środa, 27 kwietnia 2011

Schab faszerowany śliwkami



Dzisiaj druga z obiecanych pieczeni, ktore pojawiaja sie u nas na swieta i przy okazji roznych imprez. Mysle, ze to taki polski klasyk, ale - jak to zwykle z klasykami bywa - kazdy przygotowuje je odrobine inaczej. Dzieki temu jest tyle odmian znanych potraw. Dla mnie wlasnie to jest w gotowaniu najciekawsze - trzeba sie nim bawic, nie bac sie i bez wahania dawac sie poniesc fantazji :)

Składniki:

kawalek schabu bez kosci (u mnie przewaznie ok. 1.5kg)
miekkie, suszone sliwki
glowka czosnku
galazka rozmarynu
sol, pieprz, suszony czosnek, slodka papryka w proszku, ulubione ziola (u mnie suszony rozmaryn)

Sposob przygotowania:

Mieso umyc, osuszyc i oczyscic z blon i nadmiaru tluszczu. Naciac wzdluz, mniej wecej do 2/3 "glebokosci". Natrzec od srodka przyprawami i w nacieciu poukladac suszone sliwki (ilosc zalezy od upodoban, ja wkladam duzo). Nastepnie "zamykamy" mieso i starannie sznurujemy.


Smarujemy lekko olejem, posypujemy przyprawami i wcieramy je w mieso. Szybko rumienimy ze wszystkich stron na suchej patelni. Wkladamy do rękawa do pieczenia, dorzucamy przekrojona na pol glowke czosnku (bez obierania) i galazke rozmarynu. Wkladamy do naczynia zaroodpornego. Zamykamy rekaw i pieczemy w rozgrzanym do 200oC piekarniku przez ok. godzine, poltorej (zalezy od wielkosci i grubosci miesa ). Pod koniec pieczenia rozcinamy rekaw i rumienimy pieczen, polewajac od czasu do czasu, wytworzonym w trakcie pieczenia, sosem.
Aby sprawdzic, czy mieso jest juz upieczone, wbijamy z nie patyczek. Jesli z otworu po nakluciu wyplywa krew lub rozowy plyn, to znaczy ze pieczen jeszcze nie jest gotowa.

Jest doskonala zarowno na zimno, jak i na cieplo (np. z sosem sliwkowym).

Smacznego :)

wtorek, 26 kwietnia 2011

Risotto z ziołami z lasu w towarzystwie grillowanego łososia:)


Czy przyszlo wam kiedys do glowy, kiedy spacerowaliscie po lesie czy łące, ze wokol nas jest mnostwo wspnialych ziol, ktore moznaby wykorzystac w kuchni?
My wrocilismy z wczorajszego spaceru z duzym peczkiem zielonych skarbow, z zamiarem dodania ich do naszego dzisiejszego obiadu.

Moja inspiracja byly "opowiesci z River Cottage", ktore zawsze ogladalam z ogromnym zainteresowaniem.


W roku 1998 Hugh Fearnley-Whittingstall przeprowadzil pewien eksperment, ktory zostal udokumentowany dla TV. Zamieszkał na wsi, w River Cottage, w hrabstwie Dorset. Postanowil zajac sie uprawa własnych owoców i warzyw. Chciał byc samowystarczalny i przede wszystkim chciał mieć pewność co do jakości tego, co wklada do garnka. Poza tym jego celem byl maksymalnie bliski kontakt z natura, tak móc w pelni korzystać z jej dobrodziejstw.
Łowił ryby i raki w pobliskim strumieniu, zbieral ziola w lesie i na lakach, sam hodowal zwierzeta i uprawial warzywa (jest znany ze swojej kampanii na rzecz "prawdziwego jedzenia", oraz założycielem organizacji River Cottage, promującej życie blisko natury i zdrową żywność).

