Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dietetyczne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dietetyczne. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 listopada 2019

Fit chlebek bananowy, bezglutenowy



Ten przepis powstał z potrzeby chwili, po to by wykorzystać reszki. Długo mnie nie było, bo najpierw półtora miesiąca w Indiach, potem 10 dni na Maderze... Chłopaki radzili sobie, jak mogli, ale ponieważ codziennie na śniadanie jest owsianka z bananami, to... mrożonych bananów w zamrażarce mamy na kilka miesięcy. To samo się tyczy owsiankowych dodatków (na szczęście zasuszone "na kamień" migdały, rodzynki i jagody goji da się uratować).

Tak się składa, że nie ma u nas amatorów zbyt dojrzałych bananów, a że te bardzo szybko stają się "piegowate",  zazwyczaj pokrojone w plasterki trafiają do zamrażarki. Później sukcesywnie fundujemy im recycling, przerabiając na placki, lody, ciasto czy koktajle.
Resztki "wszelkiej maści" - warzyw, owoców, ziół, płatków, mąki, pestek, orzechów, kasz, itd., itp. też wykorzystujemy do ostatniego kawałeczka, do ostatniego ziarenka, czy... czego-tam-jeszcze-ostatniego 😉 Nic nie ma prawa sie zmarnować.

Moja rodzina od wielu lat stara się żyć w myśl idei less waste. Jedzenie się u nas nie marnuje, a jeśli już tak się zdarzy, resztki trafiają do kompostownika, gdzie dżdżownice pracowicie przerabiają wszystko na kompost. Ten trafia do skrzyń na warzywa i tak obieg się zamyka :)

Taki styl życia jest bliski mojemu sercu już od wielu lat, dlatego z wielką radością obserwuję, że stał się bardzo modny (nie lubię tego słowa, ale tutaj akurat wcale mi nie przeszkadza).
Ludzie wreszcie zaczynają dostrzegać, jak wiele jedzenia się marnuje, jak szkodzimy środowisku, ile mamy wokół siebie niepotrzebnych rzeczy... To swego rodzaju trend, który popieram całym sercem.

Wierzę, że nawet najmniejsza zmiana w stylu życia każdego z nas, może mieć ogromny wpływ na środowisko. Od czegoś trzeba zacząć, więc jeśli jeszcze nic nie robisz, jeśli na pytanie o to, czy wierzysz w zmiany klimatyczne spowodowane przez ludzi odpowiadasz: nie mam zdania, to może najwyższy czas zacząć o tym myśleć i dołożyć swoją małą "cegiełkę" do ratowania świata 💚
Brzmi patetycznie? Być może, ale jeśli choć jedna osoba zastanowi się nad tym, co napisałam, to było warto się produkować ;)

Wszystkie składniki

pyszny, bieszczadzki miód 

obrane migdały

miód wymieszany z pastą sezamową
może też służyć jako polewa do ciasta



Składniki:
3 dojrzałe banany
1 szklanka płatków owsianych
1 szklanka mąki kokosowej
1 szklanka płatków jaglanych
3 duże jajka
1 duży kubek jogurtu naturalnego (maślanki lub kefiru)
garść migdałów
3 łyżki dowolnego miodu
1 czubata łyżka tahini*
50 g rodzynków
100 g jagód goji
1 łyżka cynamonu
1czubata łyżka proszku do pieczenia

Płatki owsiane zblendować na niezbyt gładką mąkę. Migdały namoczyć we wrzątku i obrać ze skórki. Rodzynki namoczyć we wrzątku przez pół godziny, odcedzić i ostudzić. Jagody goji zalać wrzątkiem, zostawić na minutę, odcedzić i ostudzić. Banany obrać i rozgnieść widelcem. Miód wymieszać w osobnej miseczce z tahini, aż do całkowitego połączenia.

Wszystkie składniki wymieszać w dużej misce, stopniowo dodając wodę (ilość wody zależy od tego, jak gęsty będzie jogurt, oraz od tego, czy dodacie jogurt, czy może maślankę/kefir). Ja początkowo mieszam łyżką, później delikatnie wszystko zagniatam, żeby nie rozgnieść jagód.
Ciasto powinno być dość gęste, można je swobodnie "zagniatać".

Dwie nieduże foremki wyłożyć brązowym papierem do pieczenia, przełożyć ciasto, udekorować plasterkami banana i migdałami. Moje foremki mają wymiar 19 x19 cm, ale ciasto można upiec w dowolnej formie
Piec ok. 45 min w temp. 200 stopni Celsjusza.

*pasta sezamowa

Smacznego bardzo :)


poniedziałek, 28 stycznia 2019

Smalec z fasoli ze skwarkami z tofu - pyszny, vegański


Nie bardzo podoba mi się nazwa "smalec wegetariański", ale równie mocno nie lubię nazwy "smarowidło".  Jednak jakoś trzeba to nazywać ;)
Ten przepis, to ostatnio mój numer jeden w kategorii smarowideł do pieczywa. Wygląda jak smalec, smakuje, jeśli dobrze pamiętam, bardzo podobnie. W kategorii zamienników, jak dla mnie, śmiga w peletonie :)
Jest... zaskakująco dobry! Pięknie pachnie majerankiem, a chrupiące kawałeczki tofu przyjemnie urozmaicają jego gładką konsystencję. Stanowi doskonałe trio ze świeżym pieczywem i ogórkiem kiszonym. Połączenie idealne.

Równie łatwo uwieść nim wegetarian/vegan, jak i mięsożerców.
A jeśli dzięki niemu można sprawić, by ci drudzy jedli mniej mięsa, to naprawdę warto go zrobić.




Składniki:
czubata miarka (250 ml) ugotowanej, białej fasoli + trochę wody, w której się gotowała
1 duża cebula drobniutko posiekana
1 posiekany ząbek czosnku
kostka wędzonego tofu, 180 g
2 łyżki oleju lub oliwy
1 łyżeczka mąki
1 łyżeczka granulowanego czosnku
1 łyżeczka granulowanej cebuli (można pominąć, ale daje fajny smak)
1 łyżka suszonego majeranku
3 kulki ziela angielskiego
1 duży listek laurowy
5 kulek pieprzu
2 gożdziki
sól, pieprz, suszona ostra papryka lub płatki - chilli do smaku

Cebulkę podsmaż na 1 łyżce oleju do miękkości i lekkiego zrumienienia, dodając pieprz, ziele angielskie, listek laurowy i gożdziki.  Pod koniec lekko posól i dodaj majeranek. Odstaw do ostygnięcia.

Tofu dobrze odciśnij w ręczniku papierowym i pokrój w drobną kosteczkę (max 0.5 x 0.5 cm). Posyp mąką i strząśnij nadmiar na sitku. Podsmaż na chrupko na oleju. Ostódź.

Odcedzoną, zimną fasolę przełóż do blendera. Zmiksuj niezbyt gładko, dolewając stopniowo, ostrożnie pozostawioną z gotowania wodę. Nie wlewaj za dużo na raz. Tylko tyle, żeby dało się miksować, jednak żeby smalec nie wyszedł zbyt rzadki.

Połącz wszystkie składniki, dodaj granulowany czosnek, cebulę i przyprawy. Dobrze wymieszaj. Przełóż do szczelnego pojemnika i wstaw do lodówki.
Można jeść od razu, ale lepiej smakuje schłodzony, po co najmniej 2 godzinach w lodówce.
Najlepszy z kiszonym ogórkiem.

