wtorek, 3 grudnia 2019

Sałatka warzywna z mango i awokado, z orientalnym sosem


Bardzo lubię sałatki zastępujące cały posiłek - wszystko w jednej misce. Można zjeść w domu, można zabrać do pracy, czy w podróż. W zasadzie, to nie wiem, czy to jeszcze sałatka, czy już pełnowartościowy posiłek. Jak zwaqł, tak zwał - grunt że pyszna i szybko się robi.
Jeśli tak jak ja macie zwyczaj przygotowywać sobie wcześniej półprodukty, zrobienie tej sałatki zajmie wam góra pół godziny. A jeśli jesteście kuchennymi wymiataczami, góra 15 minut :)))

Pisząc "półprodukty" mam na myśli np. ugotowaną wcześniej kaszę, makaron, ziemniaki... Umytą, podzieloną, wymieszaną (różne gatunki) sałatę... Podsmażone mięso, jakaś rybka, ugotowane jajka, upieczone warzywa... Placki, naleśniki, tortille przeznaczone do faszerowania, itd., itp.
Poza tym zamrożone warzywa (tak, korzystam z mrożonek), takie jak dynia, szpinak, groszek, fasolka szparagowa, itp. Sosy, zupy, podsmażone pieczarki... Gotowe mieszanki do smoothie...
Lubię te swoje zapasy, bo niesamowicie ułatwiają szybkie przygotowanie posiłku.


W lodówce staram się zawsze mieć bazę do szybkiego skomponowania posiłku: przynajmniej jeden gatunek ugotowanej gatunek kaszy, ugotowane jajka, albo ziemniaki. Zawsze mam słoik domowego winegretu. Zawsze mam hummus lub jakąś inną pastę, np. z fasoli, czy z tofu. Zawsze też mam mix prażonych pestek/orzechów (jak np. taka posypka). I słoiczek z mielonym siemieniem lnianym, którym posypuję co się da (może stać w lodówce 2-3 dni, ale zwykle mielę jedną porcję, tyle ile wchodzi do młynka, i kiedy się kończy, od razu robię kolejną).


Do sałatki, którą chcę wam dzisiaj polecić, wykorzystałam kaszę bulgur, ale możecie ją zastąpić praktyczne każdą kaszą (albo ciecierzycą, czy soczewicą). Możecie też wykorzystać makaron z poprzedniego dnia (bardzo dobrze pasuje tutaj razowy makaron penne, czyli te skośnie ścięte rurki).

----------> Jeśli jecie mięso, możecie dodać podsmażoną pierś z kurczaka/indyka.


Co jeszcze...? Naprawdę warto poszukać w sklepie kolendry, bo robi w tej sałatce BARDZO dobrą robotę (tak samo jak ten "orientalny" sos z dodatkiem imbiru).
Jednak jeśli nie lubicie kolendry, można zastąpić ją natką pietruszki.


Składniki:
100 g kaszy bulgur (waga przed ugotowaniem)
pół mango
pół awokado
pół czerwonej cebuli (lub 1 mała)
12 pomidorków koktajlowych
10 cm kawałek ogórka
10 cm kawałek cukinii
pęczek rzodkiewek
mała garść dowolnych orzechów (dodałam trochę pistacji i trochę orzeszków pinii)
garść posiekanych ziół (u mnie kolendra i natka)

Dressing:
1 łyżka musztardy (ulubionej, ja dodałam miodową)
1 łyżka miodu
1 łyżka octu jabłkowego
2-3 łyżki oliwy
płaska łyżeczka utartego imbiru
utarty ząbek czosnku
pół drobno posiekanej papryczki chilli (może być mniej, albo więcej - ile lubicie)
1/3 utartej pestki z awokado
sól, pieprz

Do wersji z kurczakiem:
1 mała, pokrojona w paski pierś z kurczaka usmażona na łyżce oleju, z solą, pieprzem i papryką w proszku


Składniki sosu wymieszać dokładnie w małym słoiczku lub innym zakrywanym pojemniku, żeby wszystko dobrze się połączyło. Następnie przelać do dużej miski, w której będziemy mieszać sałatkę *
Dodać do niego pokrojoną w piórka cebulę (zamarynuje się w sosie, w czasie gdy będziemy przygotowywać pozostałe składniki).

Kaszę bulgur ugotować na sypko (2 części zimnej wody na 1 część kaszy), przełożyć do miski i przestudzić.

Mango i awokado obrać i pokroić w kostkę. Ogórek i cukinię pokroić w ćwierćplasterki.
Rzodkiewki pokroić w plasterki.
Mango i awokado pokroić jako pierwsze i od razu wymieszać z sosem, żeby nie ściemniały (resztki mango, które zostały na pestce "wycisnąć" do sosu). Dodać kaszę - wymieszać z sosem, mango awokado i cebulą (ciepła kasza wchłonie trochę sosu i nabierze smaku). Na kaszę wyłożyć podsmażonego, przestudzonego kurczaka - jeśli wybieramy wersję z mięsem.
Na wierzchu położyć resztę warzyw, posypać orzeszkami i odstawić. W tej postaci sałatka może czekać do obiadu.
Przed obiadem warzywa odrobinę solimy, posypujemy "zieleniną" i orzechami, po czym wszystko delikatnie mieszamy i podajemy.
W wersji do pudełka układamy wszystko warstwowo, zaczynając od kaszy, na którą kładziemy mango, awokado i resztę warzyw (zwykle przykrywam wszystko 2-3 listkami sałaty rzymskiej lub lodowej). Posypujemy orzechami, oraz posiekaną natką i kolendrą.
Sos zabieramy osobno i mieszamy z sałatką tuż przed jedzeniem.