Tez bym tak chciala... Jednak poki co, moze zachece was do sprobowania innych ziol niz te, ktore mozna kupic w supermarkecie :)


Składniki:
dla 4-5 osob

400g ryzu arborio
1 marchewka
2 male cukinie
1 mala cebula
3 zabki czosnku
2 lodygi selera naciowego
kawalek (ok. 10 cm) pora - tej zielenszej czesci
1 duzy pomidor
4 lyzki mrozonego groszku
duzy peczek ziol: pokrzywa, mniszek (mlecz), szczaw
1 lyzka dowolnego oleju

4 kawalki (moga byc dzwonka) fileta z łososia.

ok. 2 litry bulionu z kurczaka

swiezo zmielony pieprz,
1 lyzka masla
2 lyzki tartego parmezanu
1 czubata lyzka kremowego, homogenizowanego twarogu (ja uzylam serka "Moj ulubiony") lub kwasnej, gestej smietany

Sposob przygotowania:

Bulion podgrzac. Marchewke, cebule, por, czosnek i seler pokroic w malutka kosteczke (wielkosci groszku). Cukinie obrac, pokroic w mala kostke, posolic i zostawic na 15 min, aby uscila sok. Wyplukac, odcisnać wode.
Ziola przebrac, usunac ogonki (z pokrzyw wykorzystujemy tylko czubki pędów, a z mniszka tylko najmlodsze listki - wazne, aby zerwac je przed kwitnieniem), dobrze wyplukac i przelac na sicie wrząca woda, a nastepnie jak najzimniejsza. Odcisnac i drobno pokroic.
Pomidora pokroic (ze skorka) w drobna kosteczke.

W glebokim rondlu/patelni rozgrzac olej. Wsypac ryz i, caly czas mieszajac, podgrzewac przez kilka minut. Dodac marchew, cebule, czosnek, por i seler. Smazyc dalej, az ryz stanie sie biały. Wtedy dolac chochelke bulionu i smazyc dalej, caly czas mieszajac. Kiedy ryz wchlonie caly plyn, nalezy dodac kolejna chochelke i powtarzac te czynnosc, az do zuzycia calego bulionu. Pod koniec dodajemy stopniowo: cukinie, potem groszek i posiekanego pomidora.

Cale to mieszanie trwa ok. 20 min i przez ten czas nie wolno odejsc od rondla, poniewaz risotto latwo sie przypala.

Na sam koniec dodajemy pieprz, posiekane zioła (troche zostawiamy  do dekoracji), maslo, twarozek i parmezan.
Gotowe risotto powinno byc gladkie i kremowe, w zadnym razie nie papkowate i rozgotowane. Powinno sie wyczuwac lekko twarde ziarenka ryzu.

W miedzyczasie, na patelni grillowej (u mnie bez tluszczu), usmazyc filety z lososia, oprószone jedynie sola i pieprzem.


Podawac, ukladajac łososia na risotto - natychmiast po przygotowaniu, poniewaz jesli zostawimy goracy ryz w garnku, nadal bedzie sie gotowal i po pewnym czasie stanie sie - mimo naszych wczesniejszych staran - miekki i paćkowaty.

Wiem, ze sie powtarzam, ale to bylo taaaaakie dobre...
Smacznego :)

Przepis dodaje do Akcji RYBY!!! zorganizowanej przez Kinge
I do akcji Zielnik Kuchenny
Zielnik Kuchenny 2011

czwartek, 21 kwietnia 2011

Rolowana pieczeń z karkówki, czyli cos na Wielkanoc



Cos na Wielkanoc...

Jakos tak sie utarlo, ze zawsze na Wielkanoc i Boze Narodzenie robie kilka rodzajow roznych takich "zawijancow" i pieczonych kawalow 'miesiwa'. Czasem wymyslam cos nowego, czasem kopiuje cos sprawdzonego. Tym razem mam w planach pieczen z karkowki i schab ze sliwkami, ktore robilam w tym roku, na Boze Narodzenie.

Na poczatek rolowana pieczen z karkowki. Robie ja raczej dla mojej rodziny, bo ja nie lubie tlustych mies. Chociaz, nie powiem, cos tam zawsze skubne, ale zawsze sie bawie w Kopciuszka i wydlubuje to, co dla mnie niejadalne ;)

Ps. Jakosc zdjec pozostawia wiele do zyczenia, ale robilam je jeszcze zima i jakos pod wieczor... Jako, ze innych zdjec, poki co, nie posiadam - wiec... ;)
Na zdjeciach  "wlasnorobione" miesko, z "wlasnorobionymi" ogorami i takimż masłem, w towarzystwie mojego chleba :)))
O ile dobrze pamietam, to byl ten chlebek.