Smacznego bardzo :)

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Pasta z żółtej soczewicy z orzechami, suszonymi pomidorami i wędzonym twarogiem




Wczorajszy wieczór spędziłam w ulubionej restauracji z przyjaciółkami. Jadłyśmy tam naprawdę dobrą pastę z soczewicy z wędzonym twarogiem, z kromkami pysznego, świeżego chleba.
Zainspirowało mnie to do zrobienia takiej pasty w domu.
Już w taksówce, wracając, zastanawiałam się, czy mam w domu wszystko, czego będę potrzebowała, bo wiadomo, nie ma co liczyć na szybkie zakupy w supermarkecie (chyba nie muszę nikomu tłumaczyć dlaczego - jakiś czas temu wszyscy zostaliśmy odgórnie "uszczęśliwieni" niehandlowymi niedzielami).
Cóż, systemu nie zmienię, a już na pewno nie w tej chwili ;) więc do rzeczy!


Soczewicę zawsze mam w spiżarni, bo uwielbiam wszystko co "soczewicowe". A twaróg wędzony kupuję bardzo często. Tym razem na szczęście kupiłam.
Jednak, jak to u mnie bywa, kiedy zaczęłam gotować, poniosła mnie fantazja i wyszło mi coś zupełnie innego, chociaż - żeby nie było - posypałam to wędzonym twarogiem 😉

Ale spokojnie. Śmiało mogę wam polecić to smarowidło, bo jest po prostu BOSKIE i naprawdę proste do zrobienia. Powiedziałabym, kulinarne przedszkole :)

Pasta jest pyszna ze świeżym i tostowanym pieczywem. Jako deep z warzywami też świetnie smakuje. Może nie powinnam tego pisać, ale wyjadana paluchem wprost z miseczki, (po kryjomu, w nocy), po prostu ambrozja 😄

Sama pasta jest bezglutenowa, jeśli zjecie ją z bezglutenowym pieczywem lub warzywami, cały posiłek będzie bezglutenowy.


❤️Jeśli lubicie suszone pomidory, spróbujcie też pasty z suszonych pomidorów



Składniki:
2 szklanki ugotowanej soczewicy (szklanka przed ugotowaniem)
10 suszonych pomidorów
garść drobno posiekanych orzechów włoskich
3 ząbki czosnku
łyżeczka suszonych ziół prowansalskich
pół łyżeczki kuminu (lub mniej, jeśli nie przepadacie za tym smakiem)
3-4 łyżki oliwy z oliwek (ze słoika, w którym były pomidory)
łyżka (lub mniej) marynowanych papryczek jalapeno (hapalenio)
kilka listków świeżej bazylii
3-4 łyżki wędzonego twarogu
sól, pieprz, suszone chilli do smaku
opcjonalnie (można pominąć, ale dodaje smaku): 1 łyżka satay z orzeszkami arachidowymi*

Soczewicę kilka razy wypłukać w zimnej wodzie, zalać 2 szklankami zimnej wody, dodać trochę soli i obrane ząbki czosnku. Zagotować bez przykrycia na dużym ogniu. Po zagotowaniu zmniejszyć płomień pod garnkiem do minimum, usunąć powstałą na wierzchu pianę, przykryć garnek i gotować do miękkości (ok. 15 minut). Soczewica powinna wchłonąć całą wodę. 
Dodać drobno pokrojone orzechy i pomidory. Wymieszać i zostawić do ostygnięcia (orzechy i pomidory zmiękną w gorącej soczewicy).

Marynowane papryczki drobno pokroić. Dodać do soczewicy, razem z oregano, kuminem, chilli, solą, oliwą i satayem z orzeszków. Wymieszać.
Całość przez chwilę miksować ręcznym blenderem (nie miksujemy dokładnie, tylko częsciowo - chyba że chcemy uzyskać bardzo gładką pastę). Po zmiksowaniu spróbować i jeśli trzeba, jeszcze odrobinę doprawić.
Jeśli pasta wydaje się zbyt sucha, można dodać odrobinę ciepłej wody.

Przełożyć do małych kokilek, posypać słodką, mieloną papryką, pokruszonym, wędzonym twarogiem. Skropić oliwą i udekorować listkiem bazylii.
Przed jedzeniem schłodzić w lodówce co najmniej godzinę.

Smacznego bardzo :)


środa, 13 grudnia 2017

Szybki dżem bez cukru, z jabłek i persymon




Bardzo lubię persymony (vel kaki, hurma, czy sharon), owoc wielu imion ;)
Właśnie jest na nie sezon i można je kupić, w ku mojej radości, w wielu sklepach.

Kocham, ale moje pierwsze spotkanie z tym owocem nie było udane... Pamiętam, że spróbowałam i rozczarowana pomyślałam: jak to? To ma być ten przepyszny owoc...? Tym "kartoflanym" czymś mam się zachwycać?
Teraz się z tego śmieję, ale wtedy tak właśnie pomyślałam. A wszystko dlatego, że spróbowałam niedojrzałego owocu :) A niedojrzały jest twardy i bez smaku. Dzięki temu przez ładnych parę lat omijałam je szerokim łukiem.
Tak było do momentu, kiedy gdzieś w południowej Azji spróbowałam świeżego, dojrzałego, pachnącego słońcem owocu. I to było jak otrzeźwiające uderzenie między oczy.
BUM! I już wiesz, jak bardzo się myliłaś.

Nie będę opisywać smaku dojrzałej, persymony, bo zwyczajnie nie potrafię. Jest niepowtarzalna, słodka i soczysta.
Niektórzy porównują jej smak do śliwki, inni do miodu - dla mnie to nic z tych rzeczy, ale wiem na pewno, że to jeden z najsmaczniejszych owoców na świecie!

Jednak te persymony, które teraz, jesienią, są powszechnie dostępne w Polsce, nie mają zbyt wiele wspólnego z tymi, które można kupić w Azji, tymi "prosto z drzewa".
Dlatego po zakupie trzeba je trochę "uzdatnić", pozwoli im dojrzeć i nabrać smaku.
Ja kupuję je partiami, co kilka dni, "na zakładkę". Jedne odkładam żeby dojrzały, a te, które już dojrzały, zjadamy.

Po przyniesieniu ze sklepu wkładam je do koszyka razem z jabłkami, i w tej "dojrzewalni" spędzają kilka dni, aż staną się ciemnopomarańczowe i miękkie. Wtedy są najlepsze.

Dzisiejszy przepis powstał z potrzeby chwili. Nie było mnie jakiś czas i moje persymony BARDZO dojrzały. Ciężko byłoby zjeść je w takiej postaci (chociaż świetnie sprawdziłyby się zmiksowane, jako smoothie), więc przerobiłam je na dżem.
Taki dżem można zjeść od razu, na ciepło lub zimno, na toście, jako farsz do naleśników, albo zamknąć w słoiczku "na zaś" ;) W lodówce wytrzyma bez problemu kilka dni.

A w chłodny, jesienny dzień kubek herbaty, miseczka dżemu, ulubiony fotel i kocyk... Toż to niebo Panie i Panowie :)

Drzewo kaki 
źródło: fermedesaintemarthe.com

Jak zrobić dżem z persymon (kaki) i jabłek?

Składniki:
6 dużych jabłek (kruche, kwaskowe)
4 bardzo dojrzałe persymony (kaki)
sok z połowy cytryny
skórka z cytryny
szczypta soli
ok. 1/4 szklanki wody

opcjonalnie: łyżeczka cynamonu, kilka gożdzików, 2-3 ziarenka pieprzu, kardamon itp.