* jeśli przygotowujemy sałatkę do zabrania ze sobą do pracy, sos po wymieszaniu zostawiamy w pojemniczku. Polewamy nim sałatkę dopiero tuż przed jedzeniem.

Smacznego bardzo :)


piątek, 22 listopada 2019

Fit chlebek bananowy, bezglutenowy



Ten przepis powstał z potrzeby chwili, po to by wykorzystać reszki. Długo mnie nie było, bo najpierw półtora miesiąca w Indiach, potem 10 dni na Maderze... Chłopaki radzili sobie, jak mogli, ale ponieważ codziennie na śniadanie jest owsianka z bananami, to... mrożonych bananów w zamrażarce mamy na kilka miesięcy. To samo się tyczy owsiankowych dodatków (na szczęście zasuszone "na kamień" migdały, rodzynki i jagody goji da się uratować).

Tak się składa, że nie ma u nas amatorów zbyt dojrzałych bananów, a że te bardzo szybko stają się "piegowate",  zazwyczaj pokrojone w plasterki trafiają do zamrażarki. Później sukcesywnie fundujemy im recycling, przerabiając na placki, lody, ciasto czy koktajle.
Resztki "wszelkiej maści" - warzyw, owoców, ziół, płatków, mąki, pestek, orzechów, kasz, itd., itp. też wykorzystujemy do ostatniego kawałeczka, do ostatniego ziarenka, czy... czego-tam-jeszcze-ostatniego 😉 Nic nie ma prawa sie zmarnować.

Moja rodzina od wielu lat stara się żyć w myśl idei less waste. Jedzenie się u nas nie marnuje, a jeśli już tak się zdarzy, resztki trafiają do kompostownika, gdzie dżdżownice pracowicie przerabiają wszystko na kompost. Ten trafia do skrzyń na warzywa i tak obieg się zamyka :)

Taki styl życia jest bliski mojemu sercu już od wielu lat, dlatego z wielką radością obserwuję, że stał się bardzo modny (nie lubię tego słowa, ale tutaj akurat wcale mi nie przeszkadza).
Ludzie wreszcie zaczynają dostrzegać, jak wiele jedzenia się marnuje, jak szkodzimy środowisku, ile mamy wokół siebie niepotrzebnych rzeczy... To swego rodzaju trend, który popieram całym sercem.

Wierzę, że nawet najmniejsza zmiana w stylu życia każdego z nas, może mieć ogromny wpływ na środowisko. Od czegoś trzeba zacząć, więc jeśli jeszcze nic nie robisz, jeśli na pytanie o to, czy wierzysz w zmiany klimatyczne spowodowane przez ludzi odpowiadasz: nie mam zdania, to może najwyższy czas zacząć o tym myśleć i dołożyć swoją małą "cegiełkę" do ratowania świata 💚
Brzmi patetycznie? Być może, ale jeśli choć jedna osoba zastanowi się nad tym, co napisałam, to było warto się produkować ;)

Wszystkie składniki

pyszny, bieszczadzki miód 

obrane migdały

miód wymieszany z pastą sezamową
może też służyć jako polewa do ciasta



Składniki:
3 dojrzałe banany
1 szklanka płatków owsianych
1 szklanka mąki kokosowej
1 szklanka płatków jaglanych
3 duże jajka
1 duży kubek jogurtu naturalnego (maślanki lub kefiru)
garść migdałów
3 łyżki dowolnego miodu
1 czubata łyżka tahini*
50 g rodzynków
100 g jagód goji
1 łyżka cynamonu
1czubata łyżka proszku do pieczenia

Płatki owsiane zblendować na niezbyt gładką mąkę. Migdały namoczyć we wrzątku i obrać ze skórki. Rodzynki namoczyć we wrzątku przez pół godziny, odcedzić i ostudzić. Jagody goji zalać wrzątkiem, zostawić na minutę, odcedzić i ostudzić. Banany obrać i rozgnieść widelcem. Miód wymieszać w osobnej miseczce z tahini, aż do całkowitego połączenia.

Wszystkie składniki wymieszać w dużej misce, stopniowo dodając wodę (ilość wody zależy od tego, jak gęsty będzie jogurt, oraz od tego, czy dodacie jogurt, czy może maślankę/kefir). Ja początkowo mieszam łyżką, później delikatnie wszystko zagniatam, żeby nie rozgnieść jagód.
Ciasto powinno być dość gęste, można je swobodnie "zagniatać".

Dwie nieduże foremki wyłożyć brązowym papierem do pieczenia, przełożyć ciasto, udekorować plasterkami banana i migdałami. Moje foremki mają wymiar 19 x19 cm, ale ciasto można upiec w dowolnej formie
Piec ok. 45 min w temp. 200 stopni Celsjusza.