Składniki:

kawałek karkowki (ilosc dostosowana do "mozliwosci" rodziny, u mnie zwykle 1.5 kg)
ulubione zioła (u mnie majeranek, tymianek, oregano)
posiekany koperek (natka, lub inne ulubione swieze ziola)
kilka zabkow rozgniecionego czosnku
główka czosnku (w lupinie) przekrojona w poprzek
slodka papryka w proszku
sol, swiezo (grubo) zmielony pieprz

Sposob przygotowania:

Mieso umyc i dobrze osuszyc papierowymi recznikami. Polozyc na duzej desce lub blacie i rozkroic tak, zeby uzyskac jak najwiekszy i jak najcienszy płat mięsa. Przypomina to czynnosc odwrotna do rolowania. Nacinamy mieso wzdluz, na glebokosc ok. 1 cm, po czym - caly czas robimy cos w rodzaju "rozwijania" miesa, nacinajac ostrym nozem i starajac sie utrzymac jednakowa grubosc miesa, ktore odcinamy. I tak do konca, w kierunku srodka, az uzyskamy prostokatny płat. Wtedy przykrywamy go folia spozywcza i delikatnie "spłaszczamy", rozbijajac tluczkiem do miesa.
Zdejmujemy folie, a mieso obficie nacieramy suszonymi ziolami i czosnkiem, i posypujemy swiezymi siolami. Solimy, pieprzymy i jak najciaśniej zwijamy.
Tak przygotowana rolade sznurujemy, jak umiemy ;) nacieramy odrobiną oleju i posypujemy papryka, sola i pieprzem. Dobrze to wszystko wcieramy, wkladamy do jakiegos naczynia, przykrywamy fola spozywcza i odstawiamy do lodowki, na co najmniej godzine (a najlepiej na noc).
Po tym czasie mieso szybko rumienimy, z kazdej strony, na suchej patelni, aby zamknac pory, co zapobiegnie utracie wilgoci podczas pieczenia. Nastepnie wkladamy je do rekawa do pieczenia, dorzucamy glowke czosnku, zamykamy rękaw i ukladamy w naczyniu do zapiekania.
Pieczemy w temp. ok. 200oC, przez mniej wiecej godzine (czas zalezy od wagi miesa). Pod koniec pieczenia folie rozcinamy i pieczemy mieso jeszcze jakis czas, az sie ladnie zarumieni. Co kilka minut polewamy pieczen wytworzonym sosem i raczej nie spuszczamy z oczu ;)
Po upieczeniu studzimy i smarujemy z wierzchu wycisnietym z łupinek czosnkiem.

Rolada (jesli ja odpowiednio mocno zwiniemy) dobrze sie trzyma i nie rozpada sie przy krojeniu. Jest bardzo dobra na zimno, z sosami na bazie chrzanu czy musztardy.
Swietna jest rowniez na cieplo, z buraczkami, ulubionymi dodatkami i sosem.

Sos:
Mieso wyjmuję, a do pozostalego sosu dorzucam drobniutko posiekana cebule (najlepiej czerwona) i, jesli to konieczne, podlewam odrobina wody. Kiedy cebula zmieknie, dodaje "chlupek" octu balsamicznego i odrobinke prawdziwego masła. Wciskam czosnek, ktory upiekl sie razem z miesem i lekko wszystko odparowuje. W miare potrzeby - doprawiam sola i pieprzem, i miksuje.
Daje gwarancje, ze sos zachwyci najwybredniejszych :)

Smacznego :)

wtorek, 19 kwietnia 2011

Kociołek, czyli szybkie sprzątanie lodówki :)