Jabłka obrać, pokroić na ćwiartki, wyciąć gniazda nasienne i pokroić w cienkie plasterki. Przełożyć do garnka/rondla z grubym dnem.
Persymony również obrać ze skórki (jeśli będą bardzo dojrzałe i miękkie, będzie je można obrać, zdejmując skórki jak z ugotowanych ziemniaków). Warto to zrobić nad garnkiem, w którym będziemy dusić owoce, żeby nie stracić soku, którego dużo wypływa podczas obierania i krojenia.
Pokroić w dowolny sposób (dojrzałe i soczyste w zasadzie same się rozpadają).
Dodać wodę, skórkę i sok z cytryny, wymieszać i podgrzewać na dużym "gazie" mieszając od czasu do czasu.
Po zagotowaniu zmniejszyć płomień do minimum (można postawić garnek na metalowej płytce, jeśli taką macie) i gotować do pożądanej konsystencji, często mieszając.
Ja lubię, kiedy w moim dżemie są kawałki owoców, więc nie gotuję go za długo - tylko tyle, żeby owoce zmiękły i połączyły się ze sobą.
Można też dżem częściowo (lub całkowicie) zmiksować.
Wspaniale smakuje zarówno na ciepło jaki i na zimno.

Smacznego Bardzo :)


czwartek, 2 listopada 2017

Placki z ziemniaczanego purée z warzywami - wykorzystanie resztek


Chyba każdy z nas ma czasem tak, że mu się zwyczajnie nie chce gotować. Człowiek najchętniej zwinął by się w kęłbek i obudził na wiosnę...
Albo jest tak, że nie mamy weny, czy choćby czasu na coś bardziej skomplikowanego. 
A może, zwyczajnie, zostały jakieś resztki z poprzedniego dnia i warto by je było jakoś zagospodarować.
Mniejsza o powód, liczy się rezultat - a ten bardzo przyjemnie mnie zaskoczył.



Zostało mi ostatnio z obiadu sporo ziemniaczanego purée. Początkowo chciałam tylko odsmażyć ziemniaki i podać je z sadzonym jajkiem, ale... Sporo tych jaj było ostatnio i trochę mi się przejadły.

Pomysł na placki powstał w trakcie smażenia ziemniaków, kiedy podczas mieszania "jakoś tak" ;) zrobił mi się z nich placek. 
Zaczęłam go lekko ugniatać i obracać na patelni, aż okazało się, że można go podrzucać, jak naleśnik.

Wyglądał dobrze, więc został zaakceptowany :)

Na wierzchu położyłam podduszone warzywa, które podrasowałam ostrym sosem chilli i sosem słodko-kwaśnym.

Wykorzystałam resztki mrożonki meksykańskiej z L. i trochę świeżych warzyw. Wyszło naprawdę dobrze, na tyle dobrze, że postanowiłam, że musi trafić na blog. 
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do warzyw dodać mięso, jeśli je jecie. Można ten przepis modyfikować (a nawet trzeba!) do własnych potrzeb.

Trzeba mieć czasem pod ręką coś prostego, na wypadek "kulinarnych nizin" ;)



Jak zrobić placki z ziemniaków puree?


Składniki:
porcja dla 2 osób
ok. szklanki zimnego puree* na osobę (duża garść)
niecałe pół paczki mrożonki meksykańskiej (z przyprawami)
1 mała główka kapusty pak choi lub 3 liście pekińskiej
1 mała, czerwona papryka
1 szalotka, 2 dymki ze szczypiorkiem, lub mała cebulka
masło klarowane lub olej do smażenia
ostry sos chilli do smaku (ilość dowolna)
ok. 3 łyżek chińskiego sosu słodko-kwaśnego
dużo posiekanej kolendry (lub natki pietruszki)
do podania: jajko sadzone i ewentualnie jogurt naturalny

Na patelni rozgrzać masło klarowane i dodać pokrojoną szalotkę, paprykę i kapustę. Smażyć mieszając aż warzywa lekko zmiękną.
Dodać mrożonkę (bez rozmrażania), lekko posolić i smażyć dalej, mieszając od czasu do czasu.
Pod koniec dodać odrobinę wody i doprawić sosami. 

Na nieprzywierającej patelni rozpuścić odrobinę klarowanego masła i podsmażyć puree (każdą porcję osobno).
Ziemniaki po lekkim podgrzaniu trzeba rozgnieść widelcem lub tłuczkiem do ziemniaków, żeby przywrócić im dawną gładkość.
Kiedy ziemniaki się podgrzeją, miękką łopatką uformować na patelni placek o średnicy ok. 12-15 cm i grubości ok. 1 cm (trzeba się postarać, żeby był zwarty, bo wtedy można go będzie odwrócić przez podrzucenie). 
Podpiec na rumiano z obu stron.

Zsunąć na talerz, na wierzchu położyć porcję warzyw i kleks jogurtu naturalnego.
Dla mnie to kompletne danie, ale można je podać z sadzonym jajkiem. 
Jest pyszne!

*przygotowuję puree "na oko" rozgniatając gorące ziemniaki z mlekiem do kremowej (dość gęstej) konsystencji. Tylko mleko - nic więcej.

Smacznego bardzo :)


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Zupa "gołąbkowa" z czerwonej kapusty


Nagle zrobiło się chłodno, aura taka... prawie jesienna, więc i moje gotowanie od razu się zmieniło, dopasowując się do pogody.
Już pomijam fakt, że rezerwy sił się kończą i ciągnę tak trochę... na oparach, gotując "na dwa domy", dla nas i dla Rodziców. 
Między innymi dlatego staram się gotować proste, a co za tym idzie, ekonomiczne i szybkie obiady. Najlepiej żeby wszystkiego wystarczało na dwa dni (a jeszcze lepiej jak sobie przygotuję "półfabrykaty" ;-) na później).

Znacie to z własnego doświadczenia? Małe dzieci, absorbująca praca, opieka nad Rodzicami czy Dziadkami, delegacje...? Każdy ma jakiś powód do tego, żeby "zagęszczać ruchy" ;-)



Zakupy zwykle robię na bieżąco, zawsze jakoś tak "po drodze", ale czasami coś tam zostanie i trzeba dla tego czegoś znaleźć jak najlepsze zastosowanie, no bo*

Tak jak dla tej ćwiartki czerwonej kapusty, którą dzisiaj znalazłam w lodówce i obracałam w dłoniach myśląc "co by tu z niej"... 
A kiedy podrzuciłam ją w górę (że niby taka zręczna jestem ;-)) i łupnęła o stół (czyli, że jednak nie...), nagle mnie olśniło: będzie zupa gołąbkowa!
Znacie? Nie znacie? Jeśli nie, to poznajcie, bo naprawdę grzechu warta.
Myślę, że miłośnicy gołąbków będą zachwyceni podwójnie.

Przepis na zupę gołąbkową podawałam tutaj kilka lat temu (sprawdziłam, to było w 2011 roku). Dzisiejsza wersja, to taka wariacja na temat, nie mniej smaczna, ale nie ukrywam, że kierowałam się zawartością mojej lodówki.

Jest prosta - fakt, ale pyszna. Sprawdza się nie tylko na obiad, ale też na kolację. Można też podać ją gościom w formie kociołka, przy grillu lub ognisku. Jest treściwa, sycąca i rozgrzewająca - w sam raz na takie zimne, deszczowe dni, jak dzisiaj.
Świetnie smakuje następnego dnia, jest nawet lepsza niż pierwszego.




Jak zrobić zupę gołąbkową?

Składniki:

30 dag dowolnego, mielonego mięsa 
ćwierć małej kapusty czerwonej (może być dowolna)
3 średnie ziemniaki
1 duża marchew
1 pietruszka
ćwierć selera
1 średnia cebula
2-3 ząbki czosnku
1 puszka krojonych pomidorów
1 łyżka cukru
dowolna ilość posiekanego lubczyku (jeśli nie macie, to natka też pasuje)
przyprawy: 8 kulek ziela angielskiego, 4 listki laurowe, sól, świeżo zmielony pieprz, 1 łyżeczka ziół prowansalskich, kilka kropel ostrego sosu (ewentualne mielone chilli do smaku)

Sposób przygotowania:

Zagotować 2 litry wody, dodając liście laurowe i ziele angielskie. 