*pasta sezamowa

Smacznego bardzo :)


piątek, 28 czerwca 2019

Kotleciki z kaszy jaglanej z wędzonym serem i miętą




Dzisiejszy obiad sponsoruje... prawie pusta lodówka :)
Na ten pomysł wpadłam dziś rano, kiedy zaczęłam się zastanawiać, co by tu wykombinować, kiedy moja szarańcza zjawi się na obiedzie.
Na zewnątrz jest tak gorąco, że wyprawę do sklepu wykluczyłam od razu. No way - nie ma takiej opcji :D
Musiałam wykombinować obiad z tego, co miałam w domu.
To tyle w temacie "etymologii" ;)



Mam kilka uwag jeśli chodzi o przygotowanie.
Ja zrobiłam te kotlety bez dodatku mąki, czy bułki tartej. Celowo.
Nie mieliłam też, ani nie blendowałam ugotowanej kaszy, bo mi się nie chciało. Liczyłam na to, że będzie dobrze ;) No i było, a raczej jest.
Wyszły naprawdę delikatne i miękkie, dlatego odwracałam je na patelni ostrożnie, używając dwóch sylikonowych łopatek (uwaga, bo nie zblendowana kasza pryska, trochę jak popcorn).
Po przestygnięciu trzymają się całkiem ładnie i moje oczekiwania spełniają.


Jednak jeśli boicie się, że kotleciki będą się wam rozpadać podczas smażenia, to lepiej dodać 2-3 łyżki jakiejkolwiek mąki, lub bułki tartej, co powinno załatwić sprawę. Można też ostudzoną kaszę zmielić lub lekko zblendować (nie polecam ręcznego blendera typu żyrafa, ktory blenduje zbyt mocno, a na konsystencji budyniu w tym przypadku nam nie zależy).

Możecie również, po przygotowaniu masy, usmażyć jednego kotleta na próbę. Gdyby coś było nie tak, zawsze można coś dodać, żeby poprawić konsystencję.


Miętę można zastąpić natką lub koperkiem czy świeżym tymiankiem, jednak jeśli mam być szczera, to ona robi tutaj prawie całą robotę (no bo jeszcze ten wędzony twaróg🧡).


Jak zrobić wegetariańskie kotlety z kaszy jaglanej?


Składniki:
4 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
1/2 paczki wędzonego twarogu (125g) lub kostka wędzonego tofu
pół szklanki namoczonego słonecznika (minimum pół godziny we wrzątku)
pół niedużej, bardzo drobno posiekanej cebuli cebuli
duża garść posiekanych listków mięty
1 jajko lub/i czubata łyżka mielonego lnu (siemienia lnianego) zalanego 3 łyżkami wrzątku
sól (ostrożnie, twaróg jest słony) i świeżo zmielony pieprz do smaku

Wszystkie składniki połączyć (jeśli chcecie, najpierw lekko zblendujcie kaszę - dosłownie kilka pulsów malakserem) i dokładnie wymieszać. Odstawić na 15 minut do lodówki.
Po tym czasie, mokrymi dłońmi, uformować 12 - 14 kotlecików. Lekko je spłaszczyć i smażyć na rumiano (ja użyłam masła klarowanego). Najpierw obsmażyć na dość dużym ogniu/mocy z obu stron, następnie ustawić gaz/moc na minimum i dosmażyć, aż będą ładnie rumiane.

Ja podałam je z sosem jogurtowym, gotowaną marchewką z miętą, młodymi ziemniakami ugotowanymi na parze i surówką.

Smacznego bardzo :)


sobota, 8 czerwca 2019

najlepsze scones - super łatwe, ekspresowe bułeczki



Obraz może zawierać: jedzenie  

Scones...
Może będę trochę przynudzać, bo pewnie już to wiecie, ale przyzwoitość nakazuje, że jakiś wstęp musi być :)
Pochodzą ze Szkocji, chociaż kojarzą się raczej z Anglią. Są to lekkie bułeczki śniadaniowe, podawane zazwyczaj na ciepło, z dżemem i gęstą śmietaną.
To najbardziej ekspresowe, najprostsze i jedne z najpyszniejszych bułeczek jakie znam. Mój ulubiony rodzaj wypieków: minimum przygotowań, maksimum smaku. A i prezencja, muszę przyznać, nie najgorsza ;)



Ich przygotowanie jest dziecinnie proste, więc jeśli obawiacie sie długiego, wyrabiania, zagniatania, wyrastania itp., odłóżcie swoje obawy na bok. 
Znalazłam informację, że dawno temu ciasto formowano w okrągły placek i krojono na trójkątne kawałki, które pieczono na blasze lub dużej patelni, bezpośrednio na ogniu. 
Teraz możemy robić, co nam w duszy gra, np. wycinać szklanką okrągłe bułeczki i piec je w piekarniku. Sprawdziłam oba sposoby - niezależnie od kształtu i sposobu przygotowania zawsze są pyszne. 

Najlepiej smakują nie gorące, ale ciepłe. Jednak po kilku godzinach (jeśli jakimś cudem ocaleją) też dają radę.


   

Do przygotowania ciasta na scones potrzebujemy tylko mąki, masła, mleka, odrobiny soli i proszku do pieczenia. Reszta, to modyfikacje (można dodać trochę cukru, zwłaszcza jeśli dodaje się kwaśne owoce, można dodać jajko; ciasto można zrobić z mlekiem albo maślanką).

Bazowe składniki można zmieniać, uzyskując mnóstwo kombinacji. Można je przygotowywać na tak wiele sposobów, że na pewno się nie znudzicie. 
Ja ostatnio mam na ich punkcie prawdziwego świra i sprawdziłam już kilkanaście kombinacji smakowo-składnikowych, do czego i was zachęcam.



Zapraszam też na FB, gdzie dodałam filmik, na którym widać jak powstają scones.


Składniki:

400 g mąki pszennej, plus trochę do podsypywania ciasta
100 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
200 g maślanki (lub mleka, jogurtu, kefiru, soku owocowego itp.)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (nie radzę dodawać więcej, bo ciasto będzie miało nieprzyjemny zapach)
duża szczypta soli (pół łyżeczki)
3 łyżki cukru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (opcjonalnie)

Do wersji z owocami: 80-100 g dowolnych owoców (borówki, maliny, jeżyny, agrest, porzeczki, jabłka/gruszki/śliwki pokrojone w kostkę itp.)