Postanowilam dzisiaj sprawdzic, co tak naprawde kryje moja lodowka i spizarnia.
Gwoli wyjasnienia, moja spizarnia, to (z powodu malej kuchni) dwa duze kosze, ktore mieszkaja pod stolem w kuchni ;)
Wygarnelam kilka, z pozoru nie pasujacych do siebie, rzeczy, ktore trzeba bylo zagospodarowac. Trzeba, nie trzeba - ja nie lubie wyrzucac jedzenia, wiec takie "przeglady" robie na biezaco. Znalazlo sie troche roznych wedlin, pol puszki pomidorow, przywiedla marchewka, resztki czerwonej i zoltej soczewicy.
Pierwsze, co mi przyszlo na mysl, to jakas gesta zupa. I tak powstal dzisiejszy "kociołek" :)
A przy okazji zrobilam porzadki w przyprawach. Poprzesypywalam z torebeczek do sloiczkow, pouzupelnialam co i gdzie sie dalo i od razu poczulam sie lepiej zorganizowana :)



Przepis dodaje do akcji TYLNA SCIANKA zorganizowanej przez AgPe











Oraz EKSPRESOWO W KUCHNI, zorganizowanej przez Karto_flana






Składniki:
na dwulitrowy kociołek

ok. pol litra wczorajszego sosu z wolowiny
pół duzej puszki krojonych pomidorow
1 duza marchewka
4 ziemniaki
1 cebula
3 zabki czosnku
ok. pol szklank zoltej i czerwonej soczewicy
kawalek chorizo (ok. 10 cm)
1 kabanos pepperoni
ok. 10 dag szynki drobiowej
maly kawalek pieczonej szynki
sol, pieprz, liscie laurowe, ziele angielskie, suszony tymianek, cząber i majeranek

Sposób przygotowania:
Marchewke i ziemniaki ugotowalam w sosie, do ktorego dolalam ok. 1 l wrzacej wody, dodalam pomidory z zalewa, 2 listki laurowe i 5 kulek ziela angielskiego. Soczewice wyplukalam i dodalam do gotujacych sie warzyw, kiedy juz byly prawie miekkie (zolta i czerwona soczewica gotuja sie bardzo szybko). Chorizo pokroilam w polplasterki i podsmazylam. Poniewaz jest to dosc tlusta kielbasa, nie uzywalam tluszczu, tylko kiedy sie lekko zrumienila, dodalam reszte pokrojonych wedlin, posiekana cebule i czosnek. Podsmazylam wszystko razem i dodalam do kociolka. Pogotowalam wszystko jeszcze kilka minut, dodalam ziola i przyprawy. I to wszystko.
Zajelo mi to moze 20 minut, a zupa jest... palce lizac!

Smacznego :)

piątek, 15 kwietnia 2011

Kwasek, smak dzieciństwa


Właściwie, to nie wiem, skąd ta nazwa, ale wiem, ze taka zupę jadałam od dzieciństwa. Wiem też, ze jadali ja moi dziadkowie i pradziadkowie, wiec przepis jest stary. Jest to coś w rodzaju barszczu, ale jednak nie do końca. Zdecydowanie jest to prosta zupa, ale wyjątkowo smaczna.

Moja babcia gotowała ją na wywarze z królika lub dziczyzny i wiem od niej, że tak samo gotowała ją jej mama i babcia. I obowiązkowo musiała być podana z makaronem domowym - nie za grubym, nie za cienkim - takim w sam raz.
Czasami mój tata i dziadek jadali ja z ugotowanymi osobno ziemniakami

Moja mama często gotowała kwasek na jakimkolwiek mięsnym, wywarze. Często była to zupa poniedziałkowa, bo w moim rodzinnym domu, prawie zawsze w niedziele był rosół. Z wyjątkiem tych rzadkich okazji, kiedy specjalnie gotowany byl wywar na kwasek, na w/w dziczyźnie lub króliku właśnie...

Ostatnio rozmawiałam z bratem, o takich róznych, prawie już zapomnianych potrawach, które pamiętamy z wczesnego dzieciństwa. Mój brat też się upierał, ze kwasek, najlepszy na króliku/zającu ;) A przy okazji odtworzyliśmy wspólnie kilka starych przepisów z naszego domu. Będę je musiała przywrócić do życia...


