środa, 28 grudnia 2011

Pomidor i ogórek, to nie jest dobra para...

Nie jest tak, że wystarczy tylko jeść owoce i warzywa i nie myśleć o niczym.
Niestety, duże znaczenie ma, co z czym połączymy. Jeśli zrobimy to nieumiejętnie, zafundujemy swojemu organizmowi niezłe zamieszanie ;)

Jeśli przygotowujemy surówkę lub salatkę z warzyw bogatych w witaminę C (takich jak np. papryka, pomidory, kapusta, szpinak) i dodamy surowy ogórek, kabaczek, cukinię, arbuz, lub dynię, to skutek będzie taki, że nasz organizm wogóle tej witaminy nie dostanie... 
A to dlatego, ze ogórek (jak i cała reszta ww. warzyw) zawiera enzym, który niszczy witaminę C.
Ale jeśli do sałatki dodasz kiszone lub konserwowe ogórki, wszystko będzie w porządku.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba pamiętać komponując sałatki. Warzywa, owoce, natkę pietruszki i koperek - bogate w witaminę C - powinno się łączyć z produktami zawierającymi żelazo.
Produkty bogate w żelazo, to mięso (zwłaszcza cielęcina), wątróbki drobiowe i cielęce, ryby, drożdże, mak, kasze, orzechy, pieczarki, fasola.

Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że witamina C sprawia, że żelazo jest łatwiej przyswajalne przez nasz organizm (stąd pewnie zwyczaj skrapiania ryb i mięsa sokiem z cytryny).

I jeszcze jedno. Salatki i surówki powinno sie robić tuż przed podaniem, żeby zachowały jak najwięcej witamin. Z tego samego powodu, utartą marchewkę należy od razu wymieszać z niewielką ilością oleju.

czwartek, 22 grudnia 2011

Rolada z wołowiny z suszonymi pomidorami, czosnkiem i bazylią.


Prege wolowa (inaczej golen) wykorzystuje w kuchni dosc czesto. Zazwyczaj dodaje ja do rosolu, lub dusze. Swietnie nadaje sie do roznych miesnych farszow i na gulasz. Co wazne dla dbajacych o linie, prega jest miesem bardzo chudym.
To bardzo smaczne mieso, ktore po ugotowaniu jest kruche i delikatne. Jest jednak poprzerastane tkanka laczna. Mnie to nie przeszkadza, poniewaz dzieki temu, ze mieso jest kleiste i ma w sobie duzo naturalnej zelatyny, lepiej sie trzyma, kiedy zwinie sie je w rolade. Jesli jednak ktos nie lubi tego rodzaju mies, lepiej niech wybierze kawalek udzca :)
Kupujac prege, trzeba zwrocic uwage, zeby mieso bylo jak najmniej poprzerastane.


Składniki:
ok. 1 kg pregi wolowej

kilka pokrojonych pomidorów suszonych w zalewie z oliwy
2 duze zabki czosnku
garsc listkow bazylii

sol, pieprz, ziola prowansalskie, oliwa


Sposob przygotowania:
Mieso rozciac tak, zeby uzyskac jak najdluzszy plat. Mozna to zrobic na dwa sposoby. Pierwszy, to polozyc mieso na desce przed soba, naciac od gory, wzdluz calego kawalka, ale nie do konca (zatrzymac sie ok. 1.5 cm od strony deski). Rozlozyc mieso na boki (jak ksiazke) i kazda strone znow naciac, nie do konca. Uzyskamy dosc gruby plat, ktory po nafaszerowaniu skladamy spowrotem i obwiazujemy sznurkiem.
Drugi sposob, ktory wykorzystalam tutaj: kawalek miesa nacinamy wzdluz, ok. 2 cm od jednego brzegu (ja nacinam z prawej strony). Lewa reka rozdzielam mieso, tak, jakbym je rozwijala z rolki, a druga nacinam, starajac sie zachowac jednakowa grubosc odcinanego płata.
Tak przygotowany plat miesa mozna jeszcze delikatnie rozbic tluczkiem, przykrywajac najpierw folia spozywcza, zeby go nie poprzerywac.
Mieso przyprawic, posypac pomidorami, czosnkiem, suszonymi ziolami i bazylia. Zwinac ciasno, jak rolade (mozna obwiazac sznurkiem). Natrzec przyprawami z wierzchu.
Mozna wstawic do lodowki (nawet 2 dni przed pieczeniem) lub zamrozic (wtedy bedzie jeszcze lepsze). Przed pieczeniem rozmrozic delikatnie i powoli. Ja rozmrazam w lodowce, trwa to ok. 12 godzin (oczywiscie czas zalezy od tego, jaki duzy jest kawalek miesa).
Polecam upiec w woreczku do pieczenia miesa. Czas zalezy, jak napisalam wyzej, od wielkosci i od tego, jakim piekarnikiem dysponujemy.
Przed koncem pieczenia (po mniej wiecej godzinie) rozcinamy woreczek, zeby mieso sie zrumienilo. Wtedy mozna sprawdzic, czy jest juz miekkie.
Smacznego :)

środa, 21 grudnia 2011

Bułeczki faszerowane "kruszonką" z pieczonego kurczaka, parmezanu i boczku.



