pod koniec posypuję (dowolnym) tartym serem i natką.

Moje uwagi:
  • jeżeli robię dużą porcję, np. dla 6 osób, zamiast przykrywać pokrywką, wstawiam wszystko do rozgrzanego piekarnika, na kilka minut. 
  • jeśli robię porcję dla 1 osoby, na małej patelni, jak np. dzisiaj, odwracam  prawie upieczoną frittatę przy pomocy talerzyka i wyłączam gaz. Wykładając na talerz, odwracam ponownie.

piątek, 4 marca 2011

Odwadniająca surówka z pietruszki i takie tam... ;)


Słońce świeci już od paru dni i słupek rtęci coraz śmielej skacze w górę. Wczoraj w południe termometr w moim samochodzie pokazał 10 stopni na plusie :)Jednak zima nie chce odpuścić i rano znów było minus osiem.
No cóż, przyznam, że coraz gorzej to znoszę i jestem już tą długą zimą naprawdę zmęczona. Dlatego zaczęłam myśleć o naturalnych sposobach pobudzenia organizmu, czy raczej rozbudzenia go po tej długiej, mroźnej zimie.
Na wiosnę dobrze jest się oczyścić. Też zaczynacie juz o tym myśleć? Jeśli nie, to najwyższa pora :) Warzywa w każdej postaci sprawdzają się tu najlepiej.

Surówka, którą wam dzisiaj proponuję jest mojego pomysłu. Chyba nie słyszałam nigdy, żeby ktoś w moim otoczeniu, czy pośród znajomych, robił surówkę z pietruszki... A szkoda, bo ma to bomba witaminowo-minerałowa, a poza tym ma działanie odwadniające i pobudzające przemianę materii (możecie się spodziewać małej rewolucji, zwłaszcza jeśli zjecie ją pierwszy raz), po prostu świetnie "wymiata" wszystko, co niepotrzebne.

A tak na marginesie...
Pietruszka, to trochę niedoceniane warzywo. W zasadzie używamy jej tylko jako składnika tzw. włoszczyzny. Nie mam nic przeciwko pietruszce w rosole, ale naprawdę można wykorzystać ją na wiele innych sposobów, bo warto.
35-gramowy pęczek natki pietruszki zawiera: 4 g białka, 1 g tłuszczu, 9 g węglowodanów,
aż 193 mg wapnia, 84 mg fosforu (procentowo najwięcej spośród wszystkich warzyw), 5 mg żelaza, 19 mg magnezu, 1120 mg witaminy A (więcej niż korzeń marchwi!),
a także witaminy: 178 mg witaminy C, 0,11 mg – B1, 0,28 mg – B2, 1,2 mg PP.
I tylko 61 kcal - czyli tyle, co nic.

Zarówno natka, jak i korzeń, a także nasiona, poprawiają trawienie, zwiększają wydalanie moczu, usuwają nadmiar wody z organizmu, oczyszczają krew, regenerują włosowate naczynia krwionośne, regulują nadmierną fermentację w żołądku i jelitach.

Natką warto posypywać zupy i inne dania, ale też dodawać ją do wszelkich sałatek, twarożku, sosów, a także popijać jako herbatkę. Aby się przekonać, jak silne ma właściwości, wystarczy rozetrzeć w palcach listek, posmarować miejsce ukąszenia przez owada (np. komara) i zobaczyć, jak szybko pietruszka radzi sobie z jego jadem. o oczywiście rady na ciepłe dni, ale przecież to już za chwilę ;)


Składniki:

2 pietruszki
garść oliwek zielonych, faszerowanych papryką
5 połówek suszonych pomidorów w oliwie
czubata łyżka siekanej natki pietruszki

Dressing:

1 łyżka oliwy, którą zalane były suszone pomidory
sok z limonki lub cytryny + odrobina otartej skórki (do smaku)
plasterek (lub więcej) świeżej papryczki chilli
szczypta fruktozy (cukru)
świeżo zmielony pieprz


Sposób wykonania:

Pietruszkę obrać i zetrzeć na tarce o małych oczkach. Oliwki pokroić w plasterki. Chilli drobniutko posiekać. Pomidory osączyć i pokroić w paseczki. Składniki sosu wymieszać. Wszystkie składniki sałatki połączyć w misce, dodać posiekaną natkę i dressing. Ponownie wymieszać i odstawić na kwadrans.