A jak jest u mnie? Coż... U mnie, jak u mamy. Każdy wywar według mnie jest dobry. Ale zdecydowanie najlepszy taki esencjonalny, który powstaje przy okazji obgotowywania mięsa na pasztet.
W ub. roku, przed Bożym Narodzeniem, robiłam pasztet z zająca. Osobno obgotowalam zająca i resztę mies, żeby na tym "dzikim" wywarze zrobić kwasek, który właśnie "na zającu" jest najlepszy :)

Bardzo jestem ciekawa, czy ktoś z was zna taka zupę? Bo w moim otoczeniu nikt o niej nie słyszał. Zastanawiam się, czy to przepis regionalny, czy może po prostu rodzinny...?

Składniki:

ok. 2.5l wywaru mięsno-warzywnego
w oryginale, pól szklanki kwaśnej śmietany (u mnie 1 szklanka mleka)
ocet z marynowanych grzybków (obowiązkowo - ilość uzależniona od gustu)
swieżo zmielony pieprz, szczypta cukru
1 łyżka maki (czasem używam, czasem nie)
do podania: makaron (najlepiej domowy),
marchewka z rosołu i posiekana natka

Sposób przygotowania:

Wywar zagotować, doprawić swieżym pieprzem (ja lubie dużo) i octem grzybowym.
Moja babcia zaprawiała zupę śmietana rozmieszaną z maką i odrobiną gorącej zupy. Ja na codzień prawie nie używam śmietany, dolewam więc szklankę mleka 2%. Zupa nie jest moze taka kremowa, ale jest równie dobra.
Przeważnie podaje ją z makaronem tzw. rosołowym (albo z makaronem domowej roboty, trochę grubszym niż rosołowy).
Ostatnio jednak zrobiłam ją z makaronem omletowym.
Jeśli zdecydujecie się ugotowac kwasek, sami musicie zdecydować, z czym go podać.


Smacznego :)

czwartek, 14 kwietnia 2011

Pomarańczowy kurczak


Lubie polaczenie owocow z miesem, wiec od razu wiedzialam, ze to jest cos dla mnie. A najbardziej przemowil do mnie kolor. Bo ja juz tak bardzo wyczekuje tej prawdziwej wiosny, tej co to idzie i dojsc nie moze ;) Marza mi sie zolte forsycje na zielonym tle, tulipany, krokusy, bzy i fiolki. A tymczasem, jak na zlosc, na drzewach i krzewach wciaz widze tylko pączki.
Syszalam, ze na poludniu Polski kwitna juz drzewa owocowe. Jak ja wam zazdroszcze "południowcy"! Zazdroszcze i tesknie do tej wiosny prawdziwej, a ta tesknota przeklada mi sie na sloneczny, żółty, a jeszcze lepiej pomaranczowy kolor. Stad pomysl na to żółciutkie, energetyzujace danie, do wykonania którego zainspirowal mnie przepis Kulinarnych-smaków na kurczaka w sosie z pomarańczy.
Oczywiscie zdecydowanie wole sie inspirowac, niz dokladnie kopiowac przepis, bo o wiele wiecej wysilku kosztuje mnie trzymanie sie narzuconej receptury, niz uruchomienie wyobrazni.
Dlatego przedstawiam wam moja wersje kurczaka w sosie z pomaranczy.

A. I jeszcze jedno. Dla mnie jest to jedno z takich dan, gdzie dodatek masla jest absolutnie obowiazkowy. "Oszczedzam" kcal smazac mieso bez tluszczu, ale na koniec dodaje lyzeczke masla. To jest takie "prawie", ktore robi "wiela roznice" ;)


Składniki:
dla 4-5 osób

2 całe piersi z kurczaka
1 czerwona cebula
2 pomarancze
1 grejpfrut
1 lyzeczka prawdziwego masla
czubata łyzeczka kurkumy
sól, pieprz, slodka papryka, cukier

Sposób przygotowania:

Piersi umyc, przekroic na pol, osuszyc i oczyscic z blonek i tluszczu. Posolic i posypac pieprzem. Pomarncze wyszorowac i sparzyc. Jedna pokroic w plastry, z drugiej i z grejpfruta wycisnac sok. Cebule obrac i pokroic w piorka.