Myslalam ostatnio, co mozna by podac podczas swiat do czerwonego barszczu.
Jadalam juz pierozki, uszka, paszteciki, kulebiaki, ale moze by cos innego?
Myslalam, myslalam i wymyslilam :)
Oczywiscie to nie ja pierwsza wpadlam na pomysl faszerowania i zapiekania bulek.
Ale robie je od czasu do czasu, za kazdym razem wymyslajac nowy farsz. Takie buleczki, to fajna sprawa, bo mozna puscic wodze fantazji. Otrzymamy danie z gatunku "zawsze to samo (ale), zawsze cos innego".
Polecam zwlaszcza tym, ktorzy nie maja czasu na pracochlonne paszteci, albo boja sie drozdzowego ciasta, lub tym, ktorzy chca czyms pysznym zaskoczyc rodzine, nie wkladajac w przygotowania zbyt wiele czasu.
Przygotowujac je, mozna wykorzystac resztki miesa i sera, a takze bulki z poprzedniego dnia, albo zrobic wersje "de lux", smazac specjalnie piers kurczaka (jak ja).
Tym razem wykorzystała maslane buleczki, ktore pieklam 3 dni temu, ale moga byc jakiekolwiek.
Sa naprawde pyszne, polecam :)



Skladniki:

5 malych bulek
pieczony kurczak (u mnie piers)
ok. 10 dag bardzo chudego boczku
maly kawalek (ok. 5 dag) parmezanu (moze byc inny, ostry ser)
duzy zabek czosnku
galazka rozmarynu
1-2 lyzki oliwy
duze jajko (zoltko i bialko osobno)
2 lyzki mleka

Sposob przygotowania:

Bulki przekroic w poprzek i z kazdej polowki wydrazyc miazsz. Ulozyc je na blasze, na papierze do pieczenia.
Boczek, ser i czosnek pokroic, wlozyc do blendera i zblendowac z bialkiem jajka i oliwa. Dolozyc miazsz bulki i rozmaryn i jeszcze raz lekko zblendowac (farsz ma byc grudkowaty, powinien przypominac kruszonke).
Farsz nalozyc do bulek (z mala gorka). Brzegi buleczek posmarowac zoltkiem roztrzepanym z mlekiem.
Wstawic do nagrzanego piekarnika i piec do zrumienienia (ok. 15 min).

Smacznego :)

wtorek, 20 grudnia 2011

Kulebiak w kształcie slimaka, z farszem grzybowym.




Kulebiak powstal z reszty ciasta drozdzowego (KLIK - przepis na ciasto) i farszu, ktore zostaly mi po pieczeniu pasztecikow. Paszteciki zostaly zamrozone po upieczeniu i kulebiak mial podzielic ich los ;)
Ale nie podzielil. Bo, kiedy po domu rozszedl sie zapach grzybow i pieczonego ciasta, co chwile ktos wchodzil do kuchni i pytal, co pieke, bo tak pieknie pachnie...
Kiedy mowilam, ze to na swieta, slyszalam zawiedzione: "eeeee...".
Dlatego kulebiaczek zostal zjedzony od razu, jeszcze ciepły, z czerwonym barszczem "od wczoraj" :)
Podejrzewam, ze sprawil rodzinie wieksza radosc, niz gdyby pojawil sie na swiatecznym stole, ktory i tak zawsze ugina sie od smakolykow wszelkiej masci.
Dzieki temu zostal prawdziwie doceniony :)


Farsz grzybowy:
mrozone grzyby (drobno krojone)
pieczarki
cebula
jajko
posiekana natka pietruszki
maslo
olej
sol, pieprz

Sposób przygotowania:
Na patelni rozgrzac odrobine oleju, dodac drobniutko posiekana cebule, lekko podsmazyc i dodac zamrozone grzyby (jesli masz grzyby mrozone w calosci, najpierw je rozmroz, nastepnie drobniutko posiekaj i dopiero wtedy podsmaz). Smazyc, az calkowicie sie rozmroza, wtedy dodac posiekane bardzo drobno pieczarki i smazyc razem, az beda miekkie, a plyn, ktory sie wytworzy, odparuje.
Farsz ostudzic, dodac jajko, natke i bardzo dobrze wymieszac.

Przygotowanie kulebiaka:
Ciasto polozyc na oproszonym maka blacie i rozwalkowac na jak najdluzszy prostokat (krotszy bok musi miec 15 - 20 cm). Im dluzszy bedzie pas rozwalkowanego ciasta, tym wiecej "zwojow" bedzie mial slimak.
Wzdluz dluzszego boku (ok. 3 cm od krawedzi) ulozyc farsz. Przeciwlegla krawedz posmarowac woda. Zwinac ciasto w rulon, tak aby miejsce polaczenia ciasta znalazlo sie pod spodem.
Zwinac rulon w slimaka. Koncowke rulonu zamknac i splaszczyc, posmarowac woda i dokleic do slimaka. Calosc zsunac na blaszke wylozona papierem do pieczenia, posypanym maka.
Posmarowac rozmaconym zoltkiem i posypac makiem.
Moj (nieduzy) kulebiak piekl sie 25 min w temp. 220oC.
Smacznego :)


poniedziałek, 19 grudnia 2011

Uszka z grzybami

moje uszka wielkosci orzechow

Nie ma Wigilii w moim domu, bez uszek w czerwonym barszczu i przez dlugie lata bylam przekonana, ze wszedzie jest tak samo. Jednak, kiedy wyszlam za maz, okazalo sie, ze w rodzinie meza nie ma Wigilii bez zupy grzybowej z lazankami :)
Tym sposobem, w ten wyjatkowy wieczor, od lat gotujemy dwie zupy.
Moja specjalnoscia jest postny barszcz z kiszonych burakow i wyzej wspomniane uszka. Robie ich zawsze duzo wiecej, niz potrzeba, zeby zamrozic i moc cieszyc sie wigilijnym specjalem po swietach.
Uszka przeznaczone na Wieczerze sa malenkie, najmniejsze, jakie uda mi sie zrobic.
Pieknie sie prezentuja w czerwonym barszczu.

Nie potrafie podac dokladnych proporcji, poniewaz zawsze robie farsz "na oko". Jesli zostanie, dodaje go do pierogow z kapusta i grzybami, albo do kapusty. Albo... pajda swiezego chleba z maslem, a na to grzybowy farsz. Uwielbiam!
Jako dziecko czesto pomagalam mamie w przygotowaniach. Moim zadaniem bylo robienie i doprawianie farszu - zajecie skadinad, uwielbiane przeze mnie ;)
Pamietam, jak mama mowila: jak tak bedziesz ciagle probowac, to bedziemy mieli uszka faszerowane powietrzem :)))


Składniki:

Ciasto:
ok. pol kilograma maki pszennej
1 lyzka masla
1 zoltko
goraca woda
pol lyzeczki soli

Farsz:
suszone grzyby (mieszane) - duuużo, co najmniej 2-3 garści*
cebula
lyzka masla
sol, pieprz

Nie martwcie się, jeśli wam farszu zostanie. Pysznie smakuje na grzankach, lub jako smarowidło do chleba. Uwielbiam!