1 roztrzepane jajko do posmarowania wierzchu bułeczek + opcjonalnie, cukier do posypania

Do podania (dotyczy głównie bułeczek bez dodatków): masło, dżem, gęsty jogurt naturalny lub gęsta śmietana

Jak zrobić scones?

Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni.
W misce mieszamy mąkę z masłem, solą, cukrem i proszkiem do pieczenia (ma powstać coś na kształt kruszonki).
Dodajemy maślankę i szybko mieszamy widelcem.
Na oprószony mąką blat, wykładamy ciasto i szybko zagniatamy (ważne, żeby to zrobić tak raczej "niedbale", wystarczy kilka razy - to ciasto nie lubi długiego wyrabiania).
Rozpłaszczyć rękoma na grubość ok. 3 - 4 cm i wykrawać bułeczki. 
Można użyć specjalnego "wykrawacza" lub zwykłej szklanki/kieliszka o średnicy ok. 6 cm. 
Resztki ciasta można ponownie zagniatać i wykrawać, aż do wykorzystania całego ciasta.
Z ciasta można też uformować koło i pokroić je na 8 części, jak pizzę.

W przypadku bułeczek z owocami postępujemy trochę inaczej. 
Ciasto rozpłaszczamy na grubość ok. 1.5 - 2 cm, posypujemy owocami w środkowej części, zostawiając wolne brzegi. Następnie te brzegi zakładamy na wierzch ciasta i lekko dociskamy (nie za mocno, żeby za bardzo nie rozgnieść owoców). 
Posypujemy lekko mąką i wykrawamy bułeczki jw.

Pieczemy ok. 15 min (trzeba ich pilnować, bo w każdym piekarniku pieką się inaczej, poza tym mniejsze upieką się szybciej), 220°C góra-dół 

Smacznego bardzo :)


niedziela, 10 lutego 2019

Chleb owsiany z ziarnami, na zakwasie


Ten chleb powstał przypadkiem, kiedy chciałam wykorzystać nadmiar zakwasu. Przez kilka dni dokarmiałam zakwas, który spędził w lodówce kilka miesięcy, codziennie odkładając połowę do osobnego naczynia, żeby miał szansę porządnie się rozbudzić. Powstał problem, co zrobić z tym, co odkładałam, więc tamtą część też dokarmiałam "na boku", z zamiarem zrobienia blinów.
No i okazało się, że dużo tego powstało, więc wymyśliłam ten chleb, żeby wszystko zużyć.

Pierwszy raz upiekłam go całkiem "na oko", wrzuciłam to co miałam do miski, wyrobiłam, dodałam zakwas i wyszedł naprawdę super chlebek.
Po opublikowaniu zdjęć na FB dostałam dużo zapytań, jak go zrobić. Stąd też dzisiejszy post.

pierwszy chlebek piekłam w nocy, więc wybaczcie sztuczne oświetlenie ;)


Na potrzeby publikacji upiekłam chleb jeszcze dwa razy, starając się w miarę dokładnie odtworzyć konkretną listę składników i proporcje.
Wyszło super, dlatego teraz dzielę się z wami tym przepisem.

Chleb jest naprawdę świetny, wilgotny i miękki w środku, ale skórka jest apetycznie chrupiąca, tak jak lubię.
Dodatkowym plusem jest to, że ten chleb bardzo dobrze się przechowuje, naprawdę długo jest świeży. Ostatnie kromki zjedliśmy po pięciu dniach od upieczenia i nadal był bardzo dobry.
Mrożony też daje radę. Proponuję pokroić go w kromki przed zamrożeniem i wyjmować tylko tyle, ile danego dnia potrzebujemy - wygodny i sprawdzony sposób.
Mnie najbardziej smakuje tostowany w grubszych kromkach. Robi się wtedy chrupiący na zewnątrz, ale w środku jest miękki. Baaardzo dobry!



Składniki:
dwie keksówki 25x12 cm
pół kilograma mąki owsianej
1 szklanka płatków owsianych lekko zblendowanych*
pół szklanki mąki orkiszowej, pełnoziarnistej
200 g aktywnego zakwasu (może być żytni lub pszenny)
pół szklanki mieszanych ziaren (słonecznik, dynia, len złocisty, chia, posiekane orzechy włoskie, itp. - wedle uznania)
ciepła woda - tyle ile zabierze ciasto (zwykle ok. pół litra lub trochę więcej, zależy od mąki i gęstości zakwasu)
1 łyżeczka soli
1 łyżka oleju
1 łyżka melasy lub cukru muscavado (ewentualnie zwykłego cukru, jeśli nic innego nie macie)
*opcjonalnie można dodać łyżeczkę suszonych drożdży, jeśli czujeciee zakwas nie pracuje zbyt mocno, albo chcecie skrócić czas wyrastania.

Do dużej miski przekładamy zakwas. Jeśli dodajemy drożdże, to mieszamy je z zakwasem, dodajemy melasę, trochę ciepłej wody, 2-3 łyżki mąki, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na kwadrans.

Do zakwasu (lub 'wyrośniętego' zakwasu z drożdżami) dodajemy resztę składników i mieszamy drewnianą łyżką, stopniowo dodając wodę.
Mieszamy kilka minut, aż wszystko się dobrze połączy i uzyskamy ciasto o niezbyt gęstej konsystencji (nie jest to ciasto tak gęste, jak w przypadku formowania bochenka, raczej jak gęste ciasto na bliny).