Mieso podsmazyc (ja podsmazam na suchej, teflonowej patelni) na silnym ogniu, caly czas odwracając, zeby zamknac soki w srodku. Pod koniec dodac cebule i samazyc ja z miesem ok. minuty. Podlac wycisnietym wczesniej sokiem i dodac ok. 1/4 szkl wody. Dopiero wtedy posypac mieso papryka i kurkuma (wczesniej przypalilyby sie na patelni), wymieszac. Dodac cukier (ok. łyzeczki, lub mniej - to rzecz gustu). Przykryc i dusic do miekkosci miesa, ale niezbyt dlugo - piersi powinny pozostac soczyste.

Wyjac mieso, zawinac w folie aluminiowa, a do sosu dodac plastry pomaranczy. Zwiekszyc plomien i zredukowac sos. Teraz trzeba sprobowac sosu i zdecydowac, czy dodac jeszcze soli lub pieprzu.
No i na sam koniec dodac lyzeczke masla, zamieszac i gotowe.

Podalam to z brazowym ryzem, kasza i czerwona soczewica, wymieszanymi w rownych proporcjach i salata z winegretem.

Smacznego :)

wtorek, 12 kwietnia 2011

Omletowy "makaron"




Taki substytut sobie ostatnio wymyslilam, szukajac alternatywy dla zwyklego makaronu.
Tak sie zlozylo, ze zdrowie mi sie troche posypało. Musialam wiec troche zmienic diete, wzbogacic ja w wieksza ilosc bialka, kosztem weglowodanow i zadbac o to, zeby dostarczac sobie wiecej wapnia i magnezu. No to kombinuje.
Oczywiscie "makaron" z nalesnikow znam i lubie, jednak w moim wypadku zamiana makaronu na nalesniki byla by niczym zamiana czekolady na ciasto - bez sensu ;)




Nie bylam pewna, czy da sie cos podobnego zrobic z samych jajek, a jeszcze lepiej z białek.
No i okazalo sie, ze mozna, a co wiecej, to jest naprawde dobre.
Nadal dalabym sie pokroic za talerz spaghetti z sosem pomidorowym i napewno nie wyklucze go z diety, jednak takie male modyfikacje moga sporo zmienic na codzien.
A inne kluchy musze miec pod kontrola, wiec zostawiam je sobie na "od swieta".
Omletowy makaron robi sie szybko i wystarczy tylko miec dobra, teflonowa patelnie.
Oto moja wersja.

Składniki:
na 3 osoby

3 jajka
kolorowy pieprz
sól

Dodatki (do wyboru):
drobno posiekane, świeże zioła,
dowolne suszone zioła,
drobniutko posiekane, suszone pomidory (w zalewie z oleju),
przyprawa Kamis "suszone pomidory z bazylia i czosnkiem",
szczypiorek,
cebulka,
czosnek itp.

Sposób przygotowania:

Jajka dobrze roztrzepać, doprawić solą i pieprzem, wymieszać z wybranym dodatkiem (lub nie dodawać żadnego).
Patelnię mocno rozgrzać, posmarować lekko olejem i usmażyć kolejno 3-4 cieniutkie omlety - im cieńsze, tym lepsze. Można je odwracać dopiero, kiedy się dobrze usmażą z jednej strony (trwa to dosłownie kilkanaście sekund).
Ostudzić, zwinąć w rulon (można wszystkie na raz) i pokroić, jak makaron.

Smacznego :)


Taki makaron pasuje do wszystkich "czystych" zup (rosół, pomidorowa, barszcz), a także do zupy gulaszowej i do zup orientalnych.