Moje uwagi:
  • sałatki nie solę, ponieważ w suszonych pomidorach i oliwkach jest jej wystarczająca ilość
  • można pominąć chilli, jednak wszystkie ostre przyprawy (zwłaszcza chilli) pobudzają przemianę materii

czwartek, 3 marca 2011

Prośba o pomoc!

Dołączam się do małej akcji pomocy zorganiowanej przez blogowiczki.
Jeśli możesz, a przede wszystkim chcesz pomóc, zrób coś dla tego człowieka :(  Cokolwiek.

Szczegóły na blogu  M jak marzenie.

środa, 2 marca 2011

Proteinowa pizzetka


Pewnie już o tym pisałam, ale co tam... ;) Lubię, żeby to, co jemy było przede wszystkim zdrowe, smaczne i - koniecznie - żeby się ładnie prezentowało na talerzu. Ja jem głownie oczyma, więc w moim domu jedzenie nigdy nie jest, ot tak, po prostu rzucone na talerz.
Poza tym staram się tak gotować, żeby moje potrawy nie były bombami kalorycznymi. Jeśli ktoś o to nie dba, zawsze może sobie moje przepisy "wzbogacić" kalorycznie. Ja jednak " automatycznie zwracam uwagę na ilość tłuszczu i węglowodanów. Tak już mam - od zawsze :)

Wczoraj na śniadanie zrobiłam sobie coś bardzo lekkiego, coś co wizualnie zaspokaja apetyt na węglowodany, a w rzeczywistości jest pełne białka. Zjadłam z białym serkiem homo i sałatką z pomidorków koktajlowych i cebulki. 
To danko jest bardzo proste w przygotowaniu. Robi się je dosłownie w kilka minut. Inspiracją były dla mnie proteinowe placki, więc Ameryki nie odkryłam, jednak forma trochę inna, inaczej się prezentuje i przez to, wg. mnie, jest pewnym urozmaiceniem i bardziej zachęca do zjedzenia.


Składniki:
dla 1 osoby

3 łyżki mieszanych otrąb (np. pszenne, owsiane, żytnie)
1 całe, dobrze roztrzepane, jajko
czubata łyżka naturalnego serka homogenizowanego
1 pomidorek koktajlowy, pokrojony w plasterki
szczypta soli
łyżeczka posiekanej kolendry

Sposób wykonania:

W miseczce wymieszać otręby z jajkiem, serkiem i solą, tak aby się dobrze ze sobą połączyły i aby wtłoczyć do masy trochę powietrza. Rozgrzać małą patelnię teflonową i spryskać jej powierzchnię oliwą, lub przetrzeć ręcznikiem papierowym, nasączonym oliwą.
Wyłożyć otręby z dodatkami. Powstanie placek o średnicy ok. 15 cm. Smażyć go na niedużym ogniu. W międzyczasie rozłożyć na powierzchni plasterki pomidora i posypać kolendrą.
Kiedy zrumieni się od spodu, delikatnie odwrócić i krótko dosmażyć z drugiej strony.
Podczas smażenia placek urośnie (jeśli był dobrze wymieszany). Wyłożyć na talerz "ozdobioną" stroną do góry. Podawać z sałatką, lub/i sosem (ketchup, jogurtowy).

wtorek, 1 marca 2011

Tatterowiec


Dzisiaj znów piekłam chleb.
Tym razem postanowiłam nie kombinować za dużo i skorzystać z najlepszych wzorców. Po przepis zapukałam więc do Tatter i postanowilam, że dzisiaj upiekę jej "Tatterowiec". Mój kapryśny zakwas został ożywiony trzy dni temu i dzisiaj stwierdziłam, że jest już wystarczająco silny, żeby podołać zadaniu. Wyhodowałam go już tak dużo, że mogłam upiec akurat ten chleb, do którego potrzeba aż 400g zakwasu.