Keksówki wykładamy brązowym papierem do pieczenia (ja dodatkowo smaruję oliwą i oprószam mąką) i przekładamy ciasto przy pomocy łyżki.
Wierzch wyrównujemy mokrymi dłońmi i odstawiamy w ciepłe miejsce, przykrywając natłuszczoną folią lub robiąc "namiot" z reklamówki**
Ciasto będzie wyrastać ok. półtorej godziny (jeśli użyliśmy drożdży), lub dwukrotnie dłużej w przypadku samego zakwasu.

Po tym czasie wierzch chleba delikatnie smarujemy wodą i posypujemy ziarenkami lub mąką.

Wstawiamy do nagrzanego do 220 -230 stopni piekarnika. Na dół wkładamy dodatkową keksówkę wypełnioną wodą.
Pieczemy ok. 50 minut (sprawdzamy patyczkiem)
Po tym czasie chleb wyjmujemy z foremek i jeśli spód nie jest dość chrupiący, wkładamy spowrotem do piekarnika (bez foremek) i dopiekamy ok. 10 minut.
Czasami zostawiam chleby bez foremek w wyłączonym, uchylonym piekarniku.

Smacznego bardzo :)


używam blendera kielichowego i robię dosłownie kilka "pulsów", żeby je lekko rozdrobnić
** nie jestem fanką przykrywania wyrastającego chleba ściereczką, ponieważ jej ciężar często powoduje, że chleb wyrastając nie może jej udźwignąć i zamiast ładnej kopułki, mamy płaski wierzch.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Smalec z fasoli ze skwarkami z tofu - pyszny, vegański


Nie bardzo podoba mi się nazwa "smalec wegetariański", ale równie mocno nie lubię nazwy "smarowidło".  Jednak jakoś trzeba to nazywać ;)
Ten przepis, to ostatnio mój numer jeden w kategorii smarowideł do pieczywa. Wygląda jak smalec, smakuje, jeśli dobrze pamiętam, bardzo podobnie. W kategorii zamienników, jak dla mnie, śmiga w peletonie :)
Jest... zaskakująco dobry! Pięknie pachnie majerankiem, a chrupiące kawałeczki tofu przyjemnie urozmaicają jego gładką konsystencję. Stanowi doskonałe trio ze świeżym pieczywem i ogórkiem kiszonym. Połączenie idealne.

Równie łatwo uwieść nim wegetarian/vegan, jak i mięsożerców.
A jeśli dzięki niemu można sprawić, by ci drudzy jedli mniej mięsa, to naprawdę warto go zrobić.




Składniki:
czubata miarka (250 ml) ugotowanej, białej fasoli + trochę wody, w której się gotowała
1 duża cebula drobniutko posiekana
1 posiekany ząbek czosnku
kostka wędzonego tofu, 180 g
2 łyżki oleju lub oliwy
1 łyżeczka mąki
1 łyżeczka granulowanego czosnku
1 łyżeczka granulowanej cebuli (można pominąć, ale daje fajny smak)
1 łyżka suszonego majeranku
3 kulki ziela angielskiego
1 duży listek laurowy
5 kulek pieprzu
2 gożdziki
sól, pieprz, suszona ostra papryka lub płatki - chilli do smaku

Cebulkę podsmaż na 1 łyżce oleju do miękkości i lekkiego zrumienienia, dodając pieprz, ziele angielskie, listek laurowy i gożdziki.  Pod koniec lekko posól i dodaj majeranek. Odstaw do ostygnięcia.

Tofu dobrze odciśnij w ręczniku papierowym i pokrój w drobną kosteczkę (max 0.5 x 0.5 cm). Posyp mąką i strząśnij nadmiar na sitku. Podsmaż na chrupko na oleju. Ostódź.

Odcedzoną, zimną fasolę przełóż do blendera. Zmiksuj niezbyt gładko, dolewając stopniowo, ostrożnie pozostawioną z gotowania wodę. Nie wlewaj za dużo na raz. Tylko tyle, żeby dało się miksować, jednak żeby smalec nie wyszedł zbyt rzadki.

Połącz wszystkie składniki, dodaj granulowany czosnek, cebulę i przyprawy. Dobrze wymieszaj. Przełóż do szczelnego pojemnika i wstaw do lodówki.
Można jeść od razu, ale lepiej smakuje schłodzony, po co najmniej 2 godzinach w lodówce.
Najlepszy z kiszonym ogórkiem.

Smacznego bardzo :)

wtorek, 15 stycznia 2019

Kotlety ziemniaczane - moje indyjskie smaki :)



Moje indyjskie smaki... ♡♡♡
Ciągle żywe, ponieważ zaledwie 4 tygodnie temu temu wróciłam z kolejnej, dwumiesięcznej podróży. Dlatego wszystkie te orientalne smaki i zapachy mam świeżo w pamięci.
Tęsknię za nimi, a moja tęsknota przenosi się do kuchni. 
Gotowaniem staram się przedłużyć sobie radość przebywania w miejscu, które kocham... 

Piekielnie ostra zupa na targowisku w Kopargaon, małym miasteczku w środkowo-zachodnich Indiach

Dzisiaj, w nawiązaniu do indyjskiej kuchni, zrobiłam kotlety ziemniaczane.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że są niesamowite (no dobrze... użyli mniej cenzuralnego słowa, ale to nie zmienia faktu, że były bardzo dobre ;)
To chyba jedne z moich najulubieńszych wegetariańskich kotletów, a kto mnie zna ten wie, że wege kotlety, to mój bzik. Uwielbiam je robić i ciągle wymyślam nowe - jak dotąd jeszcze mi się to nie znudziło. 