Jeżeli usmażymy grubsze omlety, można je po prostu zjeść z różnymi dodatkami na dowolny posiłek :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Pyszny, pikantny dżem z czerwonej cebuli


Co tu dużo pisać, to prawdziwy przysmak, który zwykły kawałek pieczeni, czy pasztetu zmienia w królewskie danie. Doskonały na ciepło i na zimno, do obiadu i na kanakę. A jeśli znajdzie się na stole podczas imprezy, na pewno zbyt długo na nim nie będzie goscił :)
"Dżem z cebuli"... brzmi może trochę dziwnie i niecodziennie, ale jest tak dobry i tak prosty do zrobienia, że jesli jeszcze nie próbowaliście, to nie ma na co czekać :)

Nie wiem, jaki jest przepis, pewnie jakiś jest - i to nie jeden.
Napiszę wam, jak ja go robię. Postaram się jakoś to ubrać w słowa, bo zawsze robię go "na oko", nigdy niczego nie odmierzając. Jak mam białą cebulę, to robię z białej, jak mam czerwoną, to z czerwonej. Albo tak, jak ostatnio, z białej, żółtej i czerwonej. Jeśli nie mam wina to robię z octem balsamicznym, albo odrotnie. Ale pierwszy raz zrobiłam z octem i chyba taki jednak wolę.
Najważniejsze, że on zawsze jest bardzo dobry. Po prostu gotując, trzeba kierować się własnym smakiem.
Powinien być wyraźnie słodko-kwaśny, a cebulka nie powinna się całkowicie rozpaść. Przynajmniej tak mi sie wydaje, bo my taki właśnie lubimy ;)
Co jeszcze...? W wersji dietetycznej (ale wtedy nie dajemy tego dzieciom), zamiat cukru można użyć słodzika, ale takiego, który jest przeznaczony do gotowania. I nie podsmażać cebuli na oleju, tylko na teflonowej patelni, leciutko tylko naoliwionej.



Składniki:
kilka dużych cebul (najlepiej czerwonych, ale mogą być "mieszane")
szklanka czerwonego, wytrawnego lub półsłodkiego wina
zamiast wina, pół szklanki octu balsamicznego
cukier, sól, pieprz do smaku
łyżka oleju (ale niekoniecznie)

Sposób przygotowania:
Cebule obrać, przekroić na ćwiartki i pokroić w paski. Usmażyć na oleju lub upróżyć podlewając lekko wodą. Pod koniec dodać troche cukru, żeby cebulka leciutko sie skarmelizowała (ale nie może się zbrązowić). Na koniec podlać winem i gotować na małym ogniu, aż wino (lub ocet) całkowicie wyparuje. Doprawić do smaku i gotowe.

Smacznego :)

wtorek, 5 kwietnia 2011

Mój ulubiony chleb ruislepa


Wpadłam ostatnio na pomysł, żeby zamiast bułeczek riuslepa upiec z tego samego ciasta coś większego, czyli chleb.


okazało się, że to był strzał w dziesiatkę, bo takiego chleba jeszcze nie jedliśmy. Jest re-we-la-cyj-ny! Nie wymaga długiego mieszania i wyrastania, jest bardzo prosty. Jeśli jeszcze nie piekliście zakwasowca, to naprawdę polecam od niego zacząc karierę domowego piekarza ;)
Wyrósł rewelacyjnie, w piekarniku cudnie się zezłocił, a w smaku jest fantastyczny. W dodatku nawet teraz, po kilku dniach, jest mięciutki, sprężysty i pachnący. Dla mnie to chleb-marzenie i zdecydowanie stawiam go na czele swojej listy chlebów.


Składniki:

300g żytniego zakwasu razowego
ok. 200g wody letniej
ok. 100g maślanki
100g mąki żytniej razowej typ 2000
300g mąki żytniej chlebowej typ 720
300g mąki pszennej chlebowej
15g soli
1/2 łyżeczki drożdży instant (niekoniecznie - tylko wtedy, kiedy wasz zakwas jest młody lub niezbyt silny)

Sposób przygotowania:

W misce wymieszać zakwas z wodą, dodać wszystkie rodzaje mąki, sól i drożdże. Po wymieszaniu, zagnieść raczej luźne ciasto (przy pomocy miksera 6 minut) i zostawić do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę. Po tym czasie ciasto krótko zagnieść drewnianą łyżką, przełożyć do keksówki (25cm) i odstawić do ponownego wyrośnięcia (ok. 40 min, do godziny, w zależności od temperatury otoczenia), przykryte natłuszczoną folia spożywczą lub zawiązane wysoko w dużej torebce foliowej

Piec w nagrzanym piekarniku, w temperaturze 230ºC, przez około 50 minut (czas bez termoobiegu), aż wierzch się zrumieni (można sprawdzić patyczkiem, czy jest już upieczony). Studzić na kratce i kroić dopiero po wystudzeniu.