Sposob przygotowania:

Grzyby dobrze wypłukac, kilka razy zmieniajac wode. Zalac nieduza iloscia wrzatku i gotowac, az zmiekna i napecznieja. Ja staram sie gotowac tak, zeby zostalo tylko kilka lyzek plynu, wtedy caly aromat "wraca" do grzybow. Po ugotowaniu odcedzic, a plyn, ktory zostanie, zachowac (ja dodaje go do barszczu).
Cebule obrac i bardzo drobno posiekac i podsmazyc na odrobinie oleju. Dodac grzyby i smazyc wszystko razem, przez 2-3 minuty, pod koniec dodajac maslo. Ostudzic. Po ostudzeniu grzyby zmielic lub zblendowac. (mozna dodac jajko - ja czasami tez dodaje, ale wtedy nie da sie jesc farszu "na surowo" ;)

Wyrobic ciasto, dolewajac wode z rozpuszczonymi w niej maslem i sola. Wałkowac partiami, nadajac plackom ksztalt prostokata (grubosc ok. 2 mm). Kroic na kwadraty (dowolnej wielkosci), faszerowac grzybami, zlepiac, jak normalne pierogi, po czym dwa przeciwlegle rozki zlepiac "na zakladke".

Mozna je od razu ugotować (wrzucac na osolony wrzatek i gotowac jeszcze przez ok. minute od wypłynięcia).

Mozna tez zamrozić i ugotować dopiero w Wigilie - i ja tak wlaśnie robie.
Układam uszka na tacy oprószonej mąką, każde osobno, tak zeby sie nie stykaly. Wkladam do zamrazarki i kiedy sie zamroza (minimum 30 min), zdejmuję z tacy i przekladam do woreczka, po czym ponownie wkladam do zamrazarki. 
Gotuję je bezposrednio przed Wieczerza, wrzucajac takie zamrozone wprost do wrzatku (gotuj się troszkę dluzej niz swieze).
Po ugotowaniu wyławiam i ukladam na półmiskach, skrapiając stopionym masłem.
Wazne jest, zeby po ugotowaniu ukladac je w jednej warstwie. Jesli beda lezaly jedne na drugich, jest duża szansa, że sie posklejają.

Są przepyszne! 
Smacznego :)


piątek, 16 grudnia 2011

Herbatka wzmacniająca odporność i poprawiająca nastrój...

 
...w sam raz na mgliste poranki, pochmurne, zimne dni i dlugie, zimowe wieczory...
Imbir jest jedna z najstarszych roslin leczniczych i przyprawowych. Ma mnostwo cennych wlasciwosci. Poprawia krazenie, pamiec i koncentracje (poprzez zwiekszenie ukrwienia mozgu), zmniejsza poziom cholesterolu, ma wlasciwosci rozgrzewajace, poprawia trawienie, leczy przeziebienia (mozna plukac gardlo imbirowym naparem), lagodzi bole miesiaczkowe.
Herbata Roiboos, drugi skladnik mojej herbatki, jest skarbnica cennych mineralow, m.in. zelaza, ktore zapobiega anemii, fluoru, korzystnie wplywajacego na zeby, potasu, miedzi, wapnia, manganu, magnezu, cynku, dobrze wpływajacego na skore, kwercetyny, pomagajacej zwalczyc alergie, flawonoidow, ktore są naturalnym środkiem antydepresyjnym i antyutleniaczy.
Rooibos nie zawiera tych składników herbat, które uważane są za niezdrowe, np. kofeiny.
W naparze znajdują się tez przeciwutleniacze, wpływajace pozytywnie na układ odpornosciowy, obnizajace ciśnienie krwi, spowalniajace procesy starzenia i hamujace produkcje komorek nowotworowych. Poza tym kwasy fenolowe, ktore wspaniale działaja na przewod pokarmowy, oslaniajac blone sluzowa. To one rowniez sprawiaja, ze napar ma wlasciwosci rozkurczajace (ma to znaczenie przy zapaleniach jelit i dolegliwosciach zwiazanych z  menstruacja.
Ponizej moj przepis na herbate, ktora najbardziej smakuje zima :)


Składniki:

litr zimnej wody
2 torebki herbaty roiboos
kawalek imbiru (wielkosci malego palca)
szczypta pieprzu
sok z limonki i kawalek skorki (moze byc cytryna)
miod


Sposob przygotowania:

Imbir obrac i pokroic w cienkie plasterki - im ciensze, tym lepsze. Wrzucic go do zimnej wody i powoli podgrzewac do wrzenia. Wylaczyc gaz, dodac roiboos, szczypte pieprzu i skorke z limonki (cytryny). Zostawic do przestudzenia.
Po przestudzeniu dodac miod (ja dodaje 2 czubate łyzki) i sok z cytryny.


Smacznego :)

czwartek, 15 grudnia 2011

Kapusta pekińska z serkiem tofu, w sosie pomidorowym ze słodkim chilli


Ekspresowe i lekkie danie, do przygotowania w piętnaście minut.


Składniki:
dla 4 osob
1 srednia kapusta pekińska
2 długie, jak najcieńsze marchewki
2 zabki czosnku
2 lyzki jasnego sosu sojowego
peczek kolendry
lyzka oleju
ok. 200g naturalnego tofu
słoik gotowego sosu pomidorowego słodko-kwaśnego

Sposob przygotowania:

Marchewke obrac i pokroic w plasterki. Posiekac czosnek. Kapuste pokroic niezbyt drobno, np. w duza kostke, mniej wiecej 3x3cm. W glebokiej patelni/rondlu rozgrzac olej i dodac czosnek. Po chwili dorzucic marchewke, smazyc 2 min i dodac kapuste. Doprawic sola i odrobina pieprzu.
Smazyc dalej, mieszajac, az warzywa zmiekna (jednak powinny pozostac poltwarde). Dodac tofu pokrojony w kosteczke (1x1cm), nastepnie wlac sos ze sloiczka, dodac sos sojowy, wymieszac i gotowac, az sie wszystko podgrzeje. Wylaczyc gaz i dodac posiekana kolendre.