W międzyczasie obrać i zetrzeć na tarce marchew, seler i pietruszkę. Cebulę i czosnek pokroić w bardzo drobną kosteczkę. Kapustę drobno posiekać, ziemniaki obrać i pokroić w kostkę.

Na dużej patelni/rondlu rozgrzać 2 łyżki oleju, podsmażyć na nim cebulę z czosnkiem i mielone mięso. 
Dodać starte warzywa, kapustę i ziemniaki. Smażyć, aż warzywa i mięso lekko się zrumienią. Pod koniec doprawić solą i pieprzem.

Usmażone mięso z warzywami i ryżem zalać niewielką ilością gorącej wody (tej z garnka) i kiedy cały smak "odklei się" od patelni, przelać wszystko do garnka z gotującą się wodą. Dodać cukier i pomidory z puszki. Spróbować, ewentualnie dodać soli. Przykryć garnek i gotować ok. pół godziny, do 40 minut. Pod koniec dodać roztarte w palcach zioła, ostry sos (lub suszone chilli) i siekaną natkę lub lubczyk.


*Bardzo nie lubię kiedy coś mi się psuje i jestem zmuszona wyrzucić. Generalnie staram się nie marnować jedzenia. Jeśli regularnie tu zaglądacie, pewnie już to wiecie <3


Smacznego Bardzo :)



poniedziałek, 26 czerwca 2017

Chlebek cukiniowy - czeko-czeko, czekoladowy!


ughhh... macie pojęcie jak ciężko sfotografować ciemne ciasto...?

Sezon cukiniowy już się zaczął, przynajmniej u mnie, bo zerwałam już pierwsze cukinie z krzaczków w swoim ogrodzie. Rosną pięknie w niedużych skrzynkach (tegoroczny nabytek z BM) i widać, że im to służy. Wahałam się przy zakupie, ale chyba niepotrzebnie, bo to był naprawdę dobry zakup. 

Pierwsze cukinie zjedliśmy w sałatce, ale ponieważ jest ich już sporo, pomyślałam o innych zastosowaniach. Pomyślałam: słodki chlebek. 

Koniecznie na bazie cukinii, ale żeby był takiiii... bardzo czekoladowy. 

No i zrobiłam.

tutaj dobrze widać jego strukturę, orzechy, ziarenka i... czekoladę :)))

I okazało się, że ten chlebek, to absolutny hit. Jeśli lubicie wilgotne, treściwe ciasta w typie brownie, koniecznie musicie spróbować! 
Jest bardzo, bardzo, BARDZO czekoladowy! Jednocześnie puszysty i ciężki (nie wiem jak to możliwe, ale tak jest ;)) 
Jest przy tym zdrowy (2 szklanki cukinii na bochenek!) i niezbyt słodki.
Uwielbiam jego teksturę. Jest miękki i delikatny, ale orzechy i pestki przyjemnie chrupią. 
Długo zachowuje świeżość. Jeśli uda wam się ta sztuka, żeby powstrzymać się przed zjedzeniem wszystkiego w jeden dzień, to możecie się nim cieszyć przez kilka kolejnych.
Jest praktycznie taki sam, albo i lepszy po 3-4 dniach.
Skąd o tym wiem? (tu przydałaby się emotka z uniesionymi brewkami ;)). 
Otóż, ostatnio moi najwięksi ciastożercy, mąż i syn, wyjechali na cały weekend. Ciasto ocalało (bałam się nawet, czy się nie zepsuje, ale nieee...), stojąc na blacie w kuchni, przykryte lekko folią aluminiową - a było bardzo ciepło. 
Czyli - da się! :)))
Ja przez 4 dni jadłam ten chlebek na śniadanie, a w zasadzie jako uzupełnienie śniadania. 
Bo żeby moja trzustka nie oszalała z nadmiaru "szczęścia", najpierw były warzywka ;)
Ach... To był piękny czas, ale to se ne vrati... 
No chyba, ze znów go upiekę :D

jak cukrować, to cukrować ;)

Ciasto z cukinią.

Składniki:
na dwie duże keksówki

2 nieduże cukinie starte, razem ze skórką, na tarce (4 miarki)*
4 duże jajka (lub 5 małych)
1 miarka cukru trzcinowego
1 miarka miękkiego oleju kokosowego (może być masło, dowolny olej lub mix masła i oleju)
3 i pół miarki dowolnej mąki (tym razem użyłam orkiszowej)**
1 rozgnieciony banan
2/3 miarki dobrego kakao
1 podwójne espresso lub 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej zaparzonej w ok. 60 ml wrzątku
1 drobno posiekana tabliczka czekolady (min. 70%), lub 100 g czekoladowych 'czipsów'
1 miarka posiekanych orzechów (włoskie, laskowe, migdały)
1/2 miarki pestek dyni
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
3 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka soli
czekoladowe lub cukrowe 'czipsy' do posypania

Opcjonalnie: 1 duże, kruche jabłko - obrane, przekrojone na ćwiartki i pokrojone w cienkie plasterki

Jak zrobić czekoladowy chlebek cukiniowy?

Olej kokosowy wymieszać (mikser, malakser) z cukrem, stopniowo dodając jajka oraz banana i espresso (może być gorące). 

Dodać mąkę, kakao, sól i proszek do pieczenia i dobrze wymieszać (początkowo ciasto może wam się wydać zbyt gęste, ale nic to, rozrzedzi się po dodaniu cukinii).

Teraz można już dodać cukinię, czekoladę, orzechy, pestki i ekstrakt waniliowy i wymieszać łopatką do momentu, aż wszystko dobrze się połączy.

Rozłożyć do dwóch keksówek wyłożonych papierem do pieczenia (proponuje dobry "brązowy" papier do pieczenia, ponieważ ciasto jest dość lepkie i mógłby być problem z wyjęciem go z foremek po upieczeniu. Jeśli użyjecie papieru, wyjmiecie je bez najmniejszego problemu)

Smacznego Bardzo :)

*1 miarka = 250 ml
**chlebek można upiec praktycznie z każdą mąką. Ja robię go zazwyczaj z taką, jaką akurat mam (często zużywam różne resztki) i zwykle jest to mieszanka różnych mąk (owsianej, kokosowej, gryczanej, migdałowej, orkiszowej, pszennej pełnoziarnistej itp. - w różnych proporcjach)


wtorek, 13 czerwca 2017

Kawa bananowo-karmelowa i jak zrobić karmel


Dzisiaj pyszna kawa - a właściwie to chyba... deser :) U nas się przyjął, więc postanowiłam się podzielić :)
Wpadłam na to już jakiś czas temu, ale gdzieś mi mignęło, że to przepis Nigelli Lawson.
Może tak jest, ale przepis "hula po internetach" już od dawna i nie ma znaczenia, kto pierwszy wpadł na to, żeby połączyć kawę z bananem.
U mnie przepis ewoluował od bananowego czeko-szejka.
Któregoś dnia nie mogłam się zdecydować, czy wolałabym kawę, czy bananowego 'szejka', więc zamiast kakao, dodałam kawę i połączyłam wszystko w jednym napoju.


Drink z założenia miał być zimny, taki lekki deser na lato. Ale w wersji na ciepło też daje radę.
Pewnie sprawdzi się na zimno w gorący dzień i na ciepło w chłodny :)

Moim pomysłem jest dodanie słonego karmelu, bo dodaję go wszędzie, gdzie się da :D
To mój ulubiony smak i dodatek do wszelkich deserów i lodów.
Sos karmelowy nauczyłam się robić tylko dlatego, że wciąż mi go było mało :) Na szczęście nie jest to trudne i praktycznie każdy sobie z tym poradzi.