Jeśli też lubicie wege-kotlety, albo chociażby chcecie spróbować, czy je lubicie, koniecznie powinniście zrobić właśnie te. 
Są delikatne i miękkie, dlatego do odwracania na patelni przyda się dobra, sylikonowa łopatka.
Jeśli użyjecie mąki z ciecierzycy, będą bezglutenowe.

Można je jeść na ciepło - prosto z patelni są rewelacyjne - ale na zimno też doskonałe, np. z ketchupem, czy sosem czosnkowym. świetnie się sprawdzą do lunchboxa, na kanapkę czy jako zamiennik burgera w bułce.

Łatwo je "chapnąć" w przelocie ;)



Składniki:
ok. 8-9 sztuk

50-60 dag ugotowanych ziemniaków
1 bardzo duża cebula
1 duże jajko
2-3 łyżki mąki ciecierzycy (może być zwykła, jeśli nie zależy wam na "bezglutenie")
po pół łyżeczki mielonej papryki, kuminu, kurkumy, granulowanego czosnku
po 1/4 łyżeczki mielonego ziela angielskiego i kolendry
1 łyżeczka ziół prowansalskich
dowolna ilość posiekanych papryczek chilli (dodałam pół strączka)
masło klarowane lub olej do smażenia
sól, dużo świeżo zmielonego pieprzu

Ziemniaki, najlepiej ugotowane poprzedniego dnia, przecisnąć przez praskę.
Cebulę i chilli bardzo drobno posiekać.
Na małej patelni rozpuścić łyżkę masła klarowanego i podsmażyć na nim, przez mniej więcej minutę, wszystkie przyprawy oprócz ziół prowansalskich. Dodać cebulę i chilli, i smażyć ciągle mieszając, aż do lekkiego zrumienienia. Po tym czasie dodać sól, trochę wody i dusić cebulę aż całkowicie zmięknie, a woda wyparuje. Ostudzić.
Połączyć ziemniaki z jajkiem, mąką i cebulką, dodać zioła prowansalskie i mielony pieprz (mąkę dodawać stopniowo, bo jej ilość zależy od wielkości jajka, stopnia odparowania cebuli, wilgotności ziemniaków, itp.) Dobrze wyrobić i podzielić na 8-9 części.
Ulepić z nich zgrabne, okrągłe lub podłużne, kotleciki.
Wstawić na pół godziny do lodówki (będą się lepiej smażyły).

Przed smażeniem można je opanierować w bułce tartej, lub mące (lub najpierw w roztrzepanym
jajku, ale nie jest to konieczne).

Można je też zamrozić. W tym celu trzeba je ułożyć na tacy, tak, żeby sie nie stykały, i wstawić do zamrażarki. Po ok. 2 godzinach przełożyć do woreczka lub pojemnika przeznaczonego do zamrażania i szczelnie zamknąć. Można je przechowywać w zamrażarce przez kilka tygodni.
Przed smażeniem trzeba je rozmrozić w lodówce przez noc. Następnego dnia opanierować i usmażyć.

Smacznego bardzo :)


czwartek, 10 stycznia 2019

Burrata - z czym to się je



Znacie ser burrata? Delikatny, kremowy, aksamitny... nawet nie wiem jak opisać ten smak, bo na myśl pcha się jedno słowo: niebiański.
Mało znany w Polsce, a szkoda, bo jest to zdecydowanie najpyszniejszy ser jaki jadłam!
Uwielbiam, to mało powiedziane - ubóstwiam go!

Produkowany jest z krowiego lub bawolego mleka i pochodzi z Apulii, na południu Włoch.
Składa się z dwóch rodzajów sera. To taka kula z mozarelli wewnątrz której kryje się pyszny, kremowy, gładki serek i śmietanka.

Pokochałam go będąc we Włoszech i nie ma co ściemniać, tam jest najlepszy - zwłaszcza ten świeżo przygotowany, sprzedawany w lokalnych sklepach i na targach. Śnieżnobiałe kule zanurzone w serwatce aż proszą, żeby je zabrać do domu :)

Od pewnego czasu można go też kupić u nas, co mnie niesamowicie cieszy.

Przygotowując ten ser należy się skupić na jednym - im prościej, tym lepiej.


Ps. Czy tylko ja uważam, że  jest piękny??? 😍


Składniki:
dla 2 osób

2 duże pomidory malinowe
1 kula sera burrata
kilka listków bazylii
oliwa z oliwek, ocet balsamiczny, sól, pieprz

Pomidory pokroić w grube plastry.
Ser delikatnie wyjąć z opakowania i odcedzić z zalewy.
Podzielić, rozrywając palcami na mniejsze kawałki - wprost na pomidory.
Wszystko szczodrze polać oliwą, skropić dobrym octem balsamicznym, posolić, oprószyć świeżo zmielonym pieprzem i posypać listkami bazylii. Et voilá!