Smacznego :)

piątek, 1 kwietnia 2011

Halabi kebab, czyli pieczeń po jemeńsku




Skusiła mnie ostatnio ta pieczeń, bo bardzo lubię połączenie grzybów z mięsem. Poza tym lubię mieć "cos do chleba" domowej produkcji. Ta pieczeń od razu wydała mi się idealna i nie zawiodłam się. To coś w rodzaju kebaba, tylko w trochę innej formie :) Poza tym zaintrygował mnie sos, którego używa się w tym przepisie, o egzotycznej nazwie zhoug.
 
Przepis znalazłam na blogu u Grumków i dodaje go do akcji  "Z widelcem po Azji".


Co do sosu, to jest pyszny, ziołowy, ostry i bardzo aromatyczny. Wykorzystałam go kilka razy. Parę dni temu do pieczeni, wczoraj do smażonych śledzi i dzisiaj, do pikantnej ryby po jemeńsku. Jeśli zdążę zrobić zdjęcia, to również i ten przepis znajdzie się na moim blogu.



Składniki halabi kebab, czyli pieczeni po jemeńsku:


1,1 kg mielonej wołowiny
3 łyżki mąki (dodałam 1 łyżkę)
1 łyżka oleju
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka pieprzu
1 łyżka sosu zhoug (przepis niżej)

Farsz grzybowy do pieczeni:

3 łyżki oleju (dodałam 1 łyżkę)
1 szklanka posiekanej cebuli
1 szklanka grzybów w plasterkach (u mnie półtorej)
3 jajka (dodałam 4)
1 szklanka posiekanej natki pietruszki (dodałam mrożoną)

Sos zhoug:

1/4 szklanki zmiksowanych papryczek chilli
1/4 szklanki posiekanej natki, pietruszki
1/4 szklanki posiekanej kolendry
1/3 łyżki roztartego czosnku
1/4 łyżeczki pieprzu
1/4 łyżeczki soli
1/4 łyżeczek mielonego kuminu
1 łyżeczka oliwy

Jak zrobić halabi kebab, czyli pieczeń po jemeńsku?


Mięso wymieszać z mąką, olejem, solą, pieprzem oraz 1 łyżką sosu zhoug.
Uformować pieczeń o długości ok. 25 cm. Na całej długości mięsa zrobić wgłębienie na farsz.
Rozgrzać olej, dodać cebulę i grzyby. Usmażyć. Dodać posiekaną natkę. Farsz ułożyć we wcześniej przygotowanym wgłębieniu. Jajka lekko rozkłócić i zalać nimi grzyby z cebulką. Wgłębienie zamknąć, a pieczeń owinąć w folię aluminiową. Piec ok. 30 minut. Podawać na ciepło lub zimno.

Ja włożyłam 3/4 mięsa do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia. Uformowałam wgłębienie z wysokimi brzegami tak, żeby grubość "ścianek" z mięsa była mniej więcej taka sama, jak spodu. Przestudzone grzyby wymieszałam z roztrzepanymi jajkami i wlałam do wgłębienia.
Tak przygotowane mięso podpiekłam w piekarniku, nagrzanym do 200oC, przez pół godziny (bez termoobiegu).
Po tym czasie mięso wyjęłam, z reszty mięsa uformowałam  prostokąt, takiej wielkości, aby przykrył pieczeń. Przy pomocy szerokiego noża przeniosłam go do foremki, dopasowałam i wszystkie brzegi dobrze docisnęłam widelcem (jak pierogi). Zrobiłam w nim trzy otwory, żeby para miała ujście.
Piekłam ok. 35-40 min (bez termoobiegu). Na dolnej półce postawiłam naczynie z wodą.

Kroić dopiero po całkowitym wystudzeniu.

Smacznego :)