Składniki:
1 banan (może być mrożony)*
duża szklanka mleka roślinnego (oczywiście może być krowie)
podwójne espresso (lub dwie łyżeczki naturalnej kawy rozpuszczalnej, lub zbożowej)
1 łyżka słonego karmelu

Słony karmel:
3 łyżki cukru
4 łyżki wody
2 łyżki masła
3 łyżki słodkiej śmietanki 12% (lub bardziej tłustej, jeśli chcecie)
sól morska do smaku (szczypta)

Opcjonalne dodatki: bita śmietana, sos karmelowy, piana z mleka

Jak zrobić karmel?

Na niedużej patelni lub w rondelku roztopić cukier. Rozsypać go równą warstwą na dnie naczynia i postaw na małym ogniu. Nie wolno mieszać, można ewentualnie lekko potrząsać naczyniem, żeby cukier równo się rozpuszczał.
Kiedy cukier stanie się płynny i lekko zbrązowieje, wlać wodę (uwaga, będzie pryskać!).
Teraz można mieszać. Kiedy cukier się rozpuści, dolać śmietankę. Gotować mieszając jeszcze ok. 2 minuty, zdjąć z ognia i dodać masło oraz sól.
Wymieszać, żeby wszystko się ładnie połączyło. Jeśli karmel będzie za gęsty, można dodać odrobinę gorącej wody.
W zamkniętym pojemniczku w lodówce można go długo przechowywać. Przed użyciem wystarczy wymieszać, lub - jeśli chcemy użyć go na ciepło, np. do lodów - podgrzać.

Jak zrobić kawę bananową?

Banana zmiksować z mlekiem, aż powstanie pianka. Dodać zimne espresso (lub kawę rozpuszczalną) i karmel, i jeszcze chwilę wszystko razem miksować.
Przelać do wysokiej szklanki. Można udekorować bitą śmietaną i karmelem.

Smacznego Bardzo :)



*zawsze zamrażam banany, które są już trochę przejrzałe, mniej apetyczne - kroję w plasterki i rozkładam płasko na wierzchu rozłożonego w zamrażarce woreczka. Kiedy się zamrożą, odwracam woreczek tak, żeby banany znalazły się w środku. Dzięki temu, że każdy plasterek jest osobno, łatwo w razie potrzeby wziąć odpowiednią ilość i można od razu blendować.

sobota, 29 kwietnia 2017

Omlet japoński tamago (tamagoyaki)


Przypomniałam sobie o nim, przy okazji oglądania jakiegoś filmiku o sushi na YT i od razu zapragnęłam znów go zrobić i podzielić się z wami przepisem :)

Kiedyś robiłam go dość często, a to dlatego, że był to jedynym omletem, który mi "wchodził" ;)
Tak, tak... :D Był taki czas, kiedy mogłam jeść tylko omlet ze szczypiorkiem, i to tylko ten, robiony na sposób japoński (nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem ;)).

Tamagoyaki znaczy po prostu smażone jajko, i tym właśnie jest: jajkiem smażonym.
Jednak jest trochę bardziej niezwykły niż zwyczajne jajo, bo smaży się go w cieniutkich warstwach, zwijanych jedna w drugą, w omlet o prostokątnym przekroju.
Jest wyjątkowy, bo jest niesamowicie delikatny, przez te wszystkie warstewki, a dodatek sosu sojowego sprawia, że zwykły omlet zamienia się w orientalne danie :)

Mój omlet japoński z czasem trochę ewoluował, przez to, że lubię dodawać do masy jajecznej niczego, poza solą i dymką (szczypiorkiem). Czasami dodaję też trochę chilli, bo lubię ostre dania.
I to wszystko. Żadnego sosu sojowego, dashi, cukru, mirinu.
Po prostu nie lubię kiedy cudna, żółta masa zamienia się w burą ;) A sosem sojowym doprawiam sobie już na talerzu.

* Pierwszą warstwę smaży się (w oryginale używa się specjalnej, małej patelni o prostokątnym przekroju) i zwija się w płaski omlet, który odsuwa się na jej skraj.
Następnie dolewa się trochę roztrzepanych jajek, rozprowadza po całej powierzchni, jak na kolejny omlet (wlewając trochę pod spód tego już gotowego).
Kiedy jajka się zetną, zawija się w nie omlet który już mamy, ten "z boku patelni" (zawijamy od strony omletu, w stronę rozprowadzonej na patelni masy jajecznej).
Gotowy, już grubszy, omlet znów odsuwa się na bok i wylewa kolejną, cieniutką warstwę jajek.
W nią, po podsmażeniu, znowu zawija się wcześniej usmażony omlet.
I tak kilka razy, aż do wyczerpania składników.


Gotowy omlet w przekroju przypomina trochę ciasto francuskie (ale tak... tylko trochę ;)), bo widać te wszystkie, cienkie warstewki.
Jego spłaszczanie przy zwijaniu (tak, żeby przypominał graniastosłup) nie ma większego sensu, chyba, że chce się go użyć do sushi - wtedy łatwiej pokroić go w słupki.

Ps. Co do sushi, to o nim prawdopodobnie będzie mój kolejny wpis, bo od kilku miesięcy jem je prawie codziennie :) Więc jeśli was to interesuje, to zapraszam, zaglądajcie!

tamago pokrojony w słupki, przygotowany do sushi

To co...? Do garów i smażymy omlety ;)

Jak zrobić najlepszy japoński omlet tamago/tamagoyaki?

Składniki:
na jeden duży omlet

4 jajka
2-3 łyżki pokrojonego szczypiorku lub dymki
szczypta soli

sos sojowy i posiekane zioła do podania (u mnie kolendra)

Rozgrzać patelnię z nieprzywierającą powłoką i posmarować ją cienką warstwą oleju (najlepsza będzie patelnia o średnicy 20-22 cm).
W międzyczasie roztrzepać jajka z solą - za pomocą widelca, żeby zbytnio ich nie napowietrzyć. Można od razu dodać całą posiekaną dymkę, albo posypywać nią poszczególne warstwy (ja wolę posypywać).
Zmniejszyć płomień i wylać na patelnię cieniutką warstwę jajek, rozprowadzając je po całej powierzchni, jak przy smażeniu naleśników.
Jak tylko się zetną (masa zrobi się galaretowata i nie będzie już płynu), zwinąć je ściśle w rulonik, przy pomocy miękkiej łopatki i ręki.
Rulonik odsunąć na skraj patelni, a obok wylać kolejną warstwę jajek, i odrobinę "wpuścić" pod spód tego gotowego omleta.
Patelni nie wypuszczamy z rąk i w czasie smażenia ustawiamy tak, żeby bardziej podgrzewała się ta część ze smażonym omletem, a ten już usmażony był jak najdalej (będzie tam leżał jeszcze parę minut i powinien jak najmniej się ogrzewać, żeby się nie wysuszył; z tego samego powodu omlet zwijamy kiedy jeszcze jest wilgotny, a nie całkiem wysmażony).
Dalej postępujemy tak, jak opisałam wyżej, w akapicie oznaczonym *

Gotowy omlet zsuwamy na ciepły talerz, skrapiamy sosem sojowym (znam takich, którzy polewają ketchupem... ;)) i posypujmy kolendrą.
Jemy od razu, bo taki cieplutki najlepszy!

Smacznego bardzo :)

piątek, 22 lipca 2016

Błyskawiczny, dietetyczny sorbet bananowy z nektarynką, chia i bazylią


Znowu zrobiło się gorąco, więc siłą rzeczy zaczynam kombinować z dietą, żeby ją przystosować do upałów.
Ten sorbet, to takie zdrowe, pyszne lody, z mniejszą ilością kalorii i bez niepotrzebnych dodatków.