Zrobiłam go zgodnie ze wskazówkami Tatter, więc byłam w szoku, że po wstępnym wyrastaniu prawie nie drnął!
Przyznam, że nerwy mi trochę puściły i sklęłam go szpetnie.
Przypomniałam sobie, jak Tatter pisała, żeby go pilnować, bo lubi uciekać z foremki. Tiaaa...mój był rączy, jak... żółw ;)

Zdaje się jednak, że OPR przyniósł skutek, bo po trzech godzinach miałam w foremce tyle bąbli i taką obfitość ciasta, o jakich mi sie nawet nie śniło :)))
Dalej już było z górki. Upiekłam, ostudziłam i pożerałam, już w trakcie robienia zdjęć :)

Wiele osób przede mną pisało, że to chleb-marzenie. Nie będę oryginalna, podpisuję się pod tym. Chleb jest dokładnie taki, jaki powinien być dobry zakwasowiec - pachnący, kwaskowaty, dobrze napowietrzony, wilgotny - z cudownie chrupiącą skórką.
Na pewno będę go piekła często.




Jak zrobić tatterowiec:


400g zakwasu żytniego
ok. 150ml wody*
100g maki żytniej/pszennej razowej (dałam żytnią)
300g maki pszennej chlebowej zwyklej lub Manitoby (u mnie mieszana: pszenna chlebowa i pełnoziarnista, graham)

1 łyżka soli morskiej
1 łyżeczka demerary (dałam nierafinowaną bio-melasę)

opcjonalnie: 1 łyżeczka suchych drozdzy, jeżeli zakwas jest mlody


* edit, wrzesień 2013:  od 2011r piekłam ten chleb już kilkadziesiąt razy i za każdym razem musiałam dodać inną ilość wody; dlatego nie sugerujcie się tą ilością podaną w przepisie. Tak naprawdę ilość wody zależy od wielu czynników, zwłaszcza od gęstości zakwasu, ale też rodzaju użytych mąk, ich wilgotności, temperatury otoczenia itp.




Jak zrobić ciasto na tatterowiec na zakwasie:

Wszystkie skladniki wymieszać - ciasto powinno być lepkie i dość luźne (mieszałam ok. 3 min mikserem). Zostawić do wyrośnięcia na godzinę.
Po tym czasie krótko wymieszać, przełożyć do foremki (mała keksówka, dł. ok. 25 cm) wysmarowanej oliwą i wysypanej otrębami lub płatkami żytnimi. Posmarować wierzch oliwą, zakryć naoliwioną folią (lub zawiązać foremke w reklamówce, zostawiając miejsce na wyrośnięcie ciasta, i tak żeby folia go nie dotykała).
Odstawić do ponownego wyrośnięcia (powinien rosnąć powoli, przez kilka godzin). Trzeba zaglądać, żeby ciasto nie wyszło z foremki.

Przed pieczeniem posypać makiem, słonecznikiem, otrębami, nasionami kolendry, lub płatkami zbożowymi itp. Foremkę z chlebem włożyć do zimnego piekarnika, nastawić temperaturę na 200oC i piec mniej więcej godzinę. Gdy piekarnik dobrze sie nagrzeje (osiagnie temperaturę 200oC), chleb i ścianki pieca spryskać wodą (robiam to kilkakrotnie w czasie całego pieczenia).

Po godzinie, jeśli chleb się nie upiekł, można go dopiec bez formy.

Smacznego :)