Zjedlismy z tostami z ciabatty na zakwasie :)

Smacznego :)

wtorek, 6 grudnia 2011

Chleb z kawą i jogurtem, co zapachnił cały dom :)




Dawno nie pieklam, a w ubieglym tygodniu okazalo sie, ze moj zakwas glowny niebezpiecznie zmienil zapach. Nic dziwnego - nie byl w uzyciu od paru tygodni... Wzielam wiec z niego 1 lyzke, dodalam lyzeczke suszonego (z jego najlepszych czasow) i nastawilam nowy. A ten starszy dokarmilam, z zamiarem wykorzystania nastepnego dnia. Jednak nastepnego dnia nie moglam piec. Pieklam, dopiero za kilka dni. Naprawde sie balam, czy da rade. Ponoc im starszy, tym lepszy (przynajmniej jesli o zakwas chodzi ;) ale nigdy nic nie wiadomo...

Nie obylo sie bez wypadkow, ale jakims cudem, udalo mi sie naprawde cudny chlebuś upiec :)
Kiedy odmierzalam zakwas, sloik wyslizgnal mi sie z rak i zostala z niego tylko kupa szkla i beżowa paćka... Popelnil samobojstwo ;) Dobrze, ze cos tam zdazylam wlac :/

Pozniej zaliczylam szkolny blad... dodalam 3 lyzki kawy, zamiast 3 lyzeczek. Zorientowalam sie dopiero, kiedy chleb byl w piecu ;)
I dodalam tylko polowe wody, tyle co do jednegoego bochenka, a przeciez pieklam dwa. Na szczescie to sie dalo naprawic ;)

To byl dzien z gatunku tych, kiedy "caly czas pod gore". Ale mimo tego, chleb wyszedl chyba najpiekniejszy, z wszystkich moich dotychczasowych chlebow :)
Przede wszystkim, jak on wyrosl! I nie opadl w trakcie pieczenia. Ciemnobrazowy, pachnacy, z cudowna, chrupiaca skorka... A co najwazniejsze, wieksza ilosc dodanej kawy okazala sie zaleta, a nie wada :)
Maz, kiedy wrocil do domu, od razu wszedl do kuchni ze slowami: co ty pieczesz???
Zapach go za nos przyciagnal, bo zapachnilam caly dom :)




Składniki:

1 kg maki (pszenna chlebowa i zytnia razowa 3:1)
2 garsci platkow owsianych
50 dag zakwasu zytniego
3 lyzki kawy zbozowej (Inka)
2 lyzki cukru melasowego
pol duzego kubka jogurtu greckiego (dopelnic mlekiem)
ok. 500 ml cieplej wody
lyzeczka soli
lyzeczka suszonych drozdzy

mieszana posypka (siemie lniane, sezam, czarnuszka, mak, slonecznik)

Sposob przygotowania:

Cukier, sol i kawe rozpuscic w wodzie. Mleko wymieszac z jogurtem. Skladniki polaczyc i dobrze wyrobic (mikserem ok. 8 min). Przykryc i odstawic na pol godziny. W miedzyczasie przygotowac dwie srednie keksowki (ja wykladam papierem do pieczenia, lekko smaruje tluszczem i wysypuje maka i posypka. Po wyznaczonym czasie wylozyc ciasto na posypana maka stolnice/blat i krotko wyrobic recznie. Uformowac dwa podluzne bochenki, wlozyc je do foremek, przykryc sciereczka i odstawic do wyrastania na ok. godzine.
Pod koniec wyrastania rozgrzac piekarnik na maksimum. Odkryc foremki, ostroznie posmarowac wierzch bochenkow woda, posypac posypka, delikatnie oproszyc maka i wstawic do piekarnika.
Piekarnik naparowac (kilkakrotnie psiknac spryskiwaczem z woda) i piec chleb przez ok. 50 min.
W trakcie pieczenia jeszcze dwukrotnie spryskac woda wierzchy chlebow.
Po 50 min sprawdzic patyczkiem, czy chlebki sa upieczone, wylaczyc piekarnik i zostawic je w srodku na ok. 15 min (ja wyjelam je najpierw z foremek i wstawilam na kratce do wylaczonego piekarnika). Wyjac i wystudzic. Kroic (jesli wytrzymacie) dopiero, kiedy ostygnie ;)

Smacznego :)


czwartek, 1 grudnia 2011

Zielona herbata


Bardzo lubie roznego rodzaju herbaty, zwlaszcza zielone i biale. Jakos tak wyszlo, ze od dlugiego czasu pijamy je regularnie. Najbardziej cieszy mnie fakt, ze dzieci tez je lubia. Najpierw wciagnal sie starszy, a ostatnio zauwazylam, ze mlodszy tez coraz czesciej prosi o filizanke :) Prawie codziennie (czasem kilka razy dziennie) zaparzam wiec duzy dzbanek "zielonki".
Natomiast owocowa herbata, z roznymi sezonowymi dodatkami, jest u nas zawsze, zamiast innych napojow (sokow i gazowanych) - wypijamy hurtowe ilosci :)
Ostatnio jednak zafascynowaly mnie herbaty kwitnace.
Wszystko zaczelo sie od kilku "kulek" niespodzianek, ktore przywiezlismy z Tajwanu. Nikt nie byl w stanie powiedziec nam, jak "zakwitna", a chinskie znaki sa dla nas nieczytelne.  Czasami mozna znalezc na opakowaniach informacje w jezyku angielskim, tym razem nie bylo. Nie przejelam sie tym jakos szczegolnie mocno. Lubie niespodzianki :)
Okazalo sie, ze kulki rozwijaja sie w piekne kwiaty, zwienczone pomponikiem czegos, podobnego do koniczyny. Herbata okazala sie pyszna - lekka i delikatna. Zaraz po zaparzeniu miala kolor pistacji, a po kilku minutach stala sie bursztynowo-zolta.
Poniewaz zapasy juz nam sie koncza, od kilku dni buszuje w sklepach internetowych, w poszukiwaniu czegos szczegolnego. Nawet nie mialam pojecia, ze istnieje takie bogactwo kwitnacych herbat!
Zamowienie zlozone, teraz czekam na przesylke. Kiedy przyjdzie, podziele sie z wami kolejnym "kwiatkiem", bo nawet jesli ktos nie lubi zielonej herbaty, nie moze odmowic urody tym konkretnym herbatom :)