W upalne dni zastępują  mi śniadanie (wtedy dodaję jeszcze trochę granoli lub orzechów), lub słodką"przegryzkę". To naprawdę świetny sposób na ochłodzenie się od środka, ale i "zaspokajacz" zachcianek na słodkiego "cosia".

Dla mnie liczą się tez aspekty zdrowotne, a banany, to prawdziwe skarby. Nikomu nie trzeba przypominać, jak ważne są w diecie, zwłaszcza dla osób uprawiających sport i wszystkich wypacających litry potu podczas wysiłku fizycznego. Wraz z potem tracimy elektrolity, więc sprawa jest oczywista: trzeba zadbać o ich uzupełnienie.

Pomijając wszystko, ten sorbet jest po prostu przepyszny. Naprawdę go uwielbiam!

Jeśli zadbacie o to, żeby zawsze mieć w zamrażarce banany, możecie zrobić sobie ten deser o dowolnej porze, dosłownie w parę minut. Nie trzeba godzinami czekać na zamrożenie. Parę minut i już możesz jeść:)

Przydatna rada: banany kupuj mocno dojrzałe, ciemnożółte, z brązowymi plamkami. Zamrażaj bez skórki, pokrojone w kostkę, albo w 0.5 cm plasterki (żeby ułatwić pracę blenderowi). Ja kupuję większą ilość dojrzałych bananów, najczęściej w promocji, i od raz po przyjściu do domu obieram, kroję i dzielę na porcje - po 2 sztuki do woreczka. Zamrażam rozłożone w jednej warstwie - to ułatwia rozkruszenie zawartości - i zawsze mam pod ręką w razie nagłej potrzeby ;)


Jak zrobić błyskawiczny sorbet/lody?

Składniki na 1 porcję:

2 dojrzałe, zamrożone banany (jak je przygotować, czytaj we wstępie)
1 czubata łyżka chia (lub/i 1 łyżka kakao)
ok. 1/4 szkl mleka roślinnego (można dla odmiany wypróbowywać różne mleka, a nawet (zimny) napar kawy)
1 bardzo dojrzała nektarynka ze skórką (może być brzoskwinia, kiwi, ananas lub dowolne owoce: maliny, borówki, truskawki itp.) 
kilka listków bazylii (mięty, melisy - co lubicie)
opcjonalnie: łyżka granoli lub posiekanych, prażonych orzechów


Banany po wyjęciu z zamrażarki wyjąć z woreczka i zostawić na kilka minut w temperaturze pokojowej. 
Przełożyć do kielicha blendera (blender powinien mieć dużą moc, bo mrożone banany są jak kamienie ;)), dodać chia i odrobinę mleka. Blendować pulsacyjnie, stopniowo dodając mleka. 
Nie należy się spieszyć z jego dodawaniem, bo zależy nam na zwartej konsystencji. Dodajemy tylko tyle płynu, żeby nie zamęczyć blendera. 
Co pewien czas przerywamy i mieszamy. Zeskrobujemy masę ze ścianek i spychamy w dół w kierunku ostrzy. Z czasem mieszanina zacznie się rozluźniać i w końcu powinniśmy uzyskać gładką, gęstą papkę.
Można też najpierw wlać mleko i cały czas blendując, wrzucać po kilka kawałeczków banana i blendować, aż masa będzie gęsta i gładka.

Sposób podania i dodatki zostawiam wam i waszej fantazji. Ja wykładam sorbet do miski, dodaje pokrojoną nektarynkę i kilka listków bazylii, bo bardzo lubię jej smak w słodkich deserach.
Wy zróbcie tak, jak wam w duszy gra. Grunt, to cieszyć się smakiem:)))

Smacznego:)


środa, 27 kwietnia 2016

Pulpety w rosole, dietetyczna wersja chińskich pierożków




Lubicie chińskie pierożki w rosole? Na pewno lubicie :)
Problem z nimi jest taki, że sporo przy nich roboty i ile by nie zrobić, zawsze jest za mało.
Dlatego wymyśliłam tę dietetyczna wersję, której przygotowanie zajmuje zaledwie kilka minut (pod warunkiem, że macie jakiś bulion w zamrażarce, albo - jak ja - ugotowaliście go dzień wcześniej).




Jak zrobić chińskie pulpety?

pół kilograma chudego, mielonego mięsa wieprzowego (z szynki lub polędwicy)
4 duże liście kapusty pekińskiej
pół drobno posiekanej, czerwonej papryczki chilli (może być więcej)
kawałek imbiru (2x1cm)
2 duże ząbki czosnku
garść posiekanej kolendry (głównie łodyżki)
garść posiekanej pietruszki
1 łyżeczka skórki otartej z cytryny
2 fileciki anchovis
1 drobno pokrojona dymka
2-3 łyżki sosu tamari
kilka kropli oleju sezamowego
1 łyżeczka sosu rybnego
sól, pieprz

Bulion - u mnie drobiowy

Kapustę trochę rozdrobnić i wrzucić do malaksera. Zblendować na "grubą kaszę", lekko odcisnąć i przełożyć do miski. Dodać mięso, utarty czosnek, skórkę cytrynową, imbir, posiekaną dymkę, anchovis i chilli. Dodać resztę przypraw i świeże zioła. Dobrze wyrobić i uformować małe pulpeciki (trochę większe niż orzechy laskowe). Wrzucać do gorącego bulionu, doprowadzić do lekkiego wrzenia i gotować ok. 2-3 minuty. Podawać w rosole z pokrojoną marchewką, szczypiorkiem i listkami kolendry.

Smacznego :)


poniedziałek, 7 marca 2016

Czekoladowy pudding chia z prażonymi jabłkami


Pudding z chia jest ostatnio bardzo popularny w sieci, więc nie będę się nad nim rozwodzić. Napisze tylko, że uwielbia go cała moja rodzina, a najbardziej ten z mlekiem kokosowym lub migdałowym :)

Dzisiejszy przepis, to przede wszystkim pokazanie sposobu na wykorzystanie owoców, które już lekko się pomarszczyły i nieco zwiędły ;)
Na pewno nikt ich już nie tknie w takiej postaci, a wyrzucić szkoda i... tak naprawdę nie ma takiej potrzeby :) Może są nie pierwszej świeżości, ale doskonałe na domowy dżem lub kompot. I właśnie w ten sposób zazwyczaj je wykorzystuję.
Prażonych owoców najczęściej używam do naleśników, ciast, na kanapki (są świetne, zwłaszcza z twarogiem) i do deserów, jak dzisiaj. Na kompot też zawsze znajdą się chętni.
A jeśli już naprawdę muszę je wyrzucić, lądują w kompoście, jednak tam też się nie marnują, bo posłużą do użyźnienia gleby :)

Powinnam jeszcze napisać o bananach, bp bardzo szybko dojrzewają, zdecydowanie zbyt szybko...
I, na swoje nieszczęście, nie smakują wtedy tak dobrze jak na początku, więc ludzie po prostu je wyrzucają.
Dla mnie to niepojęte, ponieważ takie "kropkowane", czy nawet całe brązowe, są najsłodsze i najlepsze do ciast i mogą całkowicie zastąpić cukier w wypiekach.
Takie banany, to prawdziwe złoto, dlatego jeśli mam nadmiar, po prostu je zamrażam - w skórkach lub bez, nie ma to większego znaczenia - najważniejsze, ze nigdy ich nie wyrzucam.