Smacznego bardzo!


poniedziałek, 7 stycznia 2019

Pasta z żółtej soczewicy z orzechami, suszonymi pomidorami i wędzonym twarogiem




Wczorajszy wieczór spędziłam w ulubionej restauracji z przyjaciółkami. Jadłyśmy tam naprawdę dobrą pastę z soczewicy z wędzonym twarogiem, z kromkami pysznego, świeżego chleba.
Zainspirowało mnie to do zrobienia takiej pasty w domu.
Już w taksówce, wracając, zastanawiałam się, czy mam w domu wszystko, czego będę potrzebowała, bo wiadomo, nie ma co liczyć na szybkie zakupy w supermarkecie (chyba nie muszę nikomu tłumaczyć dlaczego - jakiś czas temu wszyscy zostaliśmy odgórnie "uszczęśliwieni" niehandlowymi niedzielami).
Cóż, systemu nie zmienię, a już na pewno nie w tej chwili ;) więc do rzeczy!


Soczewicę zawsze mam w spiżarni, bo uwielbiam wszystko co "soczewicowe". A twaróg wędzony kupuję bardzo często. Tym razem na szczęście kupiłam.
Jednak, jak to u mnie bywa, kiedy zaczęłam gotować, poniosła mnie fantazja i wyszło mi coś zupełnie innego, chociaż - żeby nie było - posypałam to wędzonym twarogiem 😉

Ale spokojnie. Śmiało mogę wam polecić to smarowidło, bo jest po prostu BOSKIE i naprawdę proste do zrobienia. Powiedziałabym, kulinarne przedszkole :)

Pasta jest pyszna ze świeżym i tostowanym pieczywem. Jako deep z warzywami też świetnie smakuje. Może nie powinnam tego pisać, ale wyjadana paluchem wprost z miseczki, (po kryjomu, w nocy), po prostu ambrozja 😄

Sama pasta jest bezglutenowa, jeśli zjecie ją z bezglutenowym pieczywem lub warzywami, cały posiłek będzie bezglutenowy.


❤️Jeśli lubicie suszone pomidory, spróbujcie też pasty z suszonych pomidorów



Składniki:
2 szklanki ugotowanej soczewicy (szklanka przed ugotowaniem)
10 suszonych pomidorów
garść drobno posiekanych orzechów włoskich
3 ząbki czosnku
łyżeczka suszonych ziół prowansalskich
pół łyżeczki kuminu (lub mniej, jeśli nie przepadacie za tym smakiem)
3-4 łyżki oliwy z oliwek (ze słoika, w którym były pomidory)
łyżka (lub mniej) marynowanych papryczek jalapeno (hapalenio)
kilka listków świeżej bazylii
3-4 łyżki wędzonego twarogu
sól, pieprz, suszone chilli do smaku
opcjonalnie (można pominąć, ale dodaje smaku): 1 łyżka satay z orzeszkami arachidowymi*

Soczewicę kilka razy wypłukać w zimnej wodzie, zalać 2 szklankami zimnej wody, dodać trochę soli i obrane ząbki czosnku. Zagotować bez przykrycia na dużym ogniu. Po zagotowaniu zmniejszyć płomień pod garnkiem do minimum, usunąć powstałą na wierzchu pianę, przykryć garnek i gotować do miękkości (ok. 15 minut). Soczewica powinna wchłonąć całą wodę. 
Dodać drobno pokrojone orzechy i pomidory. Wymieszać i zostawić do ostygnięcia (orzechy i pomidory zmiękną w gorącej soczewicy).

Marynowane papryczki drobno pokroić. Dodać do soczewicy, razem z oregano, kuminem, chilli, solą, oliwą i satayem z orzeszków. Wymieszać.
Całość przez chwilę miksować ręcznym blenderem (nie miksujemy dokładnie, tylko częsciowo - chyba że chcemy uzyskać bardzo gładką pastę). Po zmiksowaniu spróbować i jeśli trzeba, jeszcze odrobinę doprawić.
Jeśli pasta wydaje się zbyt sucha, można dodać odrobinę ciepłej wody.

Przełożyć do małych kokilek, posypać słodką, mieloną papryką, pokruszonym, wędzonym twarogiem. Skropić oliwą i udekorować listkiem bazylii.
Przed jedzeniem schłodzić w lodówce co najmniej godzinę.

Smacznego bardzo :)


niedziela, 23 grudnia 2018

Wigilia i Boże Narodzenie


Jakie dania podać na wigilijną wieczerzę?

"Co kraj, to obyczaj" i jestem pewna, że każdy z was ma dania, bez których nie wyobraża sobie tej wyjątkowej kolacji. I w każdym domu są przepisy na najlepsze to, czy najlepsze tamto. Ja też mam swoich faworytów, i mnie tez wydaje się, że robię najlepsze to i tamto ;) 
Czy tak jest rzeczywiście? Cóż... ja jestem przekonana, że tak (jak pewnie każdy ;)

Wesołych świąt!

W tym roku zaplanowałam (choć nie wszystko zapewne zrobię ;))
1. Barszcz czerwony na zakwasie z kiszonych buraków
2. Uszka z grzybami z mieszanych grzybów leśnych
3. Karpia po żydowsku w słodko-kwaśnej galarecie 
4. Ziemniaki faszerowane pieczarkami i jajkami
5. Kapustę z grochem
6. Smażoną rybę (sandacz lub sola)
7. Pierogi ruskie
8. Śledzie (w śmietanie lub inne)
9. Chleb makowy
10. Kompot z suszonych owoców
11. Makiełki
12. Domową sangrię (zwana u nas, nie wiedzieć czemu, mazagranem)
13. Makowiec
14. Szarlotkę i/lub sernik
15. Pierniczki

To nie wszystko. Zastanawiam się mocno nad  naleśnikami ze śledziem, daniu które zawsze na Wigilię robiła moja teściowa. Bardzo je lubimy, ale najlepiej smakują nam następnego dnia :) Ale jak zrobię naleśniki, to pewnie zrezygnuję z czegoż z mojej listy.
Teściowa robiła też zupę grzybową (oprócz barszczu), jednak przyznam, że się waham, bo dla nas dwie zupy, to zawsze było za dużo. Na jednej szali tradycja, na drugiej przejedzone brzuchy ;) Jeszcze nie wiem co zwycięży.