Obserwowanie, jak rozwijaja sie, pod wplywem goracej wody, ma w sobie cos... magicznego i terapeutycznego. Wrzucam szaro-zielona kulke, a po chwili, jak pod wplywem czarów, mam w czajniczku takie male cudo.
I ciesze sie, jak dziecko w sklepie z zabawkami :)))

poniedziałek, 28 listopada 2011

Piadina - włoska tortilla

Na tym zdjęciu widać dokładnie, jak grube są placki.
    Parę dni temu robiłam włoskie, płaskie chlebki (w zasadzie placki) zwane piadina. Przepis znalazłam na jednym z blogów, zapisałam, po czym nie mogłam już tego bloga odnaleźć. A obiecałam autorce, ze dam znać, czy mi się udały.

    Jak dla mnie, te placki bardzo przypominają tortille, są jednak nieco grubsze, przez co jest w nich więcej smaku. A smakowały nam bardzo! Dzieci stwierdziły, że są nawet lepsze niż "tortillasy", które wcześniej robiłam.

    Zazwyczaj kiedy gotuję coś nowego, staram się wyszukać w internecie, jak najwięcej informacji na temat danej potrawy. Tym razem rownież przewertowałam wiele przepisów i dokopałam się do różnych, ciekawych informacji. Dowiedziałam się między innymi, że piadiny można podawać z wędzoną i gotowaną szynką, serem, wszelkimi wędlinami i warzywami. Można też zjeść sobie ten placek z dżemem lub nutellą.

    Ja wykorzystałam warzywa (ogórek, pomidor, papryka, cukinia, salta) i swój sprawdzony farsz kurczakowy do tortilli

    Przy okazji, poszukując informacji o piadinach, natknęłam się na filmik na youtube. Dziewczyna pokazuje w nim, jak zrobić prawdziwa piadinę.
Tak naprawdę, to nie wiadomo, co ona wlaściwie robi.
Zawija farsz w zwykłą, kupioną w sklepie, tortillę, nazywając ją piadiną.
Ale  mówi też, że koleżanka, która ją nauczyła robić to cudo, dodawała do farszu (sic!) ogórki korniszone (nie korniszony, ale korniszone ogórki :D).

    Włos mi się zjeżył, chociaż żaden ze mnie Miodek ;) bo od czasów kaszy mannej, nic mnie tak nie zmiażdżyło :D (edit po przeczytaniu komentarzy: używamy kaszy manny, a nie mannej - jakby ktoś miał wątpliwości). Aż mam ochotę powiedzieć: ludzie, litości...

Podsumowując, żeby była jasność: ogórki kwaszone, konserwowe, małosolne - tak, tak, tak.
Ale nie korniszone. 
Nie ma czegoś takiego! Owszem, są korniszony, ale ogórków korniszonych (jak dotąd ;)) nie ma.
Ogórki się konserwuje, kisi (kwasi) ale nie korniszoni (i nie małosolni) :))))

Ps. Wybaczcie, po prostu musiałam to napisać, bo... "czasami człowiek musi, inaczej sie udusi" ;)



Ale wracając do rzeczy: piadina wjeżdża na stół :)

Spójrzcie na zdjęcie. U góry wyraźnie widać, że placek jest dość gruby i rozwarstwia się w miejscach, gdzie były bąble.


Składniki:
na 4-6 placków
pól kilo maki (u mnie typ 450)
160 ml dobrze cieplej wody (zdecydowanie 300 ml)
75 g smalcu (może być oliwa, jednak ze smalcem są, wg. mnie, lepsze)
10 g soli
pół łyżeczki proszku do pieczenia

Do podania: dowolne warzywa, a u mnie także żółty ser i różowy sos


Sposób wykonania:
Wszystkie składniki wymieszać i wyrobić gładkie ciasto. W przepisie zaznaczono, żeby wyrabiać aż 10 min. Ja po ręcznym połączeniu składników, dalej wyrabiałam mikserem, ok. 5 min a następnie polałam ręce oliwą i jeszcze trochę zagniotłam ręcznie. Ciasto wyszło cudne, bardzo elastyczne i łatwe do formowania. Pamiętajcie, ze to nie ma być twarde ciasto, takie jak na makaron. Powinno być miękkie i elastyczne.
Następnie ciasto należy przykryć  ściereczką i odstawić na co najmniej pół godziny. Lepiej nie pomijać tego etapu, bo kiedy ciasto odpocznie, lepiej się rozwałkowuje, a co ważniejsze, lepiej się smaży (na patelni powstaje dużo bąbelków).