Polecam wam kilka przepisów z wykorzystaniem przejrzałych bananów:


mega czekoladowe ciasto z ciecierzycy, bez mąki


chlebek bananowy


muffinki jabłkowe, bez mąki, tłuszczu, cukru i mleka


kokosowo-migdałowy chlebek bananowy - bezglutenowy




Składniki na 4-5 porcji puddingu:

2 i 1/2 szklanki mleka roślinnego* (oczywiście może być zwykłe)
1/2  szklanki nasion chia
2 łyżki dobrego, niesłodzonego kakao
dowolne "słodzidło" w ilości jaka wam odpowiada (u mnie ok. 1 łyżki stewii)

Prażone owoce:
2 jabłka
2 pomarańcze
2 gruszki
3 goździki

Kakao i stewię rozrobić w małej ilości lekko podgrzanego mleka (ok. pół szklanki). Przelać do większego naczynia, dodać resztę mleka i nasiona chia, i dobrze wymieszać.
Odstawić do lodówki na co najmniej godzinę, a najlepiej na noc (chia kilkukrotnie zwiększą objętość). Pudding można podawać z dowolnymi owocami, świeżymi lub prażonymi.

Owoce obrać i pokroić na małe kawałki, dodać goździki (pomarańczę najlepiej wyfiletować, czyli obrać, wykroić miąższ znajdujący się między błonkami, a to co zostanie mocno ścisnąć; powstały sok dodać do reszty owoców). Prażyć na średnim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż dżem zacznie gęstnieć. Zmniejszyć płomień i prażyć cały czas mieszając, aż do osiągnięcia odpowiedniej konsystencji (płyn powinien całkowicie wyparować). Wyjąć goździki, ostudzić, przełożyć do słoiczka i wstawić do lodówki.
Jeśli chcecie, żeby dłużej postał, wtedy trzeba gorący dżem przełożyć do słoika, zakręcić, odwrócić i tak zostawić aż do ostygnięcia. Dopiero wtedy wstawić do lodówki.

* Można użyć dowolnego mleka, zarówno zwierzęcego jak i roślinnego, np. migdałowego, kokosowego, owsianego, ryżowego itp. Ja użyłam takiego, jakie akurat miałam w domu.

Smacznego :)

sobota, 28 listopada 2015

Najlepsze, najprostsze krewetki - z masłem i czosnkiem

Niestety zdjęcia robione wieczorem... Jakie są, każdy widzi ;)

Moje ulubione - najulubieńsze, najpyszniejsze i najprostsze.
Takie prawdziwe kuchenne koło ratunkowe, gotowe dosłownie w pięć minut!
Pod warunkiem, że macie krewetki w zamrażalniku.
Lub dobrze zaopatrzony sklep rybny w pobliżu.
I natkę pietruszki na grządce lub w lodówce. 
I... czosnek.
 Tam, gdzie trzymacie czosnek ;)
No i musicie lubić krewetki - bez tego ani rusz.

Jak bardzo chcecie, to możecie się z kimś podzielić, ale ja wciągam wszystko sama :)))

Krewetko-maniaczka  zawsze ma krewetki w zamrażalniku ;)


Najlepszy i najprostszy przepis na krewetki


Składniki:
250-300 g świeżych lub mrożonych, obranych krewetek tygrysich (surowych, lub obgotowanych)
2 duże ząbki czosnku
1 łyżka masła klarowanego
pół drobno posiekanej papryczki chilli (lub ostra papryka w proszku)
ok. 1 łyżki posiekanej natki pietruszki lub kolendry
sól, pieprz
sok z cytryny do smaku

Krewetki rozmrozić. 
Można zostawić je na noc w lodówce lub w inny sposób rozmrażać powoli, ale... jeśli jesteście bardzo głodni, można przelać je na sicie ciepłą (nie gorącą!) wodą. Rozmrożą się dość szybko. Niektórzy mówią (uprzedzam komentarze ;)) że przy takim rozmrażaniu krewetki tracą na smaku, ale ja, prawdę mówiąc, niczego takiego nie zaobserwowałam, a jadłam je wiele razy.
Z resztą... Kto by się tym przejmował, kiedy jest głodny, jak wilk ;)

Na patelni rozpuścić masło, dodać posiekany czosnek i chilli. Smażyć ok. 30 sekund, cały czas mieszając.
Dodać dobrze odsączone krewetki, sól i pieprz. Smażyć, aż staną się różowe (ok. 2-4 minuty, w zależności od wielkości). W połowie czasu smażenia trzeba je odwrócić na drugą stronę. 
Jeśli krewetki były wstępnie podgotowane, wystarczy jeśli się podgrzeją i lekko zrumienią (ok. 2 minuty). 
Pod koniec dodać sok z cytryny do smaku oraz posiekaną natkę.
Wymieszać i zajadać.

Smacznego :)


środa, 18 listopada 2015

Mule w curry, z makaronem


Kuj żelazo... yyy... mule ;) póki gorące! 

U nas ostatnio mnóstwo ryb i owoców morza, zwłaszcza muli. Trzeba wykorzystać "sezon" i najeść się na zapas. A co, jeśli później nie będzie? ;-)

Przepis powstał w 5 sekund, i jest inspirowany kuchnią indyjską, z małym, polskim akcentem w postaci chrzanu. Wyszło pysznie, więc po prostu muszę się z wami podzielić.
Żebyście też mieli pysznie.
Będziecie mieli.
Jak sobie zrobicie ;)


Przepisy na mule:

Jak zrobić mule w curry?

Składniki:
dla 4-5 osób

1 kg oczyszczonych muli
50 ml (mały "chlupek") koniaku lub brandy
2 szalotki bananowe lub 1 średnia cebula
3 ząbki czosnku
pół łyżeczki mielonej kurkumy
1 łyżeczka indyjskiego, niezbyt ostrego curry (lub garam masala)*
skórka z limonki lub cytryny + trochę soku
1 Ł tartego chrzanu
1 Ł klarowanego masła, ghee
1/2 szkl słodkiej śmietany 12%
sól, pieprz, szczypta cukru
garść posiekanej bazylii

500 g makaronu (ładnie wygląda i dobrze chłonie sos taki, jak widać na zdjęciu, ale dobre będą również kokardki, świderki lub kolanka). Jeśli danie ma być bezglutenowe, użyjcie makaronu ryżowego, najlepiej tutaj pasuje.


Mule opłukać pod bieżącą wodą i odsączyć na sicie. Otwarte wyrzucić. 
W międzyczasie, robiąc sos, ugotować makaron na półtwardo (al dente).
W głębokim rondlu rozgrzać ghee, dodać posiekaną szalotkę i czosnek, oraz przyprawy (ostrożnie z solą, ponieważ sporo soli uwolnią małże). Smażyć na niedużym ogniu, następnie dodać koniak, chrzan, skórkę z cytryny, dużą szczyptę cukru i ok. 300 ml (kubek) wody. 
Zagotować, dodać mule, wymieszać, przykryć pokrywką i gotować, od czasu do czasu potrząsając garnkiem,  aż muszle się otworzą (ok. 3-4 min). Dodać śmietankę i doprawić sokiem z cytryny.
Odcedzić makaron, zachowując ok. 1 szklanki wody.
Dodać makaron do muli, i wymieszać podrzucając garnkiem (lepiej nie mieszać łyżką, żeby mule nie powypadały) i spróbować, czy nie trzeba doprawić.  Posypać wszystko bazylią, oprószyć świeżo zmielonym pieprzem i od razu podawać.
Jeśli danie musi trochę zaczekać, przyda się ta zostawiona woda z makaronu, bo makaron szybko wchłania sos. Jeśli postoi, danie bardzo zgęstnieje i wtedy rozrzedzimy je tą wodą, nie psując smaku sosu.