Myślę też nad kapustą z grzybami i... biorę pod uwagę panierowane podgrzybki.
Ale to tak... powiedzmy, że na razie tylko tak sobie myślę ;-) W ubiegłym roku zrobiłam i nie zjedliśmy ich w święta, bo wszystkiego okazało się za dużo, ale nie ma tego złego... Sporo zostało na "po świętach" i na Sylwestra, więc zjedliśmy wszystko z wielkim smakiem :)

Zamiast uszek z grzybami, dla tych którzy za nimi nie przepadają, polecam pyszny kulebiak z farszem grzybowym albo kapuściano-grzybowym. Warto "za jednym zamachem" zrobić więcej ciasta i wykorzystać je do zrobienia pasztecików z mięsem.
Można też zrobić przepyszne rolowane chlebki. Do barszczu na święta będą jak znalazł.



Co do śledzi, to najczęściej robię śledzie w śmietanieale zdarza się, że jest to inny rodzaj śledzi (np. po kaszubsku, z rodzynkami na słodko, albo z grzybami). Zdarza się też, że robię sałatkę śledziową (np. warstwową, z burakami), albo wręcz kilka rodzajów śledzi (z przeznaczeniem "na później"). Wszystko zależy od tego ile mam czasu i przede wszystkim siły, bo tego najczęściej podczas przygotowań brakuje.

A wracając do przygotowań... Wiele rzeczy można zrobić dużo wcześniej, nawet na kilka tygodni przed świętami. Zakwas na barszcz, pierogi, uszka, wszelkie kapusty, niektóre rodzaje śledzi, pierniki i pierniczki. Ostatnio (z wiarygodnego źródła ;-) dowiedziałam się że bez uszczerbku dla smaku i struktury można mrozić makowce (inne ciasta podobno też). Dla mnie to jak objawienie! Dlatego w tym roku wszystkie makowce zamierzam upiec dużo wcześniej. Na ostatnia chwilę zostawię tylko lukrowanie i ozdabianie.

Ja swoje przygotowania zaczęłam w ub. tygodniu, kiedy to zaczęłam piec różne pierniki.
Wczoraj zrobiłam uszka i pierogi. Zamroziłam je rozłożone pojedynczo na plastikowych tacach. Po zamrożeniu przełożyłam do torebek foliowych (lubię porządek, więc torebki są opisane: data, zawartość, ilość) i czekają już w zamrażarce na "godzinę zero" ;-) Gotuje się je w ostatniej chwili, wrzucając zamrożone wprost do osolonego wrzątku. Można też ugotować je kilka godzin wcześniej, wtedy jednak trzeba je dokładnie "obtoczyć" w rozpuszczonym maśle, rozłożyć w jednej warstwie i po ostudzeniu zakryć szczelnie folią spożywczą.

Dzisiaj kolejny etap przygotowań, robię kapustę z grochem i kapustę z grzybami, które zamierzam zamrozić. Makowce upiekę w najbliższy weekend. Barszcz zwykle robię dzień wcześniej, bo najlepszy jest, kiedy postoi dobę w chłodnym miejscu.
Zawsze robię wielki gar, ponieważ bardzo lubimy wigilijny barszczyk i jemy go przez kolejne dni z innymi dodatkami: kulebiakiemfasolądomowymi łazankami, pierogami z kapustą i grzybami.



Poniżej zebrałam (chyba wszystkie) swoje 

ulubione, najlepsze potrawy wigilijne:

A jeszcze niżej proponuję jakie ryby można podać na Wigilię/święta. Może znajdziecie tam coś, co wam przypadnie do gustu :)


Zakwas buraczany


Uszka z grzybami


Ruskie pierogi


Pierożki z soczewicą i grzybami


Domowe łazanki


Domowy makaron


Barszcz czerwony z kiszonych buraków


Kulebiak w kształcie ślimaka z farszem grzybowym


Karp w galarecie


Ziemniaki faszerowane pieczarkami i jajkami


Kapusta z grochem


Sandacz smażony 


Chleb makowy


Makiełki (przepis wkrótce)


Najlepszy makowiec zwijany z rumowym lukrem


Strucla makowa pięciokrotnie zwijana


Kandyzowana skórka z pomarańczy


Szarlotka z rumem


Pyszny, pięciowarstwowy sernik


Przepyszne ciasto marchewkowe z rumowym lukrem


Pierniczki



I obiecany bonus:

jakie ryby podać na Wigilię i święta?

Najlepszy smażony pstrąg


Karp w galarecie


Przepyszny, smażony sandacz


Polędwica z dorsza z rumianym czosnkiem


Filety z dorsza w bardzo chrupiącej panierce


Sola w panierce z parmezanem


Łosoś w sosie z pigwówką - maga świąteczny :)


Owsiane babeczki z łososiem


Delikatne gołąbki z łososiem


Łosoś w sosie pieczarkowo-porowym


Łosoś na szpinaku z pomidorami i pieczarkami



Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie i zaplanujecie przygotowania tak, żeby móc w pełni cieszyć się świętami z rodziną :)

Smacznego :)