Po "odpoczynku" ciasto podzielić (na 4 części, jeśli chcemy mieć duże placki, lub na 6, wtedy placki będą mniejsze) i uformowac z nich kulki.
Każdą kulkę rozpłaszczyć i rozwałkować na w miarę okrągły placek, o srednicy ok. 25 cm i grubosci ok. 3 mm. Podczas wałkowania obficie podsypywać mąką Pamiętajcie żeby nie wałkować cieniej, ponieważ placki po upieczeniu będą się kruszyć podczas zwijania.
Aby uzyskać idealnie okrągłe placki, można wycinać okręgi z rozwałkowanego ciasta, przy pomocy odpowiednio dużej miski (jak na zdjęciu poniżej).
Po rozwałkowaniu placek kilkakrotnie przerzucić z ręki do ręki, aby pozbyć się nadmiaru mąki i układać na dobrze rozgrzanej, suchej patelni (bardzo dobrze sprawdza się płaska patelnia do naleśników).
Piec na średnim ogniu, aż pojawią się bąble - należy je dociskać łopatką do patelni. Następnie odwrócić i dopiekać z drugiej strony.
Ważne: placki nie powinny się zrumienić w całości, tylko w miejscach, gdzie bąble stykały się z patelnią, powinny mieć brązowe kropki (zdjęcie poniżej).
Trzeba wyczuć czas pieczenia, bo im dłużej bedziecie je piec, tym bardziej będą kruche i łamliwe. Dlatego zdejmujemy je z patelni od razu, kiedy nie są już surowe i nie trzymamy ich tam dłużej, niż to konieczne.
Samo pieczenie trwa bardzo krotko, wiec nie można ich spuszczac z oczu i robić w międzyczasie czegoś innego.
Druga bardzo ważna sprawa: nie dopuścić do tego, żeby placki po upieczeniu wystygły. Powiem wam, jaki jest mój sposób. Rozgrzewam mocno głęboką patelnię z pokrywą, najlepiej o grubym dnie, bo długo utrzymuje ciepło, z odrobiną wody. Później wodę odlewam, a para z pokrywki utrzymuje wewnątrz wilgoć. Dzięki temu placki pozostają elastyczne.

 Placki smarować sosem, układać dowolne składniki i zwijać, jak tortillę.

W wersji z żółtym serem, placek posypujemy tartym serem i rozpuszczamy go pod grillem w piekarniku, albo w mikrofalówce. Kiedy ser zacznie się rozpuszczać, przełożyć placek na talerz, dodać sos i resztę składników, zwinąć i gotowe :)

Uwagi:
Smażenie tych placków, to kwestia wprawy. Z każdym kolejnym będzie lepiej. Ale też każdy placek bedzie inny, każdy będzie się inaczej zachowywał na patelni. Czasami będzie jeden wielki bąbel, jak w chlebku pita, a czasami kilka, kilkanaście mniejszych, jak w chapati
Pieczenie piadiny (tak jak tortilli) po prostu trzeba wyczuć. Trzeba je zrobić kilka razy, żeby złapać rytm, wyczuć ciasto - poczuć sie pewnie.
Na poczatku może, a nawet powinno ;) być dziwnie, zwlaszcza, jesli wczesniej nie robiliście tortilli, pit, czy chapati.

Teraz z tego przepisu robię też tortille. Jedyna różnica polega na tym, że ciasto na tortille wałkuję najcieniej jak to możliwe.
Po wielu mniej i bardziej udanych próbach wiem jedno, żeby się nie kruszyły przy zawijaniu, nie wolno ich zbyt długo trzymać na patelni i trzeba je odkładać w ciepłe i wilgotne miejsce.
To tyle.
Trzymam kciuki!
Smacznego :)


niedziela, 27 listopada 2011

Łosos zapiekany w folii, z porami, brokułami i smietaną



Skladniki:
dla 7 osob

7 filetow z łososia (po ok. 15 dag kazdy)
2 duze pory (bez ciemnozielonych czesci)
1 maly brokul (same rozyczki)
7 lyzek smietany 12%
2 duze zabki czosnku, posiekane w kosteczke
po 1 lyzce oleju i masla
sol, pieprz
27 cienkich plasterkow cytryny (1.5 cytryny)
7 lyzeczek posiekanego koperku (ewentualnie pietruszki lub szczypiorku)


Folia aluminiowa, brązowy papier do pieczenia




Sposób przygotowania:

Dokladnie umyc pory i brokul. Pory przekroić wzdłuż na pol i pokroić w paski, szerokości ok. pol centymetra. Rozyczki  brokula pokroić w plasterki.
Na patelni rozgrzać olej z masłem. Na srednim ogniu odsmazyc brokuł. Posolic i popieprzyć.
Po ok. 5 min dodac posiekane pory i czosnek. Smazyc dalej przez kilka min, az warzywa zmiekna. Nie wolno dopuscic do zrumienienia.
Przygotowac 7 kwadratowych  kawalkow folii aluminiowej. Na każdym polozyc maly kawalek papieru do pieczenia, ktory wzmocni dno „paczuszki”. Na papierze ulozyc po 3 plasterki cytryny, na nich rybe.
Posolic i posypać pieprzem. Na każdym filecie ulozyc po ok. 2 lyzki porowo-brokulowego farszu, a na wierzchu po czubatej lyzce smietany. Ponownie lekko posolić i posypać pieprzem.
Zawinac brzegi folii, tak aby powstaly szczelne paczuszki. Należy jednak  zostawic pusta przestrzen nad ryba, aby para mogla swobodnie krazyc, dzięki czemu ryba będzie soczysta.
Wstawic do piekarnika rozgrzanego do 220oC i piec ok. 30-40 min

Podawac z gotowanymi ziemniakami, z masłem i koperkiem lub z puszystym ryzem basmati.

Smacznego :)


środa, 23 listopada 2011

Pomidorowa z zielonymi sznurówkami :)



Królowa polskich zup, w kolejnej odsłonie :) Tym razem z makaronem mojego pomysłu. Przypomina lane kluski i ma tę zalete, że można w nim przemycić nielubiany przez niektóre dzieci (i nie tylko dzieci...) koperek.