Smacznego :)

*ogólnie dostępne u nas curry w proszku, to coś zupełnie innego niż indyjskie curry, dlatego jeśli przyjdzie wam do głowy, żeby go użyć, lepiej rozejrzyjcie się za mieszanką garam masala, która można kupić np. w dużych marketach lub sklepach "orientalnych". 

wtorek, 3 listopada 2015

Kremowa zupa z pieczarek i boczniaków


Powiem tak: królową piękności, to ta zupa nie jest, ale do szarfy królowej smaku śmiało może pretendować.
Absolutna pycha!
Jest tak z pewnością dlatego, że jest w niej bardzo dużo grzybów - pieczarek i boczniaków, a grzyby zawierają umami, czyli piąty (odkryty na początku XX wieku) smak. Tak więc to, co jemy może być nie tylko słone, słodkie, kwaśne, czy gorzkie, ale również... umami, czyli wyśmienite :)
Umami to coś, co przypomina kwas glutaminowy, występujący nie tylko w mięsie, ale i w sfermentowanych, azjatyckich sosach i pastach (rybnym, sojowym, paście krewetkowej), a także w serach i orzechach. Nazywany jest naturalnym glutaminianem sodu.

A co do grzybów... Między bajki należy włożyć fakt, że są one TYLKO smaczne, ale niestety nie posiadają żadnych wartości odżywczych.
Nie wiem dlaczego tak długo pokutowała (i niestety nadal pokutuje) ta krzywdząca opinia. Grzyby są bogatym źródłem białka, witamin i mikroelementów, a także wspaniałym antyoksydantem.

Ps. Właśnie parę minut temu mój syn powiedział, że to zaje* (czytaj: przepyszna) zupa :)
A cytując dalej mojego Miśka: nie ma jak u mami (albo umami) ;)

No dobrze... Poczytane? To teraz do garów ;)




Składniki:
ok. 20 dag boczniaków
ok. 50 dag pieczarek
1-1.5 litra bulionu warzywnego (jedzący mięso mogą użyć jakiegokolwiek wywaru mięsnego)
1 średnia marchewka
1 nieduża cebula
2-3 ząbki czosnku
2 nieduże ziemniaki
mały pomidor
szklanka mleka (może być roślinne, najlepiej ryżowe lub kokosowe)
czubata łyżeczka ostrej musztardy (np. rosyjskiej)
1 łyżka klarowanego masła lub oleju
sól, świeżo zmielony pieprz, opcjonalnie świeży lub suszony tymianek
prażone pestki

mile widziane będą posiekane, świeże zioła (natka, tymianek)

 

Grzyby, cebulę, czosnek i marchewkę posiekać w jakikolwiek sposób - nie ma to większego znaczenia, ponieważ zupa będzie zmiksowana.
Na patelni rozgrzać tłuszcz, dodać warzywa i grzyby i podsmażyć, aż lekko się przyrumienią. Pod koniec doprawić solą i pieprzem. Ważne, żeby wytworzyła się taka przyrumieniona warstwa, jak na zdjęciu powyżej, ponieważ nada ona smak zupie.
W międzyczasie podgrzać bulion i dodać do niego obrane i pokrojone w jak najmniejszą kostkę ziemniaki (wtedy szybko się ugotują).
Na patelnię wlać 1-2 chochelki wywaru, pogotować wszystko razem mieszając, tak, żeby przyrumienione resztki odkleiły się od jej dna i ścianek.
Przelać zawartość patelni do garnka, dodać posiekanego pomidora oraz musztardę.
Gotować na małym ogniu, aż warzywa i grzyby będą miękkie, wtedy dodać mleko i - jeśli trzeba - ponownie doprawić i dodać suszony tymianek.
Jeśli nie mamy prażonych ziarenek, prażymy kilka łyżek ulubionych (np. dynia, słonecznik, semię lniane, orzechy, sezam) na suchej patelni.


Zupę miksujemy, a przed podaniem każą porcję posypujemy prażonymi pestkami i ulubionymi, siekanymi ziołami.

Smacznego :)


czwartek, 10 września 2015

Peperonata - na obiad i do słoików na zimę



Peperonata, to paprykowo-pomidorowy gulasz/potrawka, jednak ja wolę używać oryginalnej nazwy, bo brzmi jakoś tak... apetycznie :) Zdecydowanie lepiej niż "gulasz".

Jest prosta, pyszna i bardzo łatwa do przygotowania, a możliwości jej wykorzystania są ogromne. Może być samodzielnym daniem, dodatkiem lub sosem do makaronu, ryżu, kasz, fasoli czy ziemniaków.
Można ją wekować na zimę, można ją mrozić, a także przez kilka dni przechowywać w lodówce, gdzie z każdym dniem staje się smaczniejsza.
Tylko nie pytajcie, jak długo może stać w lodówce, bo będę musiała odpowiedzieć, że niestety niezbyt długo ;) U nas znika błyskawicznie, zupełnie jakby prowadziła drugie, sekretne życie i nocami wykradała się z domu ;)


Wspaniale smakuje zarówno na gorąco, jak i na zimno. Jest doskonałym dodatkiem do grillowanych kiełbasek, grillowanego, smażonego, czy duszonego mięsa. Można ja dodać do zupy pomidorowej czy paprykowaej, lub innych, warzywnych zup - bardzo wzbogaci smak. Jest pysznym farszem do naleśników, placków, bułeczek, pizzy, albo "smarowidłam" do grzanek. Doskonale pasuje do warzywnych sałatek, serów (mozarella, feta), jajek, oliwek. I wreszcie... Można ją wyjadać wprost ze słoika - mój ulubiony sposób :)


Przepis jest tradycyjny, włoski i ma ponad pięćdziesięcioletnią tradycję. Moim zdaniem to danie wygląda i smakuje jak spełnienie marzeń o pysznym posiłku :) Wystarczy kilka kromek grillowanego, czosnkowego pieczywa suto obłożonego peperonatą, trochę aromatycznego, świeżego oregano, może plasterek mozarelli, kieliszek schłodzonego wina...? I wygodny fotel pod rozłożystym drzewem w ogrodzie...

Brzmi rajsko? :)

Jak zrobić najlepszą peperonatę?

4 łyżki oleju (u mnie oliwa)
250g pokrojonej w paski czerwonej cebuli  (u mnie mix: żółta, biała i czosnkowa)
2 rozgniecione ząbki czosnku
2 liście laurowe
4 czerwone i  2 żółte papryki pokrojone w paski (u mnie mix kolorów)
500g dojrzałych pomidorów, obranych ze skórki i posiekanych
Sól i świeżo zmielony pieprz
Szczypta cukru (u mnie łyżka stewii)

Ja dodaję jeszcze świeże, posiekane oregano.


W głebokim rondlu (być może trzeba będzie użyć dwóch, lub smażyć partiami*) rozgrzać oliwę. Podsmażyć cebulę, czosnek i liście laurowe. Smażyc ok. 5 minut mieszając.
Dodać paprykę, wymieszać, przykryć i dusić na niewielkim ogniu przez ok. 10 min.
Dodać posiekane pomidory, sól, pieprz i cukier, i gotować, już bez przykrycia, kolejne 30 min.
Od czasu do czasu zamieszać.
Kiedy wszystko zgęstnieje i składniki się połączą, danie jest gotowe.
Można wykorzystać od razu, lub zapakować do słoików na zimę.

*jeśli macie tego dużo, lepiej rozłożyć do dwóch rondli, ponieważ pomidory puszczają dużo soku i zanim się ugotują i odparują, papryka może się rozgotować, a nie powinna; ja robiłam teraz dużą porcję w wielkim rodlu, z przeznaczeniem do wekowania. Po kilku minutach duszenia z pomidorami "odłowiłam" paprykę, a sos odparowałam osobno; później wszystko połączyłam i zawekowałam.


Smacznego :)