Składniki:
dla 6 osób
Na wywar:
2 - 2.5 l wody
Mięso (1 ćwiartka z kurczaka,  20 dag pręgi wołowej, mała „golonka” lub skrzydełko z indyka)
Warzywa (1 duża marchew, ćwierć korzenia selera, 2 łodygi selera naciowego, 1 średnia cebula, 1 pietruszka; dodatkowo po kilka gałązek naci selera i pietruszki)
3 duże liście laurowe
po 6 kulek ziela angielskiego i pieprzu (rozgniecione w moździerzu)
2 puszki pomidorów krojonych „Pudliszki”
2 czubate  łyżki koncentratu pomidorowego „Pudliszki”
1 czubata łyżeczka cukru

Do przyprawienia zupy:
1 szklanka mleka 2%
2 - 3 czubate łyżki serka mascarpone
1 łyżeczka masła
1 rozgnieciony ząbek czosnku 
1 łyżeczka ziół prowansalskich
1 mała gałązka świeżego rozmarynu
Sól, świeżo zmielony pieprz
Świeża bazylia do dekoracji

Sposób przygotowania:
Do zimnej wody włożyć opłukane i podzielone na mniejsze kawałki mięso. Dodać liście laurowe, pieprz i ziele angielskie. Gotować  ok. godziny, na niedużym ogniu, pod przykryciem.
Drobno pokojone warzywa przyrumienić lekko na suchej patelni,  pod koniec posypując je cukrem i cały czas mieszając. Dorzucić je do wywaru, wraz z połówkami cebuli,  opieczonymi  nad ogniem (kuchenka gazowa) lub na suchej patelni.
Następnie dodać pomidory z puszek i koncentrat pomidorowy. Posolić.
Gotować pod przykryciem, na wolnym ogniu, mniej wiecej 3 - 4 godziny, żeby uzyskac odpowiedni smak. Co jakiś czas uzupełniać wodą odparowany płyn.

Po wyznaczonym czasie zupę przecedzić i dodać, roztarte w dłoniach, zioła prowansalskie, posiekany rozmaryn, oraz mleko - wcześniej wymieszane z serkiem mascarpone i rozgniecionym czosnkiem.  Dobrze wymieszać, zagotować, spróbować - jeśli to konieczne, ponownie doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem (ewentualnie bio-jarzynką) i od razu wyłączyć gaz.

Na koniec należy zupę zmiksować, najlepiej ręcznym blenderem, ale można też w malakserze.
Tak przygotowaną zupę dobrze byłoby odstawić, na co najmniej kilka godzin (a najlepiej na noc), żeby smaki się połączyły. Najlepiej smakuje następnego dnia.
zielone sznurówki :)
Zielone sznurówki:
porcja dla 2 -3 osób
1 duże jajko
3 łyżki drobniutko posiekanego koperku
ok. 10 plaskich łyżek mąki
50 ml (5-6 łyżek) wody
50 ml mleka
duża szczypta soli
Sposób przygotowania:
Jajko rozmieszać (mikserem) z wodą, mlekiem, sola i koperkiem. Dodac mąke i ponownie dobrze wymieszac. Powinno być lejące, ale dość gęste.
Zagotować wodę w garnku o dużej średnicy. Posolić.
Ciasto przelać do lejka i prowadząc lejek od ścianki do ścianki garnka, wylewać na wrzątek jak najdłuższe kluski. Woda powinna cały czas wrzeć.
Delikatnie zamieszać, żeby nie poprzerywać klusek. Gotować ok. pół minuty od wypłynięcia, po czym delikatnie wyłowić i odsączyć na durszlaku.
Podawać od razu, z zupa pomidorową.
Moje uwagi:
* miksowanie zupy po przecedzeniu i ugotowaniu może wydawać sie bezcelowe, jednak zauważyłam, że poprawia smak i kolor zupy
* im dłużej gotujemy zupę, tym smak jest lepszy (mieso powinno się wręcz rozgotować)
* przed wylaniem "sznurówkowego" makaronu na wrzątek, warto zrobić próbę. Jeśli ciasto sie nie rozpada, dopiero wtedy wlewamy resztę. Jeśli się rozpada, należy dodać łyzkę mąki, a jeśli jest zbyt twardy, odrobine wody. Wymieszać i ponownie spróbować. 

wtorek, 22 listopada 2011

Oddech świąt na plecach ;)

Domek z piernika, słodki, jak sam miód, i choinki...
...mikołaje i aniołki... i pierniki z powidłami, wielkie jak koła młyńskie :)

       Poczulam dzisiaj po raz pierwszy, ze trzeba by zaczac myslec o swietach... Nie jakos konkretnie, ale chyba mozna juz zaczac planowanie. Zwykle mam taka dluuuga liste do odhaczania, ktora jako tako ogarnia przedswiateczny chaos, ale zazwyczaj to nie wystarcza...
       Co roku obiecuje sobie, ze nic mnie nie zaskoczy i w tym konkretnym roku bede przygotowana, jak nigdy. Zaczne wszystko odpowiednio wczesnie. I wysprzatam mieszkanie na wysoki polysk. Nagotuje pysznosci, napieke ciast i ciasteczek. Zrobie piernikowa chatke i choinki z piernika. I nie bede zmeczona!
Tiaaa... Marzenia scietej glowy ;)
        Dzisiaj na lodowce zawisla lista potraw, ktore planuje zrobic na swieta. Pewnie wiele razy bede  skreslac, zamieniac, dopisywac, ale po to wlasnie jest - zeby mi sie wszystko poukladalo i wykrystalizowalo :) Kilka pozycji jest absolutnie obowiazkowych (szkoda, ze nie wszystkie przepisy mam na blogu, ale moze bedzie okazja, by je tu umiescic):









poniedziałek, 21 listopada 2011

Malutkie klopsiki w pikantnym, chinskim curry


Juz po raz drugi mam mozliwosc, i duza przyjemnosc, testowania produktow marki Blue Dragon.
Poprzednio byly to produkty do sushi, z ktorych zrobilam przepyszne sushi maki.
Tym razem mam mozliwosc przetestowania produktow do przygotowania dan z kuchni chinskiej.

Na pierwszy ogien poszedl sos Chinskie Curry. Zdecydowal przypadek - akurat mialam w lodowce mielone mieso. Postanowilam tez skorzystac z przepisu na klopsiki, z zalaczonej do przesylki ksiazeczki z przepisami.

Klopsiki jadalismy juz - jak mi sie wydaje - we wszelkich mozliwych kombinacjach smakowych.
Jednak po przygotowaniu tego dania okazalo sie, ze takich jeszcze nie jedlismy. Czlowiek uczy sie cale zycie ;) 
Przygotowanie tego dania okazalo sie prostsze, niz zrobienie najprostszych nawet kotletow.
No, ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro przygotowanie sosu ogranicza sie do otwarcia sloika i wylania zawartosci do garnka :)

Jesli chodzi o smak, to wyraznie wyczuwam w tym sosie gotowa mieszanke curry, dostepna w prawie kazdym sklepie, produkowana przez kazda znana mi firme dystrybuujaca przyprawy. 
Mam wrazenie, ze ten konkretny sos curry, nietrudno byloby odtworzyc uzywajac sproszkowanej mieszanki, wystepujacej w sklepach po prostu jako "Curry".

Czy to wada? Hmmm... nie moge generalizowac. Moge za to pisac o sobie. A ja nie kupilabym tego sosu, ktory kosztuje pewnie kilkanascie zlotych, skoro moge go bez problemu zrobic sama - w 5 minut, za 2 zlote. No ale ja to ja - radze sobie w kuchni :)
Ten sos polecilabym osobom, ktore niepewnie sie czuja w temacie gotowania i nie ufaja w stu procentach swoim zmyslom i wyczuciu, ile czego do czego i co z czym polaczyc, zeby wyszlo dobre.
Sos jest naprawde bardzo smaczny i jesli jestes poczatkujaca kucharka/kucharzem lub zwyczajnie sie spieszysz - goraco polecam.

No i jeszcze mala dygresja na koniec. Curry kojarzy mi sie od zawsze z daniem, ktore jest bardzo ostre, jednak ten sos bardzo ostry nie jest. Dalabym mu 5 punktow w 10-punktowej skali ostrosci ;) Tylko nie wiem, na ile jestem wiarygodna :)
Lubie ostre potrawy, duzo bardziej ostre, niz reszta mojej rodziny.
Jednak moge porownac ten sos z innym, ktorego uzywalam wczesniej (Tajskie Zielone Curry). Wtedy zuzylam na raz tylko polowe sloika, dodalam puszke mleka kokosowego, a nadal miescil sie w kategorii "dla twardzieli" ;)



Składniki:
 dla 5 osob (ok. 30 klopsikow, wielkosci duzego orzecha wloskiego)

1/2 kg mielonej, wieprzowej szynki
2 bulki kajzerki
1 duze jajko
pol nieduzej cebuli
1 zabek czosnku
1 lyzeczka przyprawy 5 smakow
lyzeczka utartego imbiru
sol, pieprz lub chilli
siekana kolendra (lub dymka)
słoik sosu Chinskie Curry (Blue Dragon)
Sposób przygotowania:

Bulki namoczyc w wodzie i dobrze odcisnac. Cebule i czosnek posiekac bardzo drobno. Polaczyc mieso, namoczona bulke, jajko, imbir, troche siekanej kolendry (reszte zostawic do dekoracji), cebule, czosnek i przyprawy. Dobrze wyrobic i, mokrymi dlonmi, formowac malutkie pulpeciki.

W rondlu zagotowac niewielka ilosc wody, tyle tylko, zeby pulpeciki byly zanurzone do polowy, lekko posolic. Wlozyc pulpety i ugotowac, co jakis czas potrzasajac rondlem, zeby je odwrocic (lepiej nie uzywac w tym celu lyzki, bo dopoki sie nie ugotuja, sa bardzo delikatne).
Pod koniec gotowania dodac sos i dusic w nim mieso, na malym gazie,  przez kolejnych kilka minut.
Podawac z ryzem, posypane swieza kolendra lub dymka.

Moje uwagi:
Nie pokazalam tego na zdjeciu, ale pulpety podalam z kleksem gestego jogurtu, ktory zawsze swietnie pasuje do curry.


Smacznego :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Pierwsze urodziny bloga i ciasto czekoladowe z burakami :)


Nie moge uwierzyc, ze to juz rok! 

Dokladnie rok temu postanowilam zrealizowac pomysl, z ktorym nosilam sie od dluzszego czasu.
Nie odkladac na pozniej, tylko od razu "wykonac". A byl to dla mnie nie lada wyczyn, bo lubie odkladac na pozniej. Chociaz...  "lubie", to nie jest najodpowiedniejsze slowo, bo tej cechy wyjatkowo u siebie nie lubie ;)
Permanentnie odkladam  rozne rzeczy na "zaraz, za pare minut, za godzinke, od poniedzialku, od jutra, od przyszlego miesiaca"...
A rok temu, nie wiedziec dlaczego, postapilam wbrew sobie i zalozylam bloga - i to tego samego dnia, w ktorym pomysl dojrzal.
I tak, 14 listopada o godz. 20.04, "poczynilam" swoj pierwszy wpis na nowym blogu :)

Przez ten rok podzielilam sie z Wami 163 przepisami, poznalam wiele ciekawych osob, a z kilkoma, ktore staly sie dla mnie wazne, wciaz utrzymuje kontakt mailowy :)
Duzo tez nauczylam sie od Was, podczas moich blogowych "wycieczek". Poznalam jasna i ciemna strone blogowania. Czasami nie bylam w stanie, nie mialam czasu, sily czy ochoty na dodawanie nowych wpisow, przez co mialam wyrzuty sumienia, ze zaniedbuje swoje "dziecko". A jak kazda matka, chcialam, zeby bylo najlepsze :) Ale w zyciu, jak to w zyciu... raz na wozie, raz pod wozem.
Nauczylam sie dystansu do blogowania, nie robienia niczego na sile. Teraz mysle sobie: rob tyle, ile mozesz i tyle, zeby to nadal bylo frajda, a nie obowiazek :)

Dziekuje Wam, ze jestescie ze mna, ze czytacie, korzystacie z przepisow,  komentujecie, doradzacie, dzielicie sie pomyslami :*

Na urodzinowa impreze wybralam ciasto czekoladowe z buraczkami, ktore jest dietetycznym odpowiednikiem tej bomby kalorycznej, jaka jest tradycyjne czekoladowe ciacho!
Przepis pochodzi z ksiazki "Gotuj i chudnij".

Zapraszam na uczte bez poczucia